angrier than me

7 1 0
                                    

[ Obejrzyjcie moje reblogi na tiktoku, albo sprawdźcie tych twórców: abdulfalasteen, fr0gblush3, azfarasikhansee, _motaz.azaiza, destahknee, voicesofthepeople1 ]

Gdy Blake w końcu dogonił Dereka i Scotta, zdał sobie sprawę, że cała trójka była znacznie bliżej wilkołaków niż myśleli. Mógł nawet widzieć ślady butów na ziemi. Jego klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół w szybszym tempie, ale jego uwaga pozostała skupiona na starszym mężczyźnie. Jakby czekał, aż on coś powie. Albo po prostu na to, by  lepiej wyjaśnił, jaki jest ich plan w tej chwili. Przecież już od kilku godzin biegali za wilkołakami. A Blake częściowo miał dość dyszenia prawie w każdej sekundzie.

— Czy to oni? – zapytał Scott, klęcząc przy śladach.

— Nie jesteśmy jedynymi, którzy zdecydowali się trzymać razem. — Derek zauważył na głos. Jednak brunet obserwował również miejsce wokół nich. Potem usłyszał pytanie Scotta, czy to ułatwi im sprawę. — Nie wiem.

— Derek. Widziałem, jak Boyd próbował rozerwać dwójkę małych dzieci na strzępy. Czy będą próbowali zrobić to każdemu, kogo znajdą?

— Wszystkim i każdemu.

Blake patrzył, jak Derek odchodzi od nich. Jednak równie szybko oni ruszyli za mężczyzną. Scott i Blake po prostu szli przez las. Szukając jakichś rzeczy pozostawionych przez dwójkę wilkołaków, starali się za nimi podążać. Znaleźć ich, zanim znajdą innych ludzi, których mogą zranić na całe życie. Plecy Blake'a były jeszcze bardziej wyprostowane niż przedtem, bardziej napięte. Nie mógł teraz dać się zmylić w jakikolwiek sposób, nie zrobi tego.

Jednak jego myśli wciąż oddaliły się od obecnej sytuacji. Zaczął się zastanawiać, co robi Lydia, czy jest w domu i czy jest bezpieczna, czy nie. Tylko silne uczucie niepokoju mówiło mu, że stanie się coś złego. Pomimo tego, że próbował znaleźć odpowiedź, nic nie dawało mu jej. Nie mógł jej też znaleźć po kilku minutach marszu. Nawet krzyk rozchodzący się po jego umyśle nie dał mu lepszego wytłumaczenia. Być może to jeszcze bardziej zmyliło i zakłopotało to nastolatka.

Przez ciszę i przez jego myśli przetarł się głośny krzyk. Cała trójka poszła za nim bez większego zastanowienia. Isaac, Derek i Scott rozpoczęli walkę z Corą. Blake spróbował sprawdzić, czy Vernon jest blisko. Nic jednak nie widział. Skupił się więc z powrotem na reszcie. Isaac leżał na ziemi. Brat Blake'a stał nad nim, a Hale po ich przeciwnej stronie. Na wypadek, gdyby pobiegła w jego stronę, on przygotował się do złapania Cory. Pomimo wszystko, gdy otaczali ją wszyscy, nie trzeba było do tego wiele.

Cóż, przypuszczał, że tak właśnie się stanie. Nie przygotował się na to, że po prostu go rzuci! Zobaczył, jak biegnie w jego stronę, a blondyn ledwo mógł dotknąć Cory. Bo zanim zdążył wziąć porządny wdech, przeleciał prosto przez powietrze. W tym momencie uniósł brwi, a jego oczy się rozszerzyły. Zamknęły się zaraz po tym, jak uderzył w jedną ze skał. Ból przeciągnął się na tyle jego głowy. Podążył w dół jego ciała, które wciąż opierało się o skałę.

— Kurwa... — Blake zaklął, siedząc na ziemi. Patrzył, jak Derek i Isaac natychmiast pobiegli za dziewczyną. Pozostał tam jednak jeszcze przez chwilę. Nie mógł skupić się na niczym innym niż na bólu. Albo nawet szoku, jaki wywołało to, że Cora była w stanie to wszystko zrobić. Później Blake przesunął rękę na tył głowy. Próbował też wygładzić tam włosy, gdy ciągle rozmyślał. — Czy Vernon... Nie, nie ma mowy...

— Blake? Czy ty nie miałeś być silniejszy od nich? Albo tak właściwie od każdego wilkołaka, jaki istnieje? — Scott podszedł do niego, po rozmowie z kobietą, która została przez nich uratowana wcześniej. Stał przed bratem, z rękami opartymi na swoich biodrach.

Hearts series 1 || Teen WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz