Rozdział VII: Dama pikowa

154 5 2
                                    




Miało nie być, a jest!

Sponsor dzisiejszego odcinka to moja bezsenność o podłożu stresowym (i może to być widać, ale postaram się wyłapać błędy po egzaminach). Chyba dobrze się składa, bo ten rozdział zamyka pierwszą "część" naszej historii!

Smacznego!

***

„Zasiedli społem:

Każdy nad stołem

Wsparty,

A każdy w wiście

Bił zamaszyście

Karty.

I tylko czasem

Przerwą z hałasem

Ciszę:

Każdy na desce

Kredą po kresce

Pisze."

A. Puszkin

***

Petersburg, 4 stycznia 2005 r.

Powietrze było ciężkie i naelektryzowane. Mimo zamkniętego okna, zasłony huśtały się i wydymały, zupełnie jakby nie zostały wykonane z grubego, sztywnego aksamitu. Zapach krwi stawał się coraz intensywniejszy, mieszając się z odorem kurzu i pleśni. Wszystko zwiastowało tragedię – to poczucie uderzyło w niego niczym ta pierwsza szklanka wódki po wejściu do ciepłego pomieszczenia, mocno i z opóźnieniem.

Zachwiał się, czując, jak jego usta wypełnia wata.

– Draco... – głos Theo nadal był lekko przytłumiony, nie widział zielonych oczu przyjaciela zza mgły, która przysłaniała mu świat.

– Blaise...

– Nie jestem Blaise. Jestem Theo.

Theo.

– Myślałem, że nie żyjesz. Krew na policzkach...leżałeś tam...

Zacierało się. Wspomnienia Anglii i Petersburga. Wojna i zesłanie. Życie przed i po śmierci. Popioły wirujące w powietrzu nad płonącym zamkiem i pierwszy, rosyjski śnieg – nie umiał ich rozróżnić. Spazmatycznie nabrał powietrza, które smakowało krwią, tak samo jak tamtego dnia, podczas bitwy o Hogwart. Znów spróbował wziąć oddech. Wszystko go przerastało. To było za dużo, za mocno. Tak bardzo marzył, żeby znów coś poczuć, cokolwiek, a teraz miał wrażenie, że byłby gotów zdrapać z siebie skórę, byle uciec od tego mrowienia, swędzenia, paniki, która powoli wypełniała jego ciało, pulsowała w jego żyłach.

– Żyję. Jestem tutaj.

Coś go dotknęło. Delikatnie, niespodziewanie musnęło jego kark. Wzdrygnął się, mocniej zaciskając palce. Wszystkie świece w pomieszczeniu zapłonęły ostrym, jasnym blaskiem.

– Myślałem, że nie żyjesz...że cię nie obudzę.

Podłoga zaskrzypiała.

– Żyję. Jestem tutaj, Draco. Nie jestem Blaise. On nie żyje od lat, to było wieki temu...

Zabinni nie żyje od lat.

Pamiętał, jak klęczał przy jego zwłokach, całymi godzinami błagając, by przestał się wygłupiać. Rzucał Aquamenti za Aquamenti, próbując go ocucić, tak długo aż skóra Ślizgona błyszczała niczym polerowany mahoń, a biała koszula całkowicie przykleiła się do ciała. Kiedy ojciec próbował go stamtąd zabrać, ryczał jak ranne zwierzę, wczepiając się rozpaczliwie w szkolną szatę kolegi. To był pierwszy raz, kiedy poczuł, że jest gotów się poddać. Pierwszy raz, kiedy wojna go przerosła, kiedy stała się prawdziwa.

Między Petersburgiem a Londynem || DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz