10.

41 5 4
                                    

- Iza, zwolnij! Gdzie my właściwie idziemy? - wystękała Miłka, łapiąc mnie za ramię.

Dochodziła szósta rano, a ja zaopatrzona w trekkingowe buty i górski plecak, w którym znalazły się przede wszystkim jedzenie, mapa i gaz na niedźwiedzie, maszerowałam z szerokim uśmiechem szlakiem prowadzącym na Połoninę Wetlińską. Czułam się, jakbym nawdychała się szaleju, a sądząc po minie Miłki, podobnie się zachowywałam.

Co prawda wyciągnęłam ją z łóżka o czwartej i bez uprzedzenia kazałam szykować się na górską wędrówkę, nie podając przy tym trasy ani celu wycieczki, ale nie czyniło to ze mnie od razu szaleńca. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Uświadomiłam ją także, że jeśli nie chciała zostać brutalnie obudzona, mogła po prostu zamknąć drzwi wejściowe. Ludzie w tych stronach mieli jakiś dziwny nawyk nieużywania kluczy. Czego kompletnie nie rozumiałam, biorąc pod uwagę biegające po okolicy zwierzęta i turystów.

- Przed siebie, nie widzisz? - parsknęłam, spoglądając na nią kątem oka.

- Bardzo zabawne...

Miłka westchnęła i poprawiła opadające na czoło kosmyki włosów. Przez moje pospieszanie nie zdążyła ich porządnie spiąć, przez co grzywka co chwilę wpadała jej do oczu. Uśmiechnęłam się półgębkiem. Z niezadowoloną miną wyglądała uroczo.

- Wpadłam na pewien pomysł. Co prawda z małą pomocą...

- Niech zgadnę, - przerwała mi i rzuciła znaczące spojrzenie. - ta pomoc ma metr osiemdziesiąt, flanelową koszulę i nazywa się Konrad Czarski?

- Nie bądź zgryźliwa.

- Czyli tak.

Zatrzymałam się w pół kroku i założyłam ręce na biodra. Zachowanie wszystkich wokół zaczynało powoli mnie irytować. Zachowywali się zupełnie jakby Konrad był co najmniej trędowaty, a ja kompletnie nie rozumiałam dlaczego. Miał swoje dziwactwa, to prawda, niektóre nieco bardziej pokręcone niż większość społeczeństwa, ale wydawał się normalny. Był atrakcyjny, uzdolniony, a przy bliższym poznaniu nawet sympatyczny. Z plotek, które do mnie dotarły wiedziałam też, że wzdycha do niego przynajmniej połowa kobiet z okolicy. Nie pojmowałam więc skąd wzięło się to wszechobecne zdziwienie, że Konrad spędza ze mną czas.

Miłka westchnęła z ulgą na krótki postój i czym prędzej sięgnęła do plecaka po termos z kawą. Ja za to usiadłam na pobliskim kamieniu z założonymi rękami i uniesioną brwią.

- Co wyście się tak do niego przyczepili? Mam wrażenie, że przez ostatnie tygodnie wszyscy gadają tylko o tym.

- Bo ty i Konrad to niespotykany widok. - wymamrotała, dmuchając przy okazji w parujący napój.

Przekrzywiłam głowę, patrząc na nią z niezrozumieniem.

- Co masz na myśli?

- Konrad nie interesował się kobietami i chyba nigdy go z żadną nie widziałam. Aż do czasu, kiedy pojawiłaś się ty...

- Insynuujesz, że się we mnie zakochał?

- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Ale na pewno wzbudziłaś jego zainteresowanie. A to już temat do plotek. Chcesz trochę?

Wyciągnęła w moim kierunku kubek z kawą. Sięgnęłam w kierunku napoju i syknęłam donośnie, kiedy gorący metal zetknął się z opuszkami palców. Miłka uśmiechnęła się z zadowoleniem i nie czekając aż wstanę, ruszyła przez siebie, pogwizdując pod nosem. Małe a wredne, przeszło mi przez myśl, kiedy jej podskakująca sylwetka mknęła po szlaku. Gdybym wiedziała, że żeby poprawić jej humor, wystarczy dać zrobić sobie na złość, to wymyśliłabym coś trzy kilometry temu.

A niech to bies trzaśnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz