7. Całuję, twoja Taylor

39 6 0
                                    

Świtało.

Różowe i złote pasma przenikały się na zamglonym niebie, a światło pojawiającego się znad horyzontu słońca delikatnie przebijało się przez chmury.

Louis usiadł energicznie głową i przetarł oczy, chcąc pozbyć się resztek snu. Naciągnął na siebie pożyczony od Harry'ego szlafrok, wziął trzy głębokie oddechy i stanął na podłodze. Gdy zawroty głowy ustały, odetchnął z ulgą. Nogi wciąż miał miękkie i słabe, ale już nie uginały się pod jego ciężarem jak poprzedniego dnia. Ból w kostce także nie był aż tak dokuczliwy.

Podszedł do drzwi z zamiarem zaparzenia sobie w kuchni filiżanki herbaty, ale drzwi same niespodziewanie się otworzyły i Louis krzyknął zaskoczony.

Harry stanął przed nim, wycierając mokre po kąpieli włosy welurowym ręcznikiem.

- Dzień dobry, proszę pana.

- H-hej. Przepraszam, trochę mnie wystraszyłeś - Louis nie mógł się skupić przez widok szczupłego, opalonego ciała Harry'ego, ledwo zasłoniętego szlafrokiem. Kowboj zrobił krok w jego stronę i Louis znowu zaczął się jąkać - Ja... czuje się już znacznie lepiej. Mogę sam chodzić całkiem prosto.

Harry stanął tuż przed nim. Oczy Louisa znalazły się tuż na wysokości nagiego torsu kowboja. Harry pogładził go po policzku. Louis zadrżał.

- Spokojnie, Lou - zaśmiał się - Chcę się tylko upewnić, że z tobą wszytko w porządku. Wyglądasz, jakbyś właśnie wrócił z siedmiodniowych wakacji all inclusive, a nie co dopiero walczył ze śnieżycą i nieomal zamarzł przy tym na śmierć. Większość ludzi unieruchomiłoby to na co najmniej tydzień.

- Cóż, nie jestem taki jak większość - Louis odetchnął jego dłoń od swojej twarzy - Nie jestem kruchy, ani delikatny, i zdecydowanie nie zamierzam wracać do łóżka. Właściwie, to mam zamiar przygotować nam śniadanie.

Prześlizgnął się obok Harry'ego i zaczął schodzić na dół.

- Zaparzyłem już wodę na kawę! - zawołał za nim Harry.

***

Louis prawie kończył robić śniadanie, omlety na słono z pieczarkami i boczkiem, kiedy Harry w końcu do niego dołączył. Ubrany był w swój zwyczajny strój, dżinsy I flanelową koszulę. Usiadł przy kuchennym stole, przysunął przygotowaną dla niego kawę ku sobie i obserwował Louisa bez słowa.

- Zaczynam przyzwyczajać się do jedzenia śniadania w tak miłym towarzystwie - odezwał się, kiedy Louis usiadł naprzeciwko niego.

- Jestem pewien, że nie jestem pierwszą osobą, która ci towarzyszy - odrzekł z udawaną obojetnością Louis.

I pewnie nie ostatnią, dodał w myślach.

- Nie - zgodził się Harry - Ale nie sposób nie powiedzieć czegoś miłego na widok tak pięknych, niebieskich oczu.

Louis spuścił wzrok na swój talerz, onieśmielony. Harry nie mówił nic przez dłuższą chwilę i w spokoju zajęli się jedzeniem omletów.

- Na zewnątrz zalega jeszcze dość sporo śniegu - odezwał się po chwili Harry - Niektóre zaspy przypominają małe góry. Pewnie trochę czasu zajmie ich usunięcie.

- Rozumiem.

- Myślisz, że poradzisz sobie dziś sam przez chwilę?

- Tak, oczywiście. Nic mi nie będzie.

- Muszę osobiście dopilnować kilku spraw. Ludzie potrzebują teraz każdej możliwej pomocy - westchnął Harry - Nie mamy już siana, a zwierzęta nie mogą same dokopać się do trawy.

Cowboy Like MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz