Rozdział III: Burza

103 5 0
                                    

„Piękne są we mgle morskie fale,

Kiedy się z nieba błysk wynurzy,

Wierz mi, piękniejsze na tej skale

Dziewczę - od nieba, fal i burzy"

- A. Puszkin

***

Petersburg, 3 stycznia 2005 r.

Gdyby ktoś zapytał Draco, co było najcięższe w zesłaniu, bez zastanowienia odpowiedziałby, że praca.

Zanim Wizengamot skazał go na opuszczenie Magicznej Wspólnoty Europejskiej, nigdy nie musiał pracować. Oczywiście Voldemort zlecał mu rozmaite misje, które były wyczerpujące psychicznie, magicznie i fizycznie, jednak nie określiłby ich mianem pracy. Gdy razem z Nottem puścili poobijane jajko fabergé, a ich stopy uderzyły o ośnieżony bruk placu Senackiego, Malfoy zdał sobie sprawę, że od tego momentu jest skazany na siebie i nic — ani nazwisko, ani koneksje, ani galeony, które jego rodzina gromadziła całymi latami, nie będą w stanie mu pomóc. Pierwszą noc w Rosji spędził, przewracając się z boku na bok i rozmyślając o pojęciu zatrudnienia. Poświęcanie swojego czasu i siły tylko po to, by dzielić się zyskiem, wydawało mu się absurdalnie głupie. Pamiętał, jak przysięgał sobie, że nigdy nie zniży się do pracy dla mugoli (co było dość odważnym założeniem, biorąc pod uwagę, że jego różdżka, a raczej to, co z niej pozostało, spoczywało na dnie ministerialnego skarbca).

W pewnym sensie udało mu się dotrzymać złożonej obietnicy — praca na targu przy Udzielnej była jego własnym biznesem. Samodzielnie przeczesywał strych kamienicy Theo, naprawiał interesujące przedmioty i każdemu z nich tworzył porywającą, wielowątkową historię. Klienci uwielbiali jego opowiastki. Bywały dni, gdy całe grupy zbierały się wokół stoiska, słuchając jak snuje historie o krwawych walkach, nieodwzajemnionych miłościach i cudownych odnalezieniach. Jego akcent sprawiał, że każda z historii nabierała wiarygodności, nęcąc znudzonych petersburczykówswą ekscytującą egzotyką.

— Masz dar — powiedział kiedyś Grisza, który sprzedawał biżuterię na straganie obok.

— To żaden dar — burknął wówczas, kładąc na stole ciężki kufer — zwykłe łgarstwo.

Jego ręce upstrzone były odciskami, a dolna część kręgosłupa promieniowała dotkliwym bólem. Arystokratyczne, magiczne wychowanie nie przygotowywało na dźwiganie skrzyń pełnych mosiężnych świeczników przez dobre osiem kilometrów.

Cholerni mugole.

Cholerne marszrutki.

— Łgać też trzeba umieć — odparł Grisza i zaprezentował mu cały wachlarz pożółkłych od papierosów zębów.

Tego dnia, po pracy, wydał wszystkie zarobione ruble na wódkę. Grisza, wraz z kilkoma innymi sprzedawcami, oprowadzili go po najpaskudniejszych norach w Petersburgu, a jego słownictwo wzbogaciło się o dziesięć nowych przekleństw. Na początku czuł się obrzydzony ich prostackim humorem i mugolskim pochodzeniem, jednak zaskakująco szybko (gdzieś w okolicy trzeciej szklanki), z zaskoczeniem stwierdził, że w zasadzie cholernie mało go to obchodzi. Koło czwartej nad ranem wtoczył się do kamienicy Notta, podśpiewując Kalinkę, zmęczony, przepocony i pijany tą nowo odkrytą prawie-wolnością.

Od tego czasu Udzielna przestała być jedynie ciężkim obowiązkiem i próbą wprowadzenia jakiejkolwiek treści do jego pustego, smutnego życia. Draco zaczął naprawdę się starać, jakby za wszelką cenę potrzebował udowodnić sobie, że istnieją jeszcze rzeczy, w których jest dobry. Odmalowywanie, czyszczenie i naprawianie rodzinnych pamiątek Theo zaczęło go relaksować. Sprzedawcy witali go szerokimi uśmiechami i zapraszali na wspólne wyjścia. Zainteresowanie klientów sprawiało, że chciało mu się żyć i (chociaż nigdy, przenigdy nie przyznałby tego nawet brygadzie aurorów z pozwoleniem na użycie Niewybaczalnych) było coś dziwacznie satysfakcjonującego w zarabianiu. Praca go odmieniła. Skóra na dłoniach stała się szorstka, jego rysy się wyostrzyły, a ciało nabrało mięśni od długich wędrówek i dźwigania towaru.

Między Petersburgiem a Londynem || DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz