8 - Cindy

2 0 0
                                    

Czekałam na jego odpowiedź popijając co jakiś czas whisky. Byłam spokojna, ponieważ wiedziałam, że się zgodzi nie wiedziałam tylko jakie warunki mi postawi, no bo cóż to za kontrakt jeżeli nie doda się swoich warunków, tak działa ten świat musisz wyciągnąć z ludzi jak najwięcej w różnych znaczeniach tych kilku słów.

- Dobra, zgadzam się. - powiedział.

- I co? I to tyle? Żadnego ale? - zdziwiłam się.

- Tak, nie wiem może potem się zastanowię i coś dorzucę, jakiś mój warunek ale na ten moment to chyba tyle, a ty dorzucasz coś jakiś warunek? - zapytał rozkładając się jeszcze bardziej na fotelu.

- No nie wiem na razie chyba nic ale trzeba sobie wyjaśnić warunki tego kontraktu, oczywiście te najbardziej podstawowe ominę bo mniemam że je znasz. - mówię a on przez chwilę się zastanawia, prawdopodobnie próbuje sobie przypomnieć czy rzeczywiście dobrze wszystko pamięta. Na szczęście o chwili kiwa głową więc kontynuuję.- No to tak jeżeli ja mam jakiegoś typa czy mafię na karku i nie wiem, próbują znaleźć jakieś informację to mi pomagasz i razem go znajdujemy i zabijamy, to działa w dwie strony ja też pomagam tobie. - Robię krótką przerwę na wzięcie łyka z mojej już prawie pustej szklanki po czym kontynuuję.- Ta umowa ma być najważniejsza mamy być dla siebie najważniejszymi wspólnikami więc jeżeli ty bądź ja chcemy podpisać z kimś umowę dotyczącą nowego następnego wspólnika to po pierwsze trzeba to ustalać ze sobą nawzajem, a po drugie  jeżeli masz jakiegoś ważnego wspólnika to od teraz jest też moim wspólnikiem czy też na odwrót. - Robię sobie chwilową przerwę na oddech i decyduję się spojrzeć na niego. Ma spokojną i skupioną twarz co uznaję za to, że mnie słucha a więc nie czekając mówię dalej. -  Oczywiście jak coś to ty mnie kryjesz, ja ciebie tak samo, jeżeli jest jakaś większa akcja łączymy siły. Pamiętaj że obowiązuje nas ta sama zasada co naszych ojców i działa ona cały czas nieważne czy jesteśmy wspólnikami czy nie, obietnica śmierci jeżeli ktoś chce jakąś informację o tobie to zabiorę te informację ze sobą aż do grobu, umrę ale nie zdradzę nic tak samo jak ty w stosunku do mojej rodziny. Wszystko jasne czy masz jeszcze jakieś pytania? - kończę i biorę już ostatniego łyka mojej whisky, po czym odstawiam pustą już szklankę na stół bo decyduję się już więcej nie pić, muszę zachować trzeźwość umysłu.

- Nie wygląda ci to trochę jak zawarcie aranżowanego małżeństwa stawianie, warunków i to jeszcze takich, bezwzględna pomoc i zaufanie? - pyta z zadziornym uśmieszkiem i już wiem, że w tym momencie on próbuje mnie zdenerwować. -  A tak ogólnie to spoko mogę się zgodzić tylko mam jeden warunek, a bardziej pytanie czy możemy tam gdzieś to wstawić... - przerywa wolno

- No w takim razie słucham, kontynuuj a nie przerywasz w trakcie mówienia. - mówię lekko zirytowana, bo nie mam ochoty siedzieć z nim tu do rana.

- No więc może zawrzemy jednak w tym kontrakcie friends with benefits? - mówi z uśmieszkiem próbując mnie zdenerwować, lecz ja w miarę spokojnym tonem odpowiadam:

- Shane błagam cię ile ty masz lat po chuj chcesz się w to bawić jakieś jebane zobowiązania i inne wystarczy ci, że biznesowo już mamy wobec siebie zobowiązania. Poza tym nie jestem zainteresowana nie posiadam jednego stałego partnera i bardzo mi z tym dobrze, ty też nie wydaje mi się żebyś mógł się bawić w jakiekolwiek zobowiązania taki nasz świat nie zmienisz nie możesz nikogo mieć tak naprawdę blisko. - tłumaczę mu jak dziecku.

- Dobra, chill. To taki żarcik wiem co się dzieje w naszym świecie, przypominam ci, że żyję w tym trochę dłużej od ciebie ale takie jednorazowe ruchanko mogłoby się pojawić w twoim kalendarzu, nie zaszkodziłoby ci, mi zresztą też nie.

- Shane? Zamknij się już. - mówię

- No ale o co ci chodzi? Nie pociągam cię? - pyta udając zdziwionego i zranionego moimi słowami.

- Nie - odpowiadam stanowczo i nieszczerze i świetnie zdaję sobie sprawę z tego że on też dobrze wie że kłamię.

- Twoje ciało mówiło co innego w klubie i twoim pokoju. - stwierdza

- Jezus Shane czy możemy zakończyć tę idiotyczną rozmowę która do niczego nie prowadzi? Nie chcę się z tobą przespać i tyle, znam cie odkąd byliśmy mali, a poza tym będziemy partnerami biznesowymi i chce żebyśmy mieli takie właśnie stosunki, BIZ-NE-SO-WE. - przeliterowałam mu ostatnie słowo, żeby dobrze to zrozumiał. To co się wydarzyło nie ma prawa się powtórzyć jeżeli chce, żeby inni szefowie mafii mnie szanowali, a nie tylko bali się, bo kto by się nie bał jedynej rządzącej kobiety w tym jakże zjebanym świecie.

- Dobra już już. Cindy zbieram się bo muszę jeszcze coś załatwić, resztę rzeczy związanych z pracą załatwimy jutro, na 21 w twoim klubie, możesz zabrać swoją przyjaciółeczkę. - mówi.

- O 21 nie mogę, będę czekać o 22, chyba że chcesz przyjść wcześniej to każe komuś przygotować wcześniej loże. - opowiadam

- No spoko, ja będę o jakiejś 21.30 więc możesz nam załatwić loże wcześniej, chociaż podejrzewam, że jak mnie tam zobaczą to sami z siebie wezmą się za ogarnianie loży, ale możesz faktycznie komuś o tym powiedzieć to nie będzie trzeba czekać. - mówi na spokojnie

- Okej. - wstaję i ciągnę dalej używając jak zwykle chłodnego tonu - To już wszystko na dzisiaj.

Podchodzę do Shane'a i wyciągam rękę w formalnym geście pożegnania, on jednak schyla się i całuje mnie w policzek.

- Do jutra. - mówi wciąż będąc przy moim uchu lecz po chwili na szczęście się oddala.

- Daniel. - mówię dość cichym głosem bo wiem, że stoi za drzwiami, zawsze tam ma być gdy siedzę w gabinecie. - Proszę, odprowadź naszego gościa do drzwi.

Jezus, w końcu spokój, miałam dzisiaj tak zjebany dzień, że masakra jeszcze trochę popracuję i idę spać.

Około 3 w nocy w końcu przestaję pracować, ruszam więc do pokoju, przebieram się z powrotem w piżamę i idę spać.

The fire under usWhere stories live. Discover now