Rozdział 9

7 1 0
                                    

Oddech jak i serce przyspieszyły mi tego stopnia, że bałam się o ich wyskoczenie z mojego organizmu. Nadal miałam zamknięte oczy bojąc się. Po tkwieniu kilka sekund w tej samej pozycji poczułam, jak jego ciało odsunęło się na minimalną odległość. Po wykonaniu tego ruchu złapał mnie bardzo delikatnie za podbródek i obrócił w swoją strone. Nadal nie otworzyłam oczu. Nie wiem czy nie chciałam widzieć jego twarzy czy by zauważył mój strach. Chociaż łatwo było się domyśleć jak faktycznie się czułam.

-Spójrz na mnie. -powiedział spokojnym oraz kojącym według mnie głosem. Nie było w nim ani grama tej wyższości, mroku czy władczości co wcześniej. On tak w ogóle umie? No nie ma co człowiek wielu talentów kurwa. On sobie myśli, że jak ładnie się odezwie to pozbęde się przez niego zapewnionej traumy? Prawie zrobiłam pod siebie, takie zagrywki niech se w dupe wsadzi.

-Po chuja? -syknęłam. Wkurwiłam się leciuteńko. Przerażenie powoli mnie opuszczało obracając w resztki adrenaliny połączonej ze złością, bo właściwie czego ja się bałam? Jakiegoś pacana, któremu moge nieźle przypierdolić jeśli zechce? No właśnie. Niech sam się lepiej boi, bo ja mu zaraz zafunduje horror. Może mi zrobić krzywde, ale ja nie będę mu dłużna. Zobaczymy skoro mnie tak kocha to do czego się posunie.

-Nie przeklinaj do cholery. -już nici ze słodziutkiego głosiku ukochanego mężczyzny. Chyba nie za bardzo podoba mu sie wulgaryzm. Ciekawe.

-Przykro mi tak zostałam wychowana. A ty taki święty jesteś? Może zacznij od siebie co? -drażniłam go. Jestem głupia jak but, że zadzieram z takim facetem jak Valentero, lecz co mi szkodzi. Może wygląda jak syn Apollo z mitów wyjęty z jakimś niedokońca zapewne legalnym interesem, który może kiwnąć palcem, aby zrobić mi coś złego, ale czy mnie to obchodzi? W jednym miał racje. Moje życie to ciągłe zataczające się koło znienawidzonej przeze mnie rutyny, więc mi na nim nie zależy. Dlatego pokorzystam z niego w końcu na własny sposób. Idiotyczny, niebezpieczny zwyczajnie głupi, ale mój sposób.

Warto wspomnieć, iż moje ślepia nadal było zamknięte i powoli mnie to zaczęło wkurwiać. Miałam te walone kolorki na czarnym tle błyskające. Pobolewały mnie odrobinke przez to gałki z każdą chwilą. Jednak miałam dobry powód, aby ich nie otwierać. Nie mogłam dać mu tej satyskacji.

Usłyszałam jego podirytowane westchnienie. O jak mi przykro.
-Czemu jesteś taka pyskata Różyczko? Nie łatwiej ci odpuścić? Przecież i tak kiedyś ulegniesz. Po co to przedłużać. -dotknął mojego policzka swoją zewnętrzną stroną dłoni. Była lodowata, a po zetknięciu ze skórą poczułam zimny prąd, który szybko zniknął po zaakceptowaniu temperatury jego ręki. Przyjemne uczucie.

Ten ruch byłby uroczy gdyby nie okoliczności. Sama uwielbiałam dotyk fizyczny jako osoba. Jego akurat nie znosiłam. Czemu? Ze względu na to, że mnie uzależniał. Chciałam, aby to robił cały boży czas chociaż nie powinnam. To było jak magnes, niewidzialna siła, którą pomimo mojej nienawiści lubiłam. Potrzebowałam. Czy ze mną jest coś nie tak? Naszczęście moje resztki rozsądku zmywały te myśli niewidzialną gumką uświadamiając o rzeczywistości. Jedyne co dobre w mojej sytuacji.

Wstrzymałam oddech na moment. Armando natomiast postanowił objąć mój policzek reką gładząc kciukiem. Gdy cisza zaczęła mnie przytłaczać przypomniałam sobie co do mnie powiedział.

-Przede wszystkim mnie nie dotykaj. -zacisnęłam zęby przywołując moje resztki świadomości. Zabrałam jego dłoń z mojej twarzy. -Za kogo ty się uważasz co? Nie masz prawa mówić mi co mam robić i nie mam zamiaru spełniać żadnej twojej woli. A jeśli Ci się tak wydaje to chyba nie wiesz z kim rozmawiasz. -odparłam z wyższością otwieracając oczy oraz wbijając w niego najlodowatsze spojrzenie jakie tylko umiałam stworzyć.

L'amato RapitoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz