Przez kilka następnych dni Louis wmawiał sobie, że jego reakcja na pocałunek Harry'ego była jedynie krótkotrwałym, fizycznym zauroczeniem. W końcu był zdrowym mężczyzną bez problemów z libido. Dlaczego w ogóle miałby czuć się winnym z tego powodu?
Harry Styles był w istocie bardzo atrakcyjnym kowbojem. I zbyt dobrze wiedział, jak oczarować drugą osobę. Był też irytujący i pewny siebie. Wszystko to wpłynęło na jednoznaczność stanowiska Louisa - to było jedynie chwilowe zauroczenie.
Lottie w końcu pozwolono wstać z łóżka I Louis doszedł do wniosku, że może zostawić siostrę samą na kilka godzin.
Z radością w sercu osiodłał Cherry i żwawym kłusem odjechał z rancza. Przez chwilę wsłuchał się w stukot kopyt konia pod nim, pędzącego po zmrożonej ziemi. Ciężkie, czarne chmury wisiały nisko nad równiskami i lasem, otaczając odległe góry ponurą mgłą, rodem niczym jeden z widoków z "Władcy Pierścieni".
Louis poczuł wewnętrzny spokój i miał wrażenie, że czas niemal się zatrzymał. Było to uczucie, którego brakowało mu w codziennej krzątaninie w domu siostry.
Pędził szybko, mijając znudzone brązowe krowy o białych pyskach, napierające na elektryczne ogrodzenie, ciekawe tego, czego nie mogą dosięgnąć, spragnione wolności i swobody. Góry, jak ponury strażnik, czuwały nad nimi pod ciężkim, stalowoszarym niebem.
Louis cieszył się, że nie zlekceważył uwag Lewisa udzielonych mu w pierwszych tygodniach jego pobytu, o tym, żeby zapamiętać okoliczne szlaki. Teraz notował w pamięci kępki krzewów na skałach, topole ze złamanymi gałęziami i sękate pniaki. Miały to być punkty orientacyjne, pomagające mu znaleźć drogę powrotną do domu.
Poprowadził Cherry na szczyt wzgórza. Po niecałej godzinie z ciężkich chmur wiszącymi nad nimi, zaczęły leniwie opadać pierwsze płatki śniegu. Louis zatrzymał się, zafascynowany widokiem zaśnieżonej okolicy z góry. Uniósł twarz i pozwolił, aby opadający śnieg powoli pieścił jego policzki i zamknięte powieki. Powietrze było wilgotne.
Przez monent mógł udawać, że znajduje się w rodzinnym Yorkshire.
- Wiesz, Cherry, to pierwszy śnieg w Wyoming, jaki widzę. Chciałbym zostać tu i patrzeć, jak pada, ale lepiej wracajmy, zanim całkowicie się ściemni.
Poklepał konia po szyi i zawrócił w stronę rancza. Jechał powoli, oczarowany białą krainą, jaka go otaczała. Topole i osiki pokrywała śnieżna czapa, a czarne gałęzie drzew przyjemnie kontrastowały z bielą. Na ziemi coraz szybciej rozrastała się puszysta warstwa mokrego śniegu. Ten widok mógłby porównać tylko do pierwszego wejścia Łucji do Szafy, z pierwszego filmu "Opowieści z Narnii", który uwielbiali oglądać z Lottie w dzieciństwie.
Stukot kopyt Cherry był coraz słabszy i bardziej stłumiony. Wokół panowała niezwykła ciszą, która niemal aż kłuła w uszy. Louis wzdrygnął się i pomimo ciepłego okrycia, poczuł nagły chłód. Zaniepokoił się, spostrzegłszy, że oczarowany widokiem zmylił drogę. Czym prędzej zawrócił, ganiąc się za tę nieuwagę.
Opad śniegu nasilił się. Nad jego głową nie było już widać nieba, a białe płatki wirowały z zawrotną szybkością i w niezliczonej ilości wokół niego. Louis wyrzucał sobie, że zapuścił się sam tak daleko i starał się zwalczać narastającemu uczucie paniki.
- Nie martw się, Cherry - mówił głośno do konia, chcąc usłyszeć przynajmniej swój własny głos - To tylko lekki opad śniegu, nie zrobi nam krzywdy.
Chłód stawał się coraz bardziej dotkliwszy i przeszywający. Louis myślał o gorącej herbacie i bujanym fotelu przed kominkiem, aby poczuć się nieco lepiej. Nic nie było już takie jak wcześniej. Zacisnął usta, aby powstrzymać szczękanie zębów. Wmawiał sobie, że przecież nie mógł się zgubić, ale prawda była taka, że już dawno zgubił drogę. Otulone płaszczem śniegu wzgórza i drzewa wyglądały zupełnie inaczej i nie był w stanie powiedzieć, w której części równin się teraz znajduje.
CZYTASZ
Cowboy Like Me
Hayran KurguLouis Tomlinson jest bardzo związany z Lottie, swoją siostrą. Kiedy dowiaduje się, że Lottie oczekuje dziecka i potrzebuje jego pomocy, postanawia zrezygnować na jakiś czas z pracy w Doncaster i przenieść się na ranczo siostry w Wyoming. Monumentaln...