Do domu Ronnie'go dotarłyśmy kilka minut przed dziewiątą i tak, jak się spodziewałam, byłyśmy pierwsze. Domyśliłam się, że reszta się spóźni o kilka lub kilkanaście minut. Stało się tak, jak sądziłam. Spóźnialskim posłałam wymowne spojrzenia; chyba budziłam we wszystkich pewnego rodzaju respekt, bo unikali mojego wzroku. Z Dev było dzisiaj już w miarę okej, rozmawiała z nami tak, jakby nic się nie wydarzyło.
— Cześć — usłyszałam głos Andy'ego tuż za sobą, dlatego odwróciłam się w tamtą stronę. — Przepraszam za spóźnienie.
— Siadaj — warknęłam. Brunet spojrzał na mnie przepraszająco, a ja zaśmiałam się. Pocałował mnie w policzek i zajął wolne miejsce na kanapie. — Pewnie już domyśliliście się, dlaczego wszystkich zwołałam — spojrzałam na przyjaciółkę. — Dev ma nam do powiedzenia kilka istotnych rzeczy — uśmiechnęłam się blado.— Zacznę od rzeczy, która mnie nieco zdziwiła — powiedziała brunetka, poprawiając nerwowo grzywkę, która opadła jej na oczy. — Byli dla mnie zaskakująco mili. Chodzi o to, że nie torturowali mnie, nie głodzili, nic z tych rzeczy — westchnęła — można powiedzieć, że się mną nie interesowali. Ale wiem, że są groźni i chcą nas zniszczyć.
— Wiesz, gdzie mają swoją siedzibę? — zapytał Alex. Dev pokręciła przecząco głową.
— Wiem tylko, że za Los Angeles, gdzieś w stronę południa. Tam mnie przetrzymywali.
— A widziałaś kogoś z nich? — chłopak zadał kolejne pytanie. Osobiście uważałam, że nadawałby się na detektywa. Genialnie łączył fakty i zapamiętywał każde, nawet najdrobniejsze szczegóły.
— Nie. Mieli na sobie białe maski i czarne kaptury. Słyszałam imię jednej dziewczyny, Desariee — powiedziała. Chwilową ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości SMS.
— Przepraszam — mruknął Andy, czytając wiadomość. Zmarszczył brwi i poprawił włosy, które opadły mu na twarz. — muszę wyjść na moment — rzekł i skierował się w stronę wyjścia do ogrodu. Radke skinął na mnie głową, bym poszła za brunetem. Wstałam z fotela i ruszyłam za nim. Andy stał na schodach, właśnie zapalał papierosa.
— Co się dzieje? — zapytałam, obejmując rękoma jego ramię.
— Muszę jechać do Cincinnati, moi rodzice chcą się ze mną zobaczyć — westchnął.
— Nie możesz ich zaniedbywać, Andy — rzekłam. — To twoi rodzice, na pewno za tobą tęsknią.
— Zapraszałem ich już do Los Angeles, ale cały czas zasłaniają się pracą. Nie chcę was zostawiać z tym wszystkim — przytulił mnie i pocałował w czoło.
— Poradzimy sobie, rodzina przede wszystkim — uśmiechnęłam się. Biersack nie wiedział, ile miał szczęścia; jego rodzice nie zginęli w wypadku tak, jak moi kilkanaście lat temu. Mimo iż Pete dwoił się i troił, to nie był w stanie mi ich zastąpić. — Jedź do domu i znajdź lot, ja wszystkim wyjaśnię o co chodzi.
— Czy ty chcesz się mnie pozbyć? — zaśmiał się brunet, a ja uderzyłam go lekko pięścią w ramię.
— Im szybciej wyjedziesz, tym szybciej wrócisz — pocałowałam go w policzek.
— Skoro tak mówisz — uniósł mój podbródek i pocałował mnie ostatni raz. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy...
— Andy musiał wrócić do Cincinnati na jakiś czas — wyjaśniłam wszystkim zgromadzonym w salonie.
— To on nie jest z Florydy? — zapytał Alex, który jak zwykle musiał wszystko wiedzieć. Zachichotałam, a następnie usiadłam na tym fotelu, który zajmowałam wcześniej.
CZYTASZ
Unstoppable × biersack [invincible sequel] ✓
FanficJestem przywódczynią tłumu, a moja gra jest naprawdę sprytna. Jestem nie do zatrzymania. DizzyxHurricane © 2015