6 - Cindy

6 0 0
                                        

- No no, nie spodziewałem się takich widoków myślałem że jesteś na mnie zła i się zaczniesz drzeć czy coś w tym stylu. - mówi.

- No chyba sobie kurwa w tym momencie robisz jaja. Co ty w ogóle tu robisz? Który cię tu wpuścił? - pytam się wkurwiona.

- A tak trochę robię sobie z ciebie jaja, bawi mnie twoje zdenerwowanie. A wpuścił mnie ten napakowany blondas, który stoi przed drzwiami, w ogóle fajne masz pieski tylko szkoda, że nie bronią właściwie terenu tylko się do mnie zaczęły przytulać a teraz sobie smacznie śpią na podłodze obok mnie. - mówi a ja czuję narastającą furię w moim wnętrzu.

- Jebany Daniel. Zaraz wracam a ty się nigdzie nie ruszaj, psy będą cię pilnować bo może i się do ciebie przytulały ale na jedną moją komendę równie szybko mogą cie zabić. - mówię i idę opierdolić Daniela bo chyba za bardzo się poczuwa, to że z nim czasami zamienię parę zdań to nie znaczy, że od teraz to on tu daje rozkazy i nie szanuje mojego stanowiska.

Schodzę na dół i podchodzę do blondyna wściekła.

- Jakim prawem przepraszam bardzo wpuszczacie tutaj kogoś bez mojej wiedzy i pozwolenia. Zapomniałeś, że to ja tutaj decyduje kto tu wchodzi a nie ty? - wrzeszczę na niego.

- Ale Cindy... - próbuje się tłumaczyć

- Żadna Cindy od teraz szefowo, Pani Cindy albo Pani Garcia.

- Cindy przepraszam ale z tego co mówiłaś znacie się całe życie plus jest przyszłym capo Ameryki, to on tu rządzi jesteśmy na jego terenie. - mówi takim tonem, że już wiem, że się boi, że zaraz straci pracę a jest czego bo ja bardzo dobrze płacę i drugiej takiej fuchy nie znajdzie albo też boi się, że zaraz straci życie no nie dziwię się wkurwiona Cindy to niebezpieczna Cindy.

- Po pierwsze to już ci mówiłam jak się masz do mnie zwracać jeszcze jeden taki występek i już nie będę taka miła a wiesz, że potrafię, po drugie co mnie to obchodzi kim on jest, daję rozkaz, że nikogo nie wpuszczacie to nikogo nie wpuszczacie po trzecie on tu nie rządzi jedyne co może zrobić to zacząć z nami wojnę a nie jest to dla niego korzystne więc tego nie zrobi. Daniel ja nie żartuje jeszcze raz coś takiego się zdarzy i zginiesz z moich własnych rąk i wiesz, że jestem w stanie zapewnić ci długą i bolesną śmierć.

- Tak panno Garcio przepraszam to już się więcej nie powtórzy. - odpowiada pokornie a ja skoro tą rozmowę mam już zakończoną wracam na górę robić następną już z rzędu awanturę.

- A ty, kurwa, co ty sobie w ogóle myślisz wracając po tylu latach i bawiąc się mną w taki sposób? Nie osiągniesz tym mojego zranienia, jedyne co możesz sobie tym zapewnić to trochę rozrywki i jeszcze więcej mojego wkurwienia. - mówię próbując opanować swoje nerwy ale naprawdę przy nim jest to strasznie ciężkie zadanie.

- Ale spokojnie co tak nie miło? - mówi lekko rozbawionym głosem i już wiem, że się ze mną droczy bo bawi go moje wkurwienie.

- Bo mam przez co być nie miła. Czemu nie powiedziałeś mi od razu jak się nazywasz? - pytam się go powoli uspokajając swoje nerwy.

Wzrusza ramionami - A nie wiem chyba żeby mieć trochę rozrywki. - odpowiada.

- Serio? To jeszcze udało ci się mnie zranić. - odpowiadam prawie szeptem spuszczając głowę.

- Czemu mi to mówisz? Czemu po tym wszystkim mi ufasz? - pyta się niedowierzając.

- Bo tylko przy tobie zawsze uśmiechałam się szczerze. Tyle czekałam aby w końcu cie spotkać, znowu cię zobaczyć. A odpowiadając na twoje pytanie czuję, że tylko tobie mogę ufać w tym świecie. - odpowiadam mając łzy w oczach ale nie daję im polecieć ponieważ byłaby to oznaka słabości. Widzę jak w końcu wstaje z mojego łóżka i podchodzi do mnie powoli.

- Wiem, że ja tak nigdy nie mówię ale myślę, że tobie się to należy...Przepraszam. - mówi to łapie mnie za szczękę i podnosi moją głowę, patrząc mi prosto w oczy.

Ja nie myśląc wiele robię coś czego nie robiłam od śmierci mamy...Przytulam się. On choć na początku stoi jakby sparaliżowany po czasie sam mnie obejmuje.

- Już dobrze przepraszam a przyszedłem tutaj bo zapomniałaś czegoś co uważam, że jest dla ciebie ważne. - odrywam się od niego i patrzę na niego ze zdziwieniem. Po raz pierwszy od kilku dobrych lat okazuje komuś emocje.

- Co to takiego? - pytam a on w tym czasie wyjmuje naszyjnik mamy, boże jakby on go nie znalazł, jakbym go zgubiła to chyba bym się zajebała. - Naszyjnik mamy. - mówię i praktycznie wyrywam mu go z rąk od razu przykładając go do serca. - Dziękuję, że go znalazłeś i mi oddałeś.

- Spoko, nie ma problemu. Daj. - mówi a ja patrzę się na niego podejrzliwie. - No już przecież go ci nie zabiorę ani nie zniszczę. Daj zapnę ci go. - daję mu naszyjnik wciąż patrząc się na niego podejrzliwie, on odsuwa się ode mnie i podchodzi do mnie od tyłu. Czuję jego oddech na karku, zapina mi naszyjnik i zaczyna mnie całować po karku od razu moje wątpliwości zastępuję przyjemność. Odchylam głowę a on przenosi swoje pocałunki na szyję. Szybko odwraca mnie do siebie przodem i zanim mam szansę wziąć oddech on raptownie wpija się w moje usta. Od razu oddaję pocałunek. Chłopak naprawdę dobrze całuje, podskakuję i oplatam go nogami w pasie. Czuję jak chłopak się porusza a pod chwili czuję już pod plecami pościel. Chłopak przenosi swoje pocałunki na moją szyję a ja wyginam się w łuk, gdy już ma schodzić pocałunkami niżej, słyszymy pukanie do drzwi, japierdole znowu nam ktoś przerwał.

- Wejść. - mówię nie zmieniając swojej pozycji. Chwilę później widzę jak do mojego pokoju wchodzi Daniel, jemu też nie przeszkadza obraz który zastaje bo to już nie pierwszy i raczej nie ostatni raz kiedy coś takiego widzi.

- Co chcesz Daniel?

- Szefowo, tak jak pani kazała szukaliśmy i znaleźliśmy kreta.

- Kurwa. - Na te słowa od razu ja jak i Shane wstajemy.

I co okazuje się, że jak zawsze tata miał rację...

The fire under usWhere stories live. Discover now