7

12 1 0
                                    

                                                                                 Caroline

                                                                      Kilka lat wcześniej..

Cała w łzach, chwyciłam list spod poduszki z moim imieniem, pociągnęłam nosem, siadając między dwoma łóżkami.

Cześć, Caroline.

Pewnie gdy to czytasz, a wręcz jestem pewna, że się udało, mnie nie ma :)

Chcę ci opowiedzieć, wszystko, jesteś właściwą osobą, ja niewłaściwą, powinnaś znać powód mojego odejścia.

Ludzie. Świat. Ojciec.

To przez nich, mnie nie ma, zrobiłam to bo jestem za słaba na taki świat, jestem po prostu niewłaściwą osobą. Ty jesteś właściwą, osobą, wiem to, ty jesteś silna.

- Nie jestem.. - szepnęłam, strzepując kilka łez, obraz coraz to bardziej mi się rozmazywał. - Nie jestem silna, Maya. Jestem słaba, jestem cholernie słaba, mogłyśmy to zrobić razem. Razem odejść. - szeptałam. - Jestem tchórzem.

Nie płacz za mną, łzy nie przywrócą mojego bicia serca.

- Nie potrafię..

Moje serce, za każdym razem kiedy cię widziałam z nowymi siniakami, łamało się, na malutkie kawałki. Błagałam tatę, by ci tego nie robił, nie słuchał mnie. Przepraszam.

- To nie twoja wina, siostrzyczko..

Nienawidzę siebie za to, że nic takiego nie zrobiłam, by cię przed nim chronić. Zawiodłam. Zawsze zasłaniałam uszy, gdy on przychodził w nocy, po ciebie, nie po mnie. Zawsze przychodził po ciebie, nigdy po mnie. Nienawidzę się za to, ja zasługuje na całe zło tego świata, nie ty, ja. Ty nic nie zrobiłaś.

Usłyszałam dźwięk łamanego serca, mojego serca, po przeczytaniu następnych słów.

Pewnie nienawidzisz mnie, za to. Nienawidzisz mnie za to, że się po prostu urodziłam, nienawidzisz mnie bo byłam twoją jedyną siostrą. Mogłam się nigdy nie urodzić. Przepraszam, że taka byłam, przepraszam, że byłam ulubienicą taty, nie chciałam nią być. Chciałam byś ty nią była, nie ja. Ty, ty zasługujesz na najpiękniejszą gwiazdę z nieba.

- Maya.. co ty..

Nigdy nie wiedziałam jak ci to wyjaśnić, że zawsze byłam ulubienicą rodziców, i że zawsze byłam w centrum uwagi. Potrzebowałam uwagi, gdy ktoś na mnie ją zwraca, czuję się pewniej, czuje się w pełni kochana, czuję się w końcu dla kogoś ważna..

- Dla mnie zawsze byłaś..

Mam nadzieję, że chociaż trochę mnie rozumiesz. Byłam niepotrzebnym elementem w waszym życiu. Dlatego postanowiłam się wymazać.

Miałam dość ludzi, zawsze mnie wyśmiewali, robili wszystko bym to ja była tą najgorszą, miałam już tego serdecznie dosyć. Wiem, że gdy się dowiedzą o mojej śmierci, będą się cieszyć. Każdy.

- Ja się nie cieszę, bez ciebie jest tu jakoś pusto.. ponuro. Brakuje słońca, którym ty byłaś.. Byłaś moim słońcem, rozświetlałaś każdy dzień, ja je zaciemniałam. Dalej to robię. To ty zawsze byłaś słońcem, ty byłaś dniem, ja nocą, księżycem..

                                                                                     ***

Zasłoniłam uszy dłońmi, przymykając oczy, ale to nie pomogło dalej słyszałam dokładne słowa taty..

- Zabiłyście ją! - wykrzyczał, na całe mieszkanie, w moich oczach pojawiły się łzy. - Ona kurwa nie żyje! - podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam jak coś zostaję stłuczone. - Kurwa! Wy też się powinniście zabić! Zapierdolcie się, kurwa. Lub ja to zrobię! Caroline, kurwa do mnie! - wstałam do pozycji siedzącej, zastanawiając się czy aby na pewno mam tam iść.. Co jeśli znowu mnie uderzy?.. Nie chce.. Nie chcę tak żyć. Chcę miłości rodziców, chcę by moja bliźniaczka żyła.. Naprawdę o tak dużo proszę?

Zsunęłam się, z łóżka Mayi, i szybko przeniosłam się do kąta. Cała się skuliłam, bojąc się, i bijąc się z myślami czy on zaraz tu przyjdzie i mnie uderzy.. Tak jak zawsze było. Nasze cierpienie, nakręcało go. Wtedy nie zna słowa ,,stop". Wyładowuje na nas swój gniew, nie myśląc o tym, że my też mamy uczucia. I cholernie, nas boli to wszystko. Poniekąd zazdrościłam, Mayi nie musi przeżywać tego piekła. Ja też bym nie musiała. Gdybym teraz odważyła się sięgnąć po żyletkę, ale.. Byłam za słaba, nie umiałam zrobić chociażby tej jednej małej cholernej kreski.

- Caroline! - usłyszałam zbliżające się kroki, w stronę mojego pokoju. Zamknęłam oczy, modląc się o to by ktoś mi pomógł. Doskonale wiedziałam, że nie wyjdę z tego cała, bez nowych siniaków..

Tamtego dnia, tata wyładowywał na mnie swoje cierpienie które wzięło się po jej śmierci, prawie mnie zabił. Ale nie przestawał.. Ledwo uszłam z życiem.

                                                                             Ig. zuzi_booktok_

LostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz