Angel siedział skulony na swoim łóżku. Głaskał Fat Nuggets'a żaląc mu się przy tym. Nie miał już nawet siły płakać, w sumie nawet nie wiedział, dlaczego miałby to robić. To znowu jego wina, że źle zinterpretował ostatnie chwile, w których Husk okazał mu tyle troski. To była jego wina, że uwierzył, że ktoś mógł się o niego martwić. To była jego wina, że pozwolił swojemu sercu znowu się do kogoś przywiązać, że zaczął żywić nadzieję, że Husk będzie tym, który wyciągnie go z tego bagna lub będzie tkwić w nim razem z nim. Prawda była taka, że w piekle nikt nikim się nie interesował, jeśli nie miał żadnych profitów z danej znajomości.
Żale Angel'a przerwał kolejny dźwięk wiadomości. Początkowo zignorował to, jednak nadawca nie dawał za wygraną i bombardował demona kolejnymi powiadomieniami. Zirytowany pająk sięgnął w końcu po swój telefon. Skrzywił się, widząc imię swojego alfonsa na wyświetlaczu.
— Czego ten dupek znowu chce? — zapytał sam siebie lub Fat Nuggets'a, który zakwiczał tylko cichutko. - Jakby mu jeden raz nie wystarczył, co nie Nagg's?
Wiadomości były oczywiście chaotyczne. Jedne były zimne, oschłe, zawierające same wulgaryzmy i wyzwiska, drugie zaś zawierały już przeprosiny i słodkie słówka. Valentino pisał w nich, że dostał super ofertę, na której zarobią znacznie więcej niż na innych i Angel musi zjawić się po południu, a nie wieczorem — jak obiecał wcześniej.
Anthony zacisnął powieki. Przebrał się w coś wygodnego, ale stylowego. Wziął telefon, pogłaskał świnkę, mówiąc, że być może niedługo wróci i skierował się w stronę holu.
Z racji, że było bardzo późno, bar był pusty. W końcu Husk też udawał się na krótsze czy dłuższe drzemki, w końcu, co miał robić sam w środku nocy w barze? Demon chwycił jedną z butelek i prawie natychmiastowo ją opróżnił. Następnie sięgnął po kolejną, ale tę już wziął ze sobą.
Wyszedł najciszej, jak potrafił. Gdyby ktoś (zwłaszcza Charlie) go usłyszał, z jego chwilowej (lub nie) ucieczki byłoby nici.
Chodził od baru do baru. Upijał się, chociaż obiecał sobie, Husk'owi, Nuggets'owi, że nie będzie już tego robić bez powodu, ale teraz miał powód, prawda? Po prostu chciał na chwilę zapomnieć o Husk'u, Valentino, o myślach, które znów zaprzątały mu głowę. Nie chciał słyszeć już tych denerwujących powiadomień o kolejnych wiadomościach. Zaczął zastanawiać się, po co w ogóle wziął ten telefon? Może myślał, że jednak ktoś z bliskich się zmartwi? Zauważy jego nieobecność? Wybudzi się ze swojego snu wiedziony złymi przeczuciami?
Wyłączył telefon i upił kolejny łyk z kieliszka. Oparł głowę o rękę i wpatrywał się w dno szkła. Jego jakże ciekawą czynność kolejny raz (bo działo się to, co kilka minut) przerwał jakiś demon. Oczywiście kojarzyli Angel'a, więc spotkanie go w barze, totalnie pijanego było idealną okazją na szybki numerek, być może nawet darmowy.
— No witam gwiazdeczkę. Co tu robisz sam pajączku? Czyżbyś był teraz w pracy? — uśmiechnął się szyderczo i zajął miejsce obok Dust'a. Był całkiem wysoki, miał biały uśmiech, zielone oczy z wąskimi źrenicami i czarne, roztrzepane włosy. Boki jego twarzy zdobiły czarne paski, a skóra była lekko pomarańczowa. Posiadał również pomarańczowy w czarne paski ogon, co od razu wskazywało, że jego zwierzęcym odpowiednikiem był tygrys.
— Czego chcesz? — zapytał pająk z wyrzutem. W sumie podejrzewał, czego chce ten demon, ale musiał pokazać mu, że nie jest otumaniony alkoholem na tyle, żeby bez zapłaty zgodzić się na szybki seks z byle kim. Co prawda, wypił dużo, ale miał dość mocną głowę, dopóki nie sięgnął po jakieś używki, kontaktował całkiem nieźle.
CZYTASZ
Never Too Late - Huskerdust
Fanfiction- Widzisz? Dlatego właśnie muszę stwierdzić, że nie zrozumiesz, jak to jest być wdzięcznym komuś, kto podarował ci szansę na poznanie miłości, nawet jeśli tylko chwilowej w tym paskudnym miejscu. - Ale on nigdy nie dał ci miłości. - Wiem. Niestety...