Rodział 3

10 2 0
                                    

Skierowałam się wprost do łazienki. Ugh najbardziej nie uderzyło mnie jego zachowanie ale moja reakcja. Kurwa wykazałam się brakiem profesjonalizmu o ile moge to tak nazwać w takiej branży. W dodatku są gośćmi specjalnymi. Japierdole ten dziad Toronto napewno wyjebie mnie na zbity pysk za to.

Oparłam się rękoma o zlew i patrzyłam w swoje odbicie. Uderzyła we mnie refleksja. Znosiłam to wszystko tylko po to aby utrzymać ojca, który wszystko wydawał na wódke? Może powinnam to wszystko rzucić w cholere? Może w końcu zaczne życie takie jakie bym chciała? No właśnie tu jest ta jedna różnica. To co chce a to co powinnam to dwie różne sprawy. Wiele chciałam. Jako młoda jeszcze dziewczyna w liceum marzyłam by iść na studzia, rozwijać się, mieć własne mieszkanie, a przy dobrym szczęściu mieć u boku osobę, która by mnie kochała. Za marzenia nie karają, ale te pozostaną tylko marzeniami.

Musiałam wziąść się w garść. Poprawiłam makijaż oraz moje falowane, czekoladowe włosy. W tym stroju...nie....w tym wydaniu nigdy nie czułam się sobą. Wyglądem całkowicie nie różniłam od tych wszystkich dziwek. To poczucie bezwartościowości czasami coraz bardziej zabijało mnie od środka. Fakt tego, że nie dawałam dupy chciał pomóc w pozytywnym myśleniu, ale nie pomagał. Tak naprawdę każdy miał mnie za jedno skoro obracam się w takiej sferze.

Miałam ochote dać sobie w twarz. Użalałam się nad swoim życiem, które i tak się nie zmieni. Musze sobie poradzić jak zawsze.

Dochodziła 2:40. Za 20 minut kończe zmiane. Nie będę się musiała ugrzeszać z tymi typami. Emocje mi opadły i chwila życiowego doła ulotniła się szybciej niż pojawiła.

Wyszłam z toalety i wróciłam za lade. Mężczyźni nadal siedzieli na kanapach, ale zostało ich tylko dwóch. Szmaragdowooki i jeszcze jeden szatyn z niebieskimi oczami, przynajmniej tak wnioskuje z daleka. Nie przejełam się tym. Wyciszyłam się. Postanowiłam poukładać alkohole na półkach według kolorów. Co z tego, że te zdziry i tak popsują moją prace. Przynajmniej mam jakieś zajęcie. Jedyne co mi krążyło po głowie to to czy mój szef mnie zwolni czy jednak nie. Na ten moment nie powinnam się tym przejmować, więc wyrzuciłam te myśl. Chociaż na ten moment.

Roksane nigdzie nie było ale po kilku minutach sprzątania zauważyłam karteczke.

Sorka wiem że wychodze wcześniej. Pewnie i tak uważasz mnie za suke za to, że postawiłam Cię w takiej sytuacji, ale możemy się spotkać? Prosze musze ci coś powiedzieć bo mnie to niepokoi. Tu masz mój numer ***********. Zadzwoń jak znajdziesz czas. Jeszcze raz cholernie Cię przepraszam.

Do zobaczenia!

Roksane

Co to kurwa jest? Tak wiem kartka, ale japierdole. Jeden pieprzony dzień mija, a ja albo mam poprostu dobrze najebane w głowie albo ZE WSZYSTKIM JEST COŚ NIE TAK.
Dobra chuj w to. Lubie ryzyko najwyżej mnie zabije czy coś. Korzystna myśl co nie? Nie znam kompletnie typiary. Trudno może da mi tylko faktyczny powód, abym uważała ją za jakąś suke.

Wzięłam telefon i zapisałam numer. Wyrzuciłam kartke. Wróciłam do wcześniejszego zajęcia.

