Cień tajemnicy

2 1 0
                                    

Obudziłam się wcześniej niż Olivia. Czułam, jak narastające napięcie nie daje mi spokoju. Wstałam, pierwsze kroki skierowałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i poczułam, jak wewnętrzna frustracja się we mnie potęguje. Widziałam swoje zmęczone oczy, pod którymi ciemniały wielkie wory. Całą noc myślałam o dziwnym zachowaniu Margaret i o tym, co mogło stać się z Travisem. Zmęczenie, które czułam, było bardziej emocjonalne niż fizyczne.
„Co się, do diabła, dzieje?" - zapytałam samą siebie w myślach. Wciąż nie mogłam pojąć, dlaczego mama nagle zaczęła unikać spojrzeń i rozmów. Co takiego związanego z Olivią mogło ją tak wyprowadzić z równowagi?

Wróciłam do pokoju i delikatnie potrząsnęłam przyjaciółką, budząc ją.
- Olivia, za godzinę musimy być na lotnisku. - powiedziałam spokojnym, choć lekko zmęczonym głosem.
Kiedy Olivia powoli otworzyła oczy i zaczęła się przeciągać na łóżku, zauważyłam coś dziwnego. Koszulka Olivii podwinęła się, odsłaniając żebra. Tam, dokładnie w tym samym miejscu, co u mojej mamy, miała małe, charakterystyczne znamię. Wpatrywałam się w nie przez dłuższą chwilę, a myśli zaczęły przyspieszać.
„O co tu chodzi?" Co ona przede mną ukrywa? A co, jeśli Olivia to moja siostra? - te myśli przelatywały przez moją głowę jedna po drugiej, jak błyskawice w czasie burzy. - Nie to niemożliwe. To zbieg okoliczności, moja mama nie ukrywałaby przede mną, czegoś takiego.
- Emily! Jesteś tu? Czy tylko stoisz jak słup soli?
- A, tak, wybacz. - odpowiedziałam. - Zamyśliłam się.
Olivia spojrzała na mnie z niepokojem.
- Widzę to. Od wczoraj jesteś zupełnie gdzie indziej. Wszystko okej? Martwię się o ciebie, mała. Pierwszy raz widzę cię taką rozbitą.
Uśmiechałam się blado, starając się zbagatelizować sytuację.
- Tak, wszystko dobrze. Wstawaj, bo nie zdążymy. - odpowiedziałam, po czym podeszłam do niej i chwyciłam ją za rękę, delikatnie ciągnąc z łóżka.

Zeszłyśmy na dół, gdzie czekała mama i Lena. Margaret wyglądała na spokojną.
- Mamo, jednak wracamy dziś. - powiedziałam stanowczo, patrząc prosto w jej oczy. I wtedy to, zauważyłam - moja własna matka nie była smutna z powodu wcześniejszego wyjazdu, wręcz przeciwnie, w jej oczach pojawiła się pewnego rodzaju ulga. To zaczyna robić się pojebane. Jej twarz pozostała nieco obojętna, a w jej spojrzeniu było widać tylko lekki cień, jakby schowała emocje pod maską spokoju.
- Ale jak to? Miałyście zostać do jutra.
Z myślenia wyrwała mnie Lena, która patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Westchnęłam ciężko, widząc jej rozczarowanie. Nie chciałam tego, ale sytuacja była poważna.
- Wiem, mała, ale nasz kolega miał wypadek. Musimy tam być. - wyjaśniłam, choć sama czułam, że to tylko część powodów, dla których musimy wracać. Ktoś stał za tym co się stało, z hamulcami Travisa. Musimy się dowiedzieć kto, aby ten człowiek poniósł surowe konsekwencje.
- Mamo, zawieziesz nas na lotnisko? - zapytałam, spoglądając na nią. Ku mojemu zdziwieniu, zaczęła się dziwnie zachowywać, tak jak poprzedniego wieczoru. Odwróciła wzrok i szybko odpowiedziała.
- Wiesz co? Tata was zawiezie. Mam trochę pracy.
"Pracy" coś w moim wnętrzu pęka. Dlaczego unikała spojrzeń? Dlaczego nie chce ze mną rozmawiać, gdy temat dotyczy też Olivii. I to znamię... nie mogę wyrzucić tego z głowy. Jak to możliwe, że Olivia i ona miały takie samo znamię w dokładnie tym samym miejscu? „To nie może być przypadek"
Nie powiedziałam nic. Wiedziałam, że nie jest to czas ani miejsce na takie rozmowy. Ale obiecałam sobie, że kiedy wrócę do Nowego Yorku, będę musiała poznać prawdę.
Pożegnałam się, z mamą i Leną. Nie wiem kiedy znowu odwiedzę Miami. Pewnie za kilka miesięcy.

Siedziałam w samochodzie, obok Olivii, która cicho przysypiała, zmęczona. Widziałam przez okno migoczące światła miasta, a myśli biegały w niespokojnym tempie. Miałam ochotę wyrzucić z siebie wszystkie emocje, krzyknąć, zapytać matkę o to, co naprawdę się dzieje, ale wiedziałam, że to jeszcze nie ten moment. Nie kłamałaby mnie przez tyle lat... To niemożliwe - powtarzałam sobie w myślach, próbując uspokoić ten okropny chaos.
Ale coś głęboko we mnie podpowiadało, że powinnam drążyć temat. Przecież nie mogłam przestać myśleć o tym dziwnym zachowaniu, o uldze w jej oczach, gdy powiedziałam jej o wyjeździe, i przede wszystkim o tym znamieniu, które miała Olivia. „To przypadek, to musi być przypadek" - powtarzałam sobie w głowie, choć z każdym kilometrem czułam, że prawda może być zupełnie inna.
Tata wiózł nas na lotnisko. Cisza w samochodzie była aż przytłaczająca. Lena została w domu, rozczarowana że tak szybko wracam niż miałam to zaplanowane.
- Emily, wszystko w porządku? - zapytał tata, przerywając moje myśli.
- Tak, tato, wszystko okej. - wcale tak nie było.
Spojrzałam na Olivię, która teraz spała z głową opartą o szybę. W jej twarzy widziałam spokój, beztroskę. „Co jeżeli, to moja siostra?" To przecież szalone. - myślałam, próbując przekonać samą siebie, że to tylko moja wyobraźnia.
Kiedy dotarliśmy na lotnisko, obudziła się, Olivia przeciągając się.
- Już jesteśmy? - zapytała zaspanym głosem.
- Tak, właśnie dojechaliśmy. - Zbierajmy się już.
Tata pomógł nam wyciągnąć bagaże z bagażnika. Poczułam nagłe uderzenie niepokoju, gdy tata podszedł, aby mnie przytulić na pożegnanie.
- Uważajcie na siebie. - powiedział ciepło. - I daj znać, jak dotrzecie.
- Jasne, tato. - odpowiedziałam, odczuwając dziwne ukłucie w sercu. To nie będzie zwykły powrót do Nowego Yorku. Zbyt wiele rzeczy wisiało teraz nade mną, niewypowiedziane pytania, na które jeszcze nie miałam odwagi szukać odpowiedzi.

W samolocie spróbowałam zająć myśli czymś innym. Otworzyłam książkę, którą wzięłam ze sobą, ale po kilku stronach zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie mogę się skupić na tekście. Co chwilę zerkałam na Olivię, która znów zdążyła zasnąć, i zastanawiałam się nad tym, co zobaczyłam rano - znamię na żebrach.
Jak to wyjaśnić. I to dziwne zachowanie matki? Może coś ukrywa, może coś zupełnie innego, ale co, jeśli Olivia naprawdę jest ze mną spokrewniona? Moje myśli stały się bardziej splątane, jakby każda z nich prowadziła do ślepej uliczki.

W końcu Nowy York, Olivia była bardziej skupiona na myślach o Travisie niż na moim dziwnym zachowaniu. Prawda była taka, że obie miałyśmy teraz swoje problemy, ale widziałam, że nie mogę dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Coś było nie tak, i musiałam poznać odpowiedzi, nawet jeśli te odpowiedź miały boleć. Po wyjściu z lotniska, odrazu skierowałyśmy się do taksówki. Miałam mieszane uczucia - czułam, że spotkanie z brunetem nie będzie łatwe. Nie przepadamy za sobą, ale pomimo tego, że nasza relacja jest napięta, w głębi duszy martwiłam się o niego. Trochę czasu spędziliśmy razem, a teraz, po tym co się stało, chciałam przynajmniej upewnić się, że jest cały i zdrowy.
Olivia podała adres kierowcy, w samochód ruszył. Siedziałam w ciszy, obserwując miasto przez okno. Po dziesięciu minutach taksówka zatrzymała się przed domem Travisa. Olivia wysiadła szybko, a ja powoli wygramoliłam się z auta, przeciągając nogi. Wyjęłam bagaże, i ruszyłam za nią.
- Chodź, Em, idziemy. W środku jest William. Nie ma Elli, możesz być spokojna. - powiedziała, jakby czytając mi w myślach.
- Okej. - odpowiedziałam, choć nie to było powodem mojego zmartwienia. Ella była moim ostatnim problem.

Gdy weszłyśmy do domu, William od razu przywitał nas głośnym krzykiem.
- Hej, słoneczka! Jak tam Miami?! Podbiegł, przytulając obie naraz. Uśmiechnęłam się nieco z przymusu, starając się nie zdradzić, jak bardzo byłam zmęczona.
- Ty nie pytaj mnie teraz o Miami, tylko powiedz, gdzie jest Travis. - zapytała Olivia, wyraźnie skupiona na jednym celu.
- A, siedzi na górze, wkurwiony jak nigdy. Lepiej tam teraz nie iść... - odpowiedział William, unosząc brwi.
Olivia kompletnie zignorowała jego słowa i pobiegła schodami na górę. William spojrzał na mnie z uśmiechem, jakby próbując rozładować napięcie.
- A ty co taka smutna? Nie wyspałaś się myszko? - zapytał, próbując być zabawny.
- Wyspałam, tylko podróże mnie męczą.  - odpowiedziałam, z wymuszoną uśmiechem, próbując zachować spokój, mimo że głowę miałam pełną zmartwień.

- Olivia, daj mi spokój! Nic mi nie jest! - wykrzyczał Travis.
- Jak to nie?! Przecież kurwa widzę! Zabije tego, kto ci to zrobił! - krzyknęła Olivia.
Wymieniłam szybkie spojrzenie, z Williamem. Po czym ruszyliśmy w górę schodów. Wow,  nie mogłam nie zwrócić uwagi na piękny dom. Pamiętałam go z imprezy, ale teraz, w dziennym świetle, pokój Travisa wygadał jeszcze bardziej imponująco - nowoczesny, minimalistyczny styl, wszystko na swoim miejscu.
William stanął w drzwiach, blokując mi widok na Travisa, więc musiałam delikatnie wychylić się zza jego pleców. Jego wzrok odrazu spoczął na mnie. To co, zobaczyłam, sprawiło, że serce mi zamarło. Jego twarz była obita, jedno oko prawie zamknięte od opuchlizny, a na policzku widniała głęboka, świeża rana. Wygląd tragicznie.
- No, jeszcze jej tutaj brakowało. - mruknął. - Świetnie. Czy możecie wszyscy dać mi spokój? Nic mi nie jest. Poczułam, jak fala gniewu i współczucia jednoczenie zalewa moje serce. On zawsze potrafił wywołać we mnie mieszane emocje, ale teraz, patrząc na jego stan, czułam tylko jedno. - smutek.
- Też miło mi cię widzieć, Travis. - odpowiedziałam ironicznie, próbując się uśmiechnąć, choć widok jego twarzy sprawił, że trudno było mi zachować spokój.
Westchnął głośno, wyraźnie zirytowany naszą obecnością.
- Naprawdę, możecie wszyscy sobie stąd pójść? - rzucił, siadając ciężko na łóżku.
Olivia stała obok niego, zmartwiona, ale wyraźnie wściekła na to, co zobaczyła. Poczułam, że atmosfera w pokoju robi się coraz bardziej napięta. Z jeden strony chciałam wyjść i zostawić ich samych, ale z drugiej - nie mogłam się na to zdobyć. Coś mi podpowiadało, że powinnam tu zostać.
- Co się stało, Travis? - zapytałam cicho, ale stanowczo.
Spojrzał na mnie z irytacją.
- Nic, kurwa. Po prostu... dajcie mi wszyscy spokój, do chuja! Nie potrzebuje waszej litości ani troski.
Nie zamierzałam jednak odpuszczać.
- Ktoś namieszał ci w hamulcach kurwa! Travis! To nie jebany przypadek, mogłeś zginąć! - wykrzyczałam, a mój głos drżał z emocji.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby nie wierzył, że nadal próbuje z nim rozmawiać o tym, co się stało.
- To tylko jebany wyścig, Emily! To się zdarza. Nie ma co robić jebanego dramatu. Zajmę się tym!
Krzyknął tak głośno, że ledwo powstrzymałam łzy. Od małego nienawidzę jak ktoś na mnie krzyczy. Ale to w końcu jest naturalną rekcją emocjonalną i psychologiczną, która może wynikać właśnie z tego powodu.

The shadow of a glanceWhere stories live. Discover now