Caroline
-Mamo! Mamo!-krzyczałam, wbiegając do kuchni z rysunkiem, który dla niej narysowałam. Odwróciła się w moją stronę z nożem, odłożyła go i kucnęła, uśmiechając się szeroko.
Jej uśmiech był inny od każdego, który był skierowany w moim kierunku. Ten uśmiech, był jak lek wystarczył jeden i już byłam szczęśliwa. Moja mama, była najpiękniejsza na świecie, i najcudowniejsza. Kocham ją, i zawszę będę.
-Co tam, masz kochanie?-spytała.
Uśmiechnęłam się, a na moje policzka wpłynęły dołeczki.
-Taki prezent, dla ciebie.-udawałam zamyśloną, i specjalnie błądziłam wzrokiem byle nie na mamę. Pociągnęła mnie w swoim kierunku, stanęłam między jej nogami.
-Jaki prezent?
Spuściłam głowę, dzień się zapowiadał idealnie, tylko potem mój zły tata, zabrał moje pieniążki które przechowywałam na prezent dla mamy. Zbierałam je, na jej wymarzony zestaw sztućców.
-Skarbie, co się stało?-podniosła delikatnie moją brodę, bym na nią spojrzała.
-Przepraszam.-szepnęłam.-Tata zabrał moje pieniążki na twój urodzinowy prezent..
-Oh, Caroline. Nic się nie stało.-przytuliła mnie czule.-Największym prezentem dla mnie, jesteś ty.-wyszeptała do mojego ucha. Odsunęłam się od niej, i wyciągnęłam rysunek zza pleców, wręczając mamie.
-Proszę.. Wiem, mamo, że nie jest idealny ale..
-Jest perfekcyjny.-przerwała mi, złożyła całusa na moim czole.
-Kocham cię, mamo.-powiedziałam, przytulając się do niej.
Ta kobieta różniła się od innych, nie uczyła mnie szyć jak inne mamy swoje córki, tylko jak sobie poradzić w danej sytuacji.
Miesiąc później..
Ella Jones
1980 - 2023
Oddana żona, matka, przyjaciółka
Maya Jones
2001 - 2011
Oddana córka, przyjaciółka.
Spojrzałam na dwa nagrobki, a na trzeci nawet nie zajrzałam. Zbyt dużą, krzywdę wyrządził mi, mamie, i Mayi. To przez niego, moja bliźniaczka popełniła samobójstwo. Niech teraz się smaży w piekle u samego diabła.
Padłam na kolana przy nagrobku Mayi, zakryłam twarz dłońmi, dałam upust swoim emocjom, zbyt długo przed wszystkimi udawałam, że jest wszystko w porządku. A tak naprawdę, nie jest, zakładanie maski sprawia mi coraz to większą trudność. One nie żyją, straciłam przyjaciółki, którym wszystko mówiłam co siedziało w moim sercu, one mnie rozumiały. Jak nikt inny.
-Dlaczego wy?-załkałam, patrząc na ich wyryte imiona.-To ja mogłam być, nie wy.-mówiłam, i krzyknęłam na całe gardło. Nie obchodziło mnie to, że mogli być tutaj inni ludzie. Ja też cierpiałam, ale na swój sposób.-Brakuję mi was. Brakuję mi przyjaciółki.-zaśmiałam się.-Tęsknie, wciąż. Nienawidzę ojca, to wszystko przez niego, to przez niego nie żyjesz, Maya. Mogłyśmy zrobić to razem.-spojrzałam na jej nagrobek.-Dzisiaj są twoje urodziny. Najlepszego siostrzyczko. Oby ci tam było lepiej, niż tutaj na dole.
***
Wrzuciłam śmieci do kontenera, i zawróciłam w stronę mieszkania. Zdziwiłam się, gdy na wycieraczce było piętnaście żółtych róż. Chwyciłam je, i weszłam do mieszkania, usiadłam na fotelu, i zaczęłam szukać może jakiegoś liściku, ale na moje szczęście, nie było. Westchnęłam cicho, i zaczęłam szukać jakiegoś wazonu. Nie powiem, że nie miały przepięknego koloru. W końcu znalazłam przezroczysty wazon, nalałam do niego wody, i włożyłam róże, postawiłam na stole w niedużym salonie.
Mieszkanie po nich, nie było za duże, ale idealne jak na jedną osobę, salon był łączony z kuchnią, były tutaj dwie sypialnie, jedna należąca do nich, jedna do mnie, była też nie za mała łazienka. Wszystko było zachowane w ciemnych kolorach, ale było też od groma kwiatów, które mama tak uwielbiała.
***
Jęknęłam cicho, i na ślepo jedną ręką próbowałam wyłączyć budzik, przewróciłam się na drugą stronę, kiedy ten nieszczęsny dźwięk ucichł. Ale nie należałam się, gdyż usłyszałam dzwonek, wzięłam głęboki oddech, i się podniosłam. Przetarłam twarz dłońmi, stanęłam przed lustrem i szybko ułożyłam włosy, by nikt kto mnie zobaczy nie zszedł na zawał. Skierowałam się ku drzwiom, i jakie było moje zdziwienie kiedy nikogo tam nie zastałam prócz następnych piętnastu żółtych róż. Postawiłam je na blacie w kuchni, i poszłam po wazon z wczorajszymi różami. Przejrzałam je dokładnie, a kiedy nie znalazłam żadnego liściku, wymieniłam wodę i dałam nowe róże do wazonu. Szybko odstawiłam róże na stole, w salonie, i pędem zrobiłam sobie płatki, zjadłam i od razu zaczęłam się szykować do pracy.
Dwa tygodnie temu, zaczęłam pracę w ekskluzywnej restauracji, niedaleko mojego mieszkania. Bo w końcu, muszę z czegoś żyć, a z tych groszy które uzbierałam na studiach nie przeżyje za długo.
Stanęłam przed lustrem, i dokładnie przyglądałam się swojej kreacji. Na moje większe nogi, założyłam beżowe przewiewne dzwony, na górę zarzuciłam białą zwykłą koszulkę z jakimś tam czarnym napisem, włosy spięłam w niechlujnego koka, zrobiłam delikatny makijaż, a na stopy zarzuciłam botki, do tego kilka złotych bransoletek. Westchnęłam cicho, i podwinęłam bluzkę, chwyciłam dłońmi mój brzuch. Nie jest płaski, jak u innych dziewczyn, jest taki nijaki, jak i moje nogi, przez które noszę rozmiar 38, a bluzki 40, nienawidzę przylegających bluzek, czuję się wtedy niekomfortowo, i jeszcze brzydsza. Próbowałam coś z tym zrobić, ale po prostu nie umiem. Gdy dostanę wypłatę, odłożę jakąś część do dietetyka.
Przyglądałam się swojemu odbiciu, dopóki nie zadzwonił dzwonek w moim telefonie sygnalizujący, że muszę już wyjść, bo inaczej się spóźnię. Wzięłam z wieszaka szmacianą torebkę, włożyłam słuchawki do uszu, zakluczyłam drzwi, i wyszłam.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ta restauracja sprowadzi mnie na niewłaściwe tory..
Ig. zuzi_booktok_