3

101 12 7
                                    

     Zamknął oczy, wziął głęboki wdech. Położył drżącą dłoń na klamce, zacisnął usta w wąską linię i nacisnął na klamkę. Był przerażony. Serce biło mu, jak szalone. Otworzył lekko drzwi i jak oparzony odsunął się od nich. Odruchowo zasłonił się rękami. Był pewny, że Valentino wejdzie i go uderzy. Jednak nic takiego się nie stało. Drzwi nie otworzyły się z charakterystycznym hukiem, uderzając w ścianę. Nie. Drzwi otwierały się szerzej, ale bardzo powoli, jakby ktoś nie był pewny czy trafił w odpowiednie miejsce. 

     Angel wyprostował się i spojrzał zdezorientowany na drzwi. Na jego twarzy niemal natychmiastowo zagościł uśmiech, gdy jego oczom ukazał się Husk. 

     — Wiesz, jak mnie przestraszyłeś?!  — Angel podszedł bliżej Husk'a.  

— Gdybym wiedział wcześniej, że jestem taki straszny, to mógłbym to dobrze wykorzystać — odparł żartobliwie z nutką ironii, podnosząc wzrok w zamyśleniu. — A tak poważnie trzeba było po prostu odebrać telefon — dodał bez emocji.

— Właśnie! — Pająk przypomniał sobie o godzinie. Chwycił swój telefon i z ulgą wypuścił powietrze. Zasnął na dwadzieścia minut. Miał jeszcze trochę czasu, zanim zaczną kręcić kolejne sceny. — Więc Husky, co cię tu sprowadza? Jak ty w ogóle wszedłeś do studia? — Całą koncentrację znów zwrócił na swojego przyjaciela.

— Mam swoje sposoby — uśmiechnął się tajemniczo. — Przyniosłem ci też jedzenie, żebyś tu nie wykitował przypadkiem — wyciągnął przed siebie rękę z niewielką, papierową torebką.

— O Husky... jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem! Będę się musiał jakoś odwdzięczyć... i może nawet wiem jak... — odparł zalotnie, obdarzając przyjaciela swoim uwodzicielskim spojrzeniem.

— Och, przestań. Weź to po prostu — podirytowany wepchnął papierową torbę w ręce Angela.

     Pająk uśmiechnął się łagodnie i już bez żadnych dwuznaczności podziękował demonowi. Usiadł na kanapie i zaczął wyciągać posiłek. Uśmiechnął się, gdy zobaczył dwie kanapki z serem i jakimiś warzywami, ozdobionego różową polewą z posypką donuta i butelkę wody. Może nie było to jakieś wykwintne danie, ale było nawet lepsze. Sam gest i świadomość, że zostało to przygotowane przez Husk'a uszczęśliwiało go. Było to też coś na, co Valentino w życiu by się nie zgodził. Gdy już jakimś cudem „nie zapomniał" o jedzeniu dla Angel'a były to głównie niskokaloryczne sałatki lub inne dania z małą ilością kalorii. Uśmiechnął się jeszcze pogodniej, a jego oczy zaszkliły się lekko pod wpływem wzruszenia. Pierwszy raz od dawna, ktoś się o niego martwił, zrobił coś specjalnie dla niego.

     — No dzieciaku będziesz się tak w to wpatrywać, czy jednak zdecydujesz się zjeść? — zapytał lekko uszczypliwie, ale tylko dlatego, że nagle poczuł się niezręcznie. Nie wiedział, o czym myślał Angel. Może tylko się ośmieszył? Może pająk oczekiwał czegoś lepszego? Jego natłok myśli szybko zniknął, gdy Anthony spojrzał na niego. Pierwszy raz zobaczył u niego tak szczery, promienny, pełen wdzięczności uśmiech. Aż poczuł dziwne ciepło przeszywające jego całe ciało. Atmosfera nagle zrobiła się jakaś napięta. Pożegnał się z nim jakoś niezdarnie i opuścił garderobę. Chciał jak najszybciej wrócić do hotelu.

     Angel zjadł swój posiłek dość łapczywie. Był naprawdę głodny, a do tego jego wolny czas nieubłaganie dobiegał końca. Ciągle też myślał o Husk'u. Naprawdę, znowu poczuł, że jest dla kogoś ważny. 

     W końcu, po dostarczeniu organizmowi chociaż odrobiny energii, pająk musiał wrócić na plan. Czuł się już dużo lepiej, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

🕸🕸🕸

     — Angel! Skarbie! To było genialne! Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz się postarać! — Valentino podszedł do Angel'a. Położył swoje dłonie na jego ramionach, a swoją twarz zbliżył do grzesznika.

Never Too Late - HuskerdustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz