Rodział 6

7 1 0
                                    

Nie mam bladego pojęcia jak długo wgapiałam się w okno. W każdym razie minęło sporo czasu bo zrobiło się ciemno.

Wpatrywałam się w spokój za zamkniętym oknem.
Ciemność nie była zła. Można było wiele sobie w niej wyobrazić. Tworzyć historie lub analizować swoje wybory.
Dokładnie to właśnie robiłam. Wgapiałam się w czarne tło oświetlane tylko księżycem myśląc nad tym co byłoby gdybym tego dnia nie poszła do pracy. Gdybym nie obsługiwała tej grupy. Chociaż w sumie on mógł wiedzieć o mnie wcześniej. Wtedy to nie miało żadnego sensu. No właśnie.

Może gdybym nie wracała wtedy sama opustoszałą drogą....Stop. Czy to ma aktualnie jakieś znaczenie? Nie. Absolutnie żadne. Musze skupić się na tym co jest teraz. Dowiedzieć się zamiarów tego faceta i wydostać stąd. Narazie nie jest źle. Zawsze mogłabym być obita, a jednak siedziałam tu czysta, ubrana.

Jedyne co, to doskwierał mi głód i zmęczenie. Lepszego kombo nie można mieć. O ile na zmęczenie mogłam coś poradzić to jeżeli chodzi o głód tutaj miałam związane ręcę. Drzwi sprawdzałam trzykrotnie. Niestety były zamknięte od zewnątrz. Kurwa i co teraz? Już chuj w ucieczke, ale ja tu umre z głodu jak tak dalej pójdzie.

Nagle poczułam na sobie czyiś wzrok. Bałam się odwrócić, więc nadal pozostałam w mojej pozycji.

-Ile masz zamiar się tak na mnie patrzeć hm? -powiedziałam beznamiętnie nadal wgapiając w okno. To było najlepsza forma obrony. Nie okazywanie starchu, a zastąpienie go obojętnością. Przy tym przekonaniu musze narazie zostać.

Usłyszałam ciche parsknięcie.
-Gdyby to ode mnie zależało to pewnie długo, ale jest ktoś kto urwał by mi za to łeb. -skwitował. Zmarszczyłam brwi. Nie kojarzyłam owego głosu.

Spokojnie odwróciłam się w jego strone. Jakim cudem nie usłyszałam jak wchodził? Stał oparty o ściane. Wysoki, dobrze zbudowany jasny brunet z ala turkusowymi oczami. Jego zarys twarzy oraz błysk w oku był wręcz identyczny jak szmaragdowookiego. W moim domyśle mógł być jego bratem.

Po zeskanowaniu nowego osobnika postanowiłam się w końcu odezwać.
-Świetnie nie potrzebowałam tej informacji do życia. A teraz z łaski swojej wyjdź stąd bo chce iść spać - zajebiste kłamstwo. Mój strój nie wskazywał na to, iż miałabym udać się w spoczynek, ale no cóż.

-Oj maleńka udam, że tego nie słyszałem. Mam uczulenie na kłamanie. Nie śpisz a mój braciszek prosi cię do siebie. -odparł z nutką rozbawienia.

-Jak masz uczulenie to przykro mi źle trafiłeś. Nigdzie się stąd nie wybieram. Przykro mi. Przekaż mu, że może pocałować mnie dupe, a i tak się nie zjawie. -odpowiedziałam parskając. Zadziwiała mnie moja odwaga. Zawsze byłam pewna siebie, ale teraz w takich okolicznościach nie zdawałam sobie sprawy, iż tak umiem. Choć w tym wypadku ta zaleta raczej przybije mi deski grobowe.

-Cięty język widze. -dodał.

-Brawo za spostrzegawczość. A krzywizna gęby to u ciebie wada wrodzona czy sam nabyłeś? -odbiłam pałeczke. Troszke skłamałam. Chłopak był przystojny. Nawet bardzo, lecz nie tak bardzo jak szmaragdowooki1. Miał za to coś co go wyróżniało. Blizne ciągnącą się przez kawałek powieki po brew kończąc na kawałku czoła. Mogłam ją świetnie zauważyć przez światło księżyca oświetlające miejsce w, którym stał oparty. Blizna była niewielka, lecz długa.

-Słuchaj Kwiatuszku. Po pierwsze zaczynasz mnie już powoli wkurwiać dlatego radze Ci się powstrzymywać. Po drugie to nie ty wydajesz tu rozkazy jasne? - odparł mniej miłym tonem. Z resztą co oni mają z tymi przezwiskami? CZY JA WYGLĄDAM JAK PIERDOLONY KWIATUSZEK CZY RÓŻYCZKA?

-Mhm -burknęłam wstając z łóżka.

-Tak lepiej. Szybko się uczysz Kwiatkuszku -odpowiedział zadowolony.

-Spierdalaj kurwa z tym Kwiatuszkiem -powiedziałam wywracając oczami z irytacją. Nienawidziłam przezwisk. No może nie wszystkich. Lubiłam zdrobnienia mojego imienia, ale przesłodzone słówka wkurwiały mnie nie miłosiernie od zawsze.

-Ciężko będzie mu Cię zdobyć Kwiatuszku -przeciągnął specjalnie ostatnie słowo.

No żesz japierdole. Poważnie?
Zacisnęłam zęby ze złości. Przecież nie mogłam pokazać, że jakoś ruszają mnie jego słowa. Mam cierpliwość co prawda na granicy, ale mam.

Pokazałam mu fucka.
-Mniej pierdolenia więcej robienia. Nie żeby mi specjalnie zależało na twoim straceniu głowy, ale nie chce mieć Cię na sumieniu. Prowadź do tego szmaragdowookiego. -uśmiechnęłam się przesadnie słodko podchodząc do drzwi.

-Szmaragdowooki? -parsknął śmiechem. -Zapamiętam sobie to przezwisko. Niezłe określenie, ale on raczej preferuje "Armando Valentero". -dodał.

Bingo. Wiem jak się nazywa. Szkoda, że żyje pod kamieniem i nie kojarze jego nazwiska. Armando Valentero. Kompletnie nie znam. Nie sądze, aby był jakimś "kolegą" mojego ojca. Moim tym bardziej. Może dowiem się czegoś wiecej.

-Dzięki za informacje. Dla ciebie też wymyślić ksywke czy łaskawie się przedst -przerwał mi.

-Mattias, Mattias Valentero droga Rosalie -odparł chłodniej.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo otworzył drzwi łapiąc mnie za ramie oraz prowadząc w nieznanym mi kierunku. Rozejrzałam się. Szliśmy ogromnym korytarzem przypominającym te z horrorów. Po każdej stronie w odstępach znajdowały się takie same jak w moim poloju masywne drewniane drzwi.

Moje ramię zaczęło lekko pobolewać przez niewygodny uścisk Mattiasa.

-Możesz mnie puścić? Nie wiem czy wiesz, ale to boli. -powiedziałam lekko się krzywiąc. Nie byłam słaba, lecz chłopak trzymał mnie tak kurczowo jakbym miała mu zaraz odlecieć. Nie to żebym nie chciała.

-Już zaraz jesteśmy. Po za tym skąd mam mieć pewność, że nie uciekniesz? -zapytał.

Moim oczom ukazały się schody z czarnego drewna prowadzące w góre.

-Nie uciekne. -mądra odpowiedź i bardzo przekonująca.

-Tia. Panie przodem. -wskazał ręką na schody przepuszczając mnie oraz puszczając moje ramie.

Ruszyłam w góre schodami. Nagle zaczęłam się stresować. Czego? Przecież widziałam go. Więc w czym problem? Nie wiem. Spokojnie odwale to. Wcisne, iż jestem zmęczona może się odczepią. Napewno nie będę ich błagać, aby mnie wypuścili.

Doszliśmy na góre. Oddech nieznacznie mi przyspieszył kiedy ujrzałam ogromne wyglądaje na złote. Kurwa nie szczędził luksusu. Przed nimi stali dwaj ochroniarze. Jedna łysa kupa mięści oraz blondi bujne loczki mniej napakowana. Obaj byli ubrani w garniaki z okularami. Biła od nich groźna postawa.

Stanęliśmy przed nimi. Mattias skinął głową na co blondas wpuścił nas do środka. Starałam się stawiać pewne kroki, ale z każdą sekundą moja odwaga coraz bardziej wyparowywała.

Moja głowa zaczęła nieprzyjemnie pulsować gdy moim oczom ukazał się ogromny w ciemnych barwach gabinet z pokaźnym biurkiem na środku. Za burkiem siedział tak zwany Armando, a na krzesłach przed biurkiem jakiś dwóch typów. Czekaj kojarzyłam ich to oni byli z nim wtedy w barze.

Gdy cała trójka spojrzała na nas coś było nie tak. Valentero siedział spięty z wkurwioną gębą a dwaj goście objeżdżali mnie wzrokiem z góry do dołu. W tym poznałam tego jebanego blondynka, któremu nieźle przypierdoliłam ostatnio. Gdy dokończył sprawne określenie mojego ciała spojrzał na twarz, a wyraz jego ryja diametralnie się zmienił z zadowolonego na podkurwiony. Natomiast obcy facet przyglądał mi się wręcz się śliniąc.

Cała moja determinacja połączona z pewnością siebie odleciała w zawrotnym tępie. To ewidentnie nie będzie takie spotkanie, na które się nastawiałam....

<33

L'amato RapitoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz