Rozdział 2

45 9 0
                                    

Ezra miał już szczerze dość papierkowej roboty, więc niewiele myśląc odsunął od siebie stos dokumentów, po czym bez zastanowienia zamknął laptopa. Odrzuciwszy na brzeg biurka długopis, od którego każdy człowiek już dawno nabawiłby się bolesnych odcisków, wcisnął się w oparcie niewygodnego fotela.

Przymknął powieki, ciesząc się z tej chwili wątpliwego, ale jednak relaksu. Nie to, żeby nie lubił swojej pracy, wręcz przeciwnie, uwielbiał ją i uważał za dość ważną, aby chcieć poświęcać jej każdą wolną chwilę. Lata doświadczenia nauczyły go jednej, bardzo ważnej rzeczy. Aby zadania były wykonywane z największą starannością i uwagą, nawet najbardziej zapracowany wampir powinien od czasu do czasu odpoczywać. Praca czternaście godzin bez żadnej przerwy nie należała ani do zdrowych, ani do szczególnie produktywnych. Zwłaszcza taka, która wymagała od wykonującej ją osoby maksymalnych pokładów skupienia.

Uniósł dłoń i pomasował palcami pulsującą skroń. Tak, zdecydowanie potrzebował przerwy. Już jakiś czas temu zaczął zauważać, że podczas wypełniania kwitów, popełnia coraz więcej idiotycznych błędów. Jeśli nie chciał dodawać sobie dodatkowej roboty, powinien pozwolić umysłowi na choćby najkrótszą regenerację.

W tym samym momencie ktoś postanowił zapukać do drzwi.

– Idealne wyczucie czasu – mruknął Ezra, ani myśląc o powrocie do wyprostowanej postawy. Do gabinetu i tak mieli prawo wchodzić tylko nieliczni, nie było sensu na powrót przybierać maski następcy głowy rodziny Blackworthów. – Wejść.

Drzwi uchyliły się i przeszedł przez nie Valentine.

– Liczyłem, że porozmawiamy w jadalni albo w salonie – oznajmił na wejściu, mierząc gabinet niechętnym spojrzeniem. Nie przepadał za nim jeszcze za czasów, gdy pracował w nim ich ojciec, a że uczucia zawsze zakorzeniały się w jego ciele wyjątkowo głęboko, pozostały w nim nawet po tym, jak tamten się z niego wyniósł. – Mógłbyś czasem wyjść do ludzi.

Ezra rozchylił powieki.

– Masz do mnie jakąś konkretną sprawę, czy po prostu naszło cię na składanie rodzinnych wizyt? – zapytał, zakładając nogę na nogę. – Bo jeśli to drugie, to po posiadłości kręci się ciotka March. Z pewnością znajdzie dla ciebie chwilę lub dwie.

Valentine przewrócił oczami. Przeszedł przez gabinet, aby dostać się do kredensu, z którego wyjął następnie niemal pełną butelkę drogiej, bursztynowej whisky. Dobrawszy do tego dwie kryształowe szklanki, zajął miejsce w jednym z dwóch foteli ustawionych naprzeciwko biurka Ezry.

– Z ciotką porozmawiam później. Najpierw to z tobą chciałbym zamienić kilka zdań.

Ezra bez słowa przyglądał się, jak brat nalewa mu do szklanki porcję wysokoprocentowego trunku. Domyślał się, dlaczego postanowił złożyć mu wizytę i ani trochę mu się to nie podobało. Planował odkładać tę niewygodną dnia nich obu rozmowę jak najdłużej.

– Oświadczyłem się Aileen – powiedział w końcu Valentine, upijając spory łyk ze swojej szklanki. Wyglądało to tak, jakby niekoniecznie miał ochotę na alkohol, ale próbował za wszelką cenę ukryć za nim narastające zdenerwowanie. – Przyjęła mnie.

– Nie – odparł ze stoickim spokojem Ezra.

Valentine uniósł brew.

– Nie pytałem o zgodę, tylko stwierdziłem fakt.

– Świetnie, podobnie jak ja. Nie ożenisz się z Aileen Hemsworth.

Przez chwilę mierzyli się poważnymi spojrzeniami. Ezra domyślał się, że jego brat będzie zbyt zdeterminowany, aby dał się tak łatwo przekonać do zmiany zdania, nie chciał jednak przedwcześnie używać na nim wampirzego wpływu. Nawet jeśli dzieliły ich lata doświadczenia, a sam Ezra był uznawany przez podlegające mu wampiry za kolejnego przywódcę klanu, wciąż istniało spore ryzyko, że w tym konkretnym przypadku Valentine nie uzna jego pozycji. Był ślepo zakochany. Nawet jeśli na co dzień szanował opinie jego i ojca, to teraz zyskał wystarczająco dużą motywację, aby w razie potrzeby się im przeciwstawić.

Nocne związkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz