Byłam w drodze na kolejny wyścig; wyścig, który miałam zamiar wygrać. Przewaga o kilka setnych sekundy mnie nie satysfakcjonowała. Uznawałam to za porażkę, zawsze tak było. Miałam nadzieje, że tym razem będę mogła się wyżyć. Wydarzenia z ostatnich kilku tygodni miały na mnie zły wpływ. Chyba cały czas byłam wściekła jak osa i denerwowałam wszystkich wokół. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie radziłam sobie. Po raz pierwszy w moim życiu jakaś sprawa mnie przerosła. Należałam do silnych osób i wiedziałam, że łzy nic nie dadzą. Dlatego bardzo rzadko zdarzało mi się płakać. Chciałam, by cała ta sprawa z Anonymous Racers rozwiązała się sama. Obawiałam się o życie swoich bliskich. Ta grupa osób niszczyła mnie od środka i domyślałam się, że byli tego świadomi; podejrzewałam, że robili to specjalnie.
Co cię nie zabije, sprawi że będziesz marzyć o byciu martwym
Nie było mi łatwo, ale musiałam walczyć. Miałam dla kogo. Nie chciałam, by AR zniszczyli wszystkie moje relacje z ludźmi. Już i tak wystarczająco namieszali między mną, a Andy'm. Byłam już niemal stuprocentowo pewna, że to wszystko było ich dziełem. Do czego jeszcze się posuną?
Grozili mi już kilka razy. Nadejdzie taki dzień, w którym będą gotowi spełnić swoje groźby. Nie bali się niczego, a biorąc pod uwagę to, że wyścigi były w zasadzie nielegalne, nie mogliśmy zgłosić tego na policję. Obydwie drużyny musiały złączyć siły i działać na własną rękę. Tylko w ten sposób mogliśmy ich pokonać. Ronnie nie miał żadnych podsłuchów, które Max mógł założyć wcześniej. Ograniczył kontakty z nim, ale nie całkowicie, by niczego nie podejrzewał. Informował go jedynie o mało istotnych rzeczach, ale Anonymous Racers nadal byli o krok przed nami.
Skręciłam w prawo i wjechałam w ulicę jednokierunkową. Byłam już całkiem blisko miejsca rozpoczęcia wyścigu. Nie wiedziałam czy ktoś z moich znajomych zdecydował się na wzięcie udziału. Większość z nich była zmęczona sprawą z AR i moim zachowaniem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że miałam ciężki charakter. Zwolniłam. Zatrzymałam samochód na "moim" miejscu, z przodu kolumny pojazdów. Przyjechałam idealnie na czas. Przygotowałam się do startu; lekko popuściłam sprzęgło, trzymając prawą nogę na pedale gazu, a gdy wyścig się rozpoczął, ruszyłam z piskiem opon. Nie obchodziło mnie nic, robiłam wszystko, by wyjść na prowadzenie. Moja jazda nie była ani bezpieczna, ani dobra dla samochodu. W najbliższym czasie będę musiała oddać go do warsztatu Pete'a, wolałabym nie ryzykować. Już po niecałych dwóch kilometrach wyrobiłam sobie całkiem niezłą przewagę nad resztą uczestników. Miałam nadzieję, że nic mi nie przeszkodzi w wygranej. Przyspieszyłam, tak na wszelki wypadek. Wsłuchałam się w warkot silnika i skupiłam się na drodze. Liczyłam się tylko ja i mój samochód. Oślepiło mnie światło innego samochodu, odbijające się w lusterku wstecznym. Przeklęłam pod nosem gdy dostrzegłam jakiś pojazd. Tym razem było to białe BMW z4. Przez kolor nadwozia w moich myślach pojawiła się tylko jedna rzecz - Anonymous Racers.Wysłannik AR gwałtownie skręcił w lewo, by po chwili jechać tuż obok mnie. Cóż, nie wiedział do czego byłam zdolna, gdy ogarniała mnie wściekłość. Chwila nieuwagi kierowcy BMW i moje Audi zepchnęło go na pusty pas. Biały samochód skręcił w prawo, przez co uderzył we mnie. Moje zachowanie było ryzykowne; Audi z pewnością było lżejsze od BMW o co najmniej sto pięćdziesiąt kilogramów i to ja mogłam wyjść z tego martwa. Wrzuciłam szósty bieg i przyspieszyłam. Musiałam jakoś spowodować, że osoba z Anonymous Racers będzie zdezorientowana. Cierpliwie czekałam aż przy drodze pojawi się mur. Nie chciałam ryzykować i spychać BMW w budynek, zachowywałam jeszcze zdrowy rozsądek. Uśmiechnęłam się pod nosem gdy zobaczyłam to, na co czekałam. Nie wytracając prędkości skręciłam gwałtownie kierownicą w lewo, by zepchnąć biały pojazd. Cóż, miałam szczęście, gdyż auto przeciwnika nie tylko uderzyło w mur, ale też zatrzymało się na wnęce. Moje Audi na pewno miało kilka wgnieceń i zdarty lakier. Wróciłam na trasę. Miałam jeszcze trochę przewagi, a meta znajdowała się całkiem blisko. Dodałam gazu. Czułam przyspieszone bicie serca, przez adrenalinę i zdenerwowanie moje ręce się trzęsły. Zacisnęłam je mocniej na kierownicy i po prostu jechałam. Chwilę później przejechałam przez linię mety; tym razem się nie zatrzymałam. Musiałam uciec jak najszybciej. Nie miałam pojęcia czy w wyścigu nie brał udziału jakiś inny wysłannik Anonymous Racers.
Obudziła mnie głośna rozmowa, która była prowadzona w salonie. Dłonią przetarłam zaspane jeszcze oczy i postanowiłam wstać i sprawdzić o co chodziło. Gdy znalazłam się na schodach, byłam w stanie rozpoznać głosy: był to Pete, Ronnie i Colson. Zmarszczyłam brwi; mieszanka wybuchowa. Szczególnie, jeżeli chodziło o nadopiekuńczość w stosunku do mnie.
— Co się dzieje? — zapytałam, wchodząc do salonu. Czułam na sobie spojrzenia całej trójki. Nikt nic nie mówił; cisza drażniła moje uszy. Colson wstał i przytulił mnie tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz pękną mi żebra.
— Co ty odwaliłaś? — rzucił Radke. Wyswobodziłam się z objęć blondyna i zajęłam miejsce na fotelu.
— Byłam na wyścigu — uśmiechnęłam się niewinnie. Szykował się wykład na temat niebezpieczeństwa, które na siebie ściągnęłam. Hej, przecież nic mi się nie stało.
— Tak? W takim razie co się stało z twoim samochodem? — zapytał Colson. Przewróciłam oczami i machnęłam ręką.
— Ktoś bardzo mocno mnie zirytował, przez co wylądował na murze.
— Zwariowałaś? — krzyknął Pete. Oh, jeszcze brakowało wybuchu mojego brata. Pomocy.
— A mam pozwolić na to, by zrobili coś moim bliskim? — rzuciłam szorstko. Zawsze wariowali przez to, że byłam dziewczyną. Czasem najpierw robiłam, potem myślałam, ale cholera, nie mogłam pozwolić Anonymous Racers na wygraną.
— Nic nam nie zagraża — mruknął Colson.
— Tak wam się tylko wydaje — prychnęłam. Powinni być dumni z tego, że odważyłam się na taki krok w stosunku do tamtych psychopatów. — Nawet nie wiecie ile wiadomości z pogróżkami dostałam przez ten czas. Nie mogę pozwolić, by komukolwiek z was się coś stało — warknęłam.
— Ryzykując swoje życie? — zapytał Ronnie. Przewróciłam oczami; on już raz wylądował na drzewie przez AR.
— Nie zauważyliście jeszcze, że to o mnie im chodzi? Chcą mnie zniszczyć od środka, likwidując wszystkie osoby, które są mi bliskie — powiedziałam, patrząc na siedzących na kanapie mężczyzn.
— Co zamierzasz z tym zrobić? — westchnął Pete. Szczerze mówiąc, współczułam mu takiej siostry, jaką byłam.
— Staram się im zapobiec. Robię to, co mi każą, bo mi na was zależy — spuściłam głowę. Dostało mi się za to, że ich chroniłam, niewdzięcznicy.
— Bierz rzeczy, idziesz do mnie — mruknął Radke. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego. Nie miałam już szesnastu lat, by mi rozkazywał. — Zdecydowaliśmy, że potrzebujesz nadzoru na jakiś czas.
— Na Boga, jestem dorosła — warknęłam.
— Może pełnoletnia, ale do dorosłości jeszcze ci trochę brakuje, Max — westchnął Ronnie. I kto to mówi. — Nie możesz być tak lekkomyślna.
— Nie jestem lekkomyślna — warknęłam, a cała trójka roześmiała się, przez co ponownie przewróciłam oczami. Chyba nie miałam wyboru i musiałam zrobić to, co mi kazali. Może moja złość trochę się uspokoi, a akcja z Anonymous Racers również zwolni?
____________
Do końca Unstpbl zostało 6 rozdziałów. Chcę to zakończyć w miarę szybko, także możecie spodziewać się kolejnego za kilka dni ;)
CZYTASZ
Unstoppable × biersack [invincible sequel] ✓
FanficJestem przywódczynią tłumu, a moja gra jest naprawdę sprytna. Jestem nie do zatrzymania. DizzyxHurricane © 2015