Dwie kolejne dziewczyny już były w szatni na kolejną zmiane więc się powoli zbierałam. Przecierałam blat. Zgadnijcie na co przykułam uwage. Tak na nich. Nadal siedzieli. W dodatku oczywiście patrzyli akurat na mnie. Czy ja mam na mordzie coś wymalowane czy jak?

Dwie dziewczyny szybko zajęły miejsce przy blacie. Gdy tylko zauważyły tych dwóch panów śliniły się jak szczeniaki. Zapewne w ciągu kilku minut wskoczą im do łóżka. Normalka.

Weszłam do szatni z ulgą, że to już koniec. Przebrałam się w mój dres. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wyglądałam jak dziecko, które dostało nową zabawke, a to wszystko dlatego, iż wychodziłam z pracy. Kreatywnie, kreatywnie.

Za nim udałam się do wyjścia postanowiłam zmyć makijaż. Jedyne co zostawiłam i poprawiłam to tusz na rzęsach. Ułożyłam luźno włosy zabierając przy tym swoje rzeczy. Spojrzałam na telefon. Przejrzałam go na szybko. Nie było w nim nic ważnego. Udałam się do wyjścia dla personelu.
Założyłam jakieś stare słuchawki włączając ulubioną playliste od Isabel Larosy.

Wyszłam z tego cyrku. Idąc chodnikiem w uszach pojawiła się piosenka "Eyes don't lie". Szłam pieszo, ponieważ nie chciałam znowu płacić milionów za taksówke. Spokojnie w około pół godziny dotre do domu. Nie było tak zimno. Bluza w stu procentach mi wystarczała.
Jeżeli nawet byłoby zimno to nie zmieniło by to faktu, iż zobaczenie na własne oczy wschodu słońca to coś wspaniałego. Taki widok mam codziennie na co nie narzekam.
Powiecmy, w jakiś sposób to wynagradza mi wszystko. Przynajmnie na momencik.

Po kilkunastu minutach spaceru miałam dziwne przeczucie. Miałam wrażenie, jakby ktoś mnie śledził. Chciałam to zignorować, ale nie umiałam. Z każdą chwilą sie nasilało. Przyspieszyłam nie co kroku. Usłyszałam za sobą kogoś. Stanęłam odrazu się obracając. Przed oczami mignęła mi jakaś zamaskowana, ubrana na czarno postać. Naszczęście zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Przełknęłam głośno śline.

Sam fakt tego, iż ktoś mnie obserwował był niepokojący, nawet straszny. Niedaleko mnie był przystanek autobusowy. Napewno jest jakiś autobus z rana.

Podeszłam szybko do przystanku. Przeczytałam rozkład jazdy. Jak się okazało za około 10 minut miał pojawić się jakiś autobus mający przystanek niedaleko mojego domu. Idealnie się złożyło. Moim jedynym piorytetem teraz było wrócenie cała i zdrowa do domu.

Usiadłam na ławeczce. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu tej postaci. Stety lub niestety nigdzie jej nie dostrzegłam.

Nerwowo wyczekiwany autobus nadjechał. Wskoczyłam do niego jak najszybciej. Zajęłam jedno z miejsc. Autokar był pusty, co się z resztą dziwić.

W ten sposób dotarłam do domu. Wyjęłam z kieszeni kluczyki i otworzyłam drzwi. Zdjęłam buty. Zajrzałam do salonu, w którym mój pijany ojciec zasnął na kanapie przed telewizorem. Przykryłam go kocem puki nadal spał. Zrobiłam sobie makaron z lodówki. Zjadłam go na szybko i wykończona udałam się do pokoju. Wzięłam szybki prysznić. Założyłam na siebie piżame, którą dzisiaj stała się moja za duża bluzka siegająca do połowy uda i majtki. Walnęłam się wyczerpana na łóżko i oddałam w objęcia Morfeusza.

L'amato RapitoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz