Rozdział 7

37 6 0
                                    

 – Zachowuj się naturalnie. – Aileen poprawiła jego krawat. – To znaczy... zachowuj się naturalnie, ale nie po Seanowemu, okej? Bez żadnych odpałów, ciętych ripost i słabych żartów. Zwłaszcza bez żartów, Sean. Mają nas uznać za zdrowych na umyśle.

– Nie jestem zdrowy na umyśle – zauważył, zadzierając głowę, aby ułatwić jej dostęp do szyi. – Powiedziałbym nawet, że mam medyczne przyzwolenie na odpały. Taki urok i w ogó... Au!

Spojrzał na nią z wyrzutem i sięgnął do ramienia, w które go uderzyła. Nie zamachnęła się jakoś szczególnie gwałtownie, ani nie włożyła w sam cios zbyt wiele siły, ale i tak poczuł ból na niemal całej długości ręki. Nie zdążył posłać jej jednak spojrzenia pełnego wyrzutu, bo spodziewając się, że to zrobi, uniosła ostrzegawczo palec.

– Zasłużyłeś – oznajmiła, po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do wiązania krawata. – Nie pozwalam ci tak o sobie mówić. Twoja choroba sprawia, że jesteś kimś naprawdę wyjątkowym.

Pokiwał głową.

– Bycie paranoikiem ma swoje plusy i minusy. Wybacza mi się o wiele więcej głupich tekstów.

– Akurat to, że postanowiłeś odgrywać kiepskiego stand-upera, to już wyłącznie twoja wina.

– Zabolało nawet bardziej niż cios w ramię.

Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła i obróciła głowę w stronę drzwi. W tej samej chwili rozległo się pukanie, po którym do pokoju wszedł nie kto inny jak Valentine ubrany w ciemny garnitur i czarne, skórzane półbuty. Zaczesane do tyłu włosy i idealna, wampirza cera, sprawiały, że prezentował się naprawdę korzystnie. Na pewno lepiej od Seana, który założył pierwszą z brzegu, casualową marynarkę, którą zestawił z jeansami i dodatkiem w postaci tysiąca mikroskopijnych zadrapań na rękach. Pacjenci kliniki weterynaryjnej uwielbiali zostawiać na jego palcach ślady po pazurach i ostrych ząbkach.

– Gotowi? – zapytał Valentine, przekraczając próg sypialni i witając się z Seanem skinieniem głowy. – Zaraz wszyscy zaczną zbierać się w jadalni. Jako przedstawiciel gospodarza, powinienem pojawić się tam jako jeden z pierwszych.

– Właśnie skończyliśmy – odparła Aileen, odsuwając się od Seana na nieznaczną odległość. Oparła się plecami o narzeczonego, który podszedł, aby ją objąć. – Co myślisz?

– Myślę, że prezentuje się naprawdę dobrze – odparł Valentine takim tonem, że Sean niemal był skłonny uwierzyć w prawdziwość jego słów. – Nie będzie zbytnio odstawał od reszty.

Młodemu weterynarzowi opadły ramiona. Może nawet dałby sobie wmówić, że wygląda korzystnie, ale akurat w to, że ze swoim ludzkim wyglądem i zapachem, zdoła wtopić się w tłum długowiecznych wampirów, już na pewno nie zamierzał uwierzyć.

– Może poszukać jakichś mocniejszych perfum – zastanawiała się tymczasem na głos Aileen. – Jeśli wystarczająco się nimi spryska, nie będzie czuć od niego ludzkiej krwi.

Wampir pokręcił głową.

– Kiepski pomysł – stwierdził, przyglądając się Seanowi od stóp do głów. – Paru moich kuzynów jest mocno wrażliwych na zapachy. Im mocniejszy będzie jego aromat, tym bardziej się nim zainteresują. Już lepiej, żeby pachniał tak jak teraz. Wielu członków mojej rodziny ma obycie z ludźmi, Sean nie powinien im przeszkadzać.

– A co z Ezrą?

Valentine cmoknął.

– Z nim może być nieco gorzej... I już nawet nie mówię w tym momencie o zapachach.

Dyskutowali tak jeszcze przez chwilę, jakby kompletnie zapomnieli o obecności Seana. Mężczyzna w milczeniu przysłuchiwał się tej ich wymianie zdań, a także coraz to nowym pomysłom na przetrwanie nadchodzącej kolacji. Wyglądało na to, że dla Valentine'a najważniejszym punktem imprezy miało się stać przekonanie do Seana swojego starszego brata. Nie wiedzieć zresztą czemu, skoro to właśnie przez jego widzimisię, ten w ogóle miał szansę się na niej pojawić.

Nocne związkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz