Rozdział trzydziesty czwarty
Dwudziestego trzeciego grudnia Olga zaczynała służbę na pierwszej zmianie. Co prawda znała wszystkich strażaków, ale przeczuwała, że aklimatyzacja w nowym gronie trochę potrwa. Po drodze do pracy wstąpiła do cukierni i kupiła dla wszystkich chłopaków porządny kawał sernika - powinien ułatwić sprawę.
Zdążyła dotrzeć do kuchni i położyć na stole ciasto, gdy jeden ze strażaków klepnął ją w ramię.
- Pośpiesz się, bo stary chce coś ogłosić. A tak w ogóle, to witamy na najlepszej zmianie.
- To się jeszcze okaże - powiedziała, przyglądając się rozbawionej twarzy mężczyzny.
- Na co czekasz? Przebieraj się - ponaglał. - Trochę głupio spóźnić się na pierwszej służbie.
Olga spojrzała na zegar zawieszony na ścianie i pognała do swojej szafki. Była już prawie gotowa, jeszcze tylko buty i mogła biec na garaż. Włożyła szybko jedną stopę, a zaraz za nią drugą. Poczuła coś dziwnego. Skarpetki powoli czymś nasiąkały.
- Co jest? - Wyjęła stopę. - Ja ich chyba zabiję!
Z podniesioną głową stanęła w szeregu i spojrzała na rozbawione towarzystwo.
- Serio?! Jajka?! A ja wam, dranie, sernik kupiłam!
- Chętnie zjemy, Krasnalu! - krzyknął chłopak, który ją wcześniej popędzał.
Olgę dręczyła myśl, że nigdy tego nie doczyści. Choćby nie wiem jak się starała, po kilku dniach smród będzie nie do wytrzymania.
Ledwo co dowódca kazał się rozejść, a już ogłoszono alarm. Na niestrzeżonym przejeździe kolejowym doszło do tragedii. Kierowca BMW nie zachował należytej ostrożności i wjechał prosto pod nadjeżdżający pociąg pośpieszny. W wyniku zderzenia pojazdów prowadzący samochód poniósł śmierć na miejscu.
Kilkanaście minut później Olga stała koło auta z kwaśną miną i obmyślała plan zemsty na chłopakach - słono jej zapłacą za każdy krok z jajecznicą chlupoczącą w butach.
- Nie wkurzaj się już, to taki żart na powitanie na naszej zmianie - odezwał się strażak, który stał obok Olgi.
- Wcale się nie wkurzam. Zliczam tylko każda minutę z tym klejem na stopach.
- Dobra, dobra. Wiem, że odpłacisz się pięknym za nadobne, ale sernikiem się podzielisz?
- A wy nie macie co robić? - zażartował przechodzący policjant.
- W sumie już nie. Czekamy - tłumaczył strażak. - Długo jeszcze to potrwa?
Trwały czynności wyjaśniające, więc wstrzymano ruch kolejowy. Na miejsce zdarzenia oprócz dwóch zastępów PSP, przybyła też jednostka OSP.
- Czekamy na prokuratora. Jest podejrzenie, że facet celowo wjechał na tory.
- Samobójca?
- Nie możemy tego wykluczyć.
- Widziałaś, ile z niego zostało? Normalnie rozmazany jak dżem.
- Spierdalaj stąd - warknęła Olga i wsiadła do auta.
Po powrocie do jednostki z ulgą zdjęła z nóg buty i westchnęła z rezygnacją. Złapała za ściągacz obrzydliwie klejącej się skarpetki i jednym ruchem zsunęła ją ze stopy. To samo powtórzyła z drugim, równie ohydnym kawałkiem odzieży. Wiedziała już, że trochę zajmie jej przywyknięcie do chłopaków. Postanowiła przestać analizować, więc upomniała samą siebie, że to tylko praca i czas to wreszcie zaakceptować. Pomaszerowała pod prysznic.
Po obiedzie zauważyła, że ma nieodebrane połączenia z nieznanego numeru.
- Kochanek? - zapytał strażak z drwiną w głosie.
Popatrzyła z litością na kolegę. Nie miała ochoty na kontynuowanie rozmowy, szczególnie z nim.
- Tak, zdrajco od śmierdzących jajek.
W tym samym momencie telefon znowu zadzwonił.
- Odbierz wreszcie.
Olga odwróciła się i wyszła z kuchni na korytarz. Zazwyczaj nie obdzielała swoim numerem wielu znajomych, a tego typu wielokrotne nagabywanie, mogło zwiastować nachalną reklamę lub kłopoty. Po jej szyi przebiegł dreszcz, ale odebrała.
- Słucham.
- Czy dodzwoniłem się do Olgi Wideckiej? - zapytał zdenerwowany męski głos.
- A kto pyta?
- To nieistotne i tak mnie pani nie zna. Od jakiegoś czasu próbuję się dodzwonić na ten numer, ale bezskutecznie...
- O co chodzi? - Olga była coraz bardziej zdenerwowana.
- Dzwonię, bo byłem świadkiem wypadku chłopaka. To on, zanim go zabrali helikopterem, podał mi ten numer i kazał przekazać, że miał wypadek.
- Proszę się uspokoić i powiedzieć mi, o jakiego chłopaka i o jaki wypadek chodzi.
- No na motocyklu. Zaraz, on się nazywał Zborkowski...
- Zborowski? Mateusz Zborowski?
- Chyba tak. Jechał tym motocyklem z dziewczyną. Chyba stracił panowanie i wpadł w poślizg czy coś.
- Z jaką dziewczyną?
- Mówił, że to jego kuzynka, ale ona zginęła na miejscu. On miał połamane nogi, więc kazał mi ją ratować, ale ona już nie żyła. Powtarzał w kółko, że wujek mu tego nigdy nie wybaczy i że ty musisz o tym wiedzieć. Chyba był w szoku...
Oldze wypadł telefon z ręki i z głuchym łoskotem uderzył o posadzkę. Osunęła się po ścianie i spojrzała na roztrzaskaną komórkę. Wsparła łokcie na kolanach, po czym złapała się za głowę. Była przerażona. Kiedy mogła już mówić, wyszeptała tylko jedno zdanie:
- Ty Architekcie Boży od siedmiu boleści, oko za oko to nie jest prawdziwa sprawiedliwość
Koniec
CZYTASZ
Córka strażaka
AcciónJest to powieść obyczajowa, opowiadająca o kobiecie szukającej własnego miejsca w życiu oraz prawdy o ojcu, który został oskarżony o molestowanie współpracownic. Akcja książki została osadzona w polskich realiach Państwowej Straży Pożarnej. Kobieta...