Rozdział 9

32 6 2
                                    

– Sean, tak bardzo cię przepraszam! – załkała mu do słuchawki Aileen. – Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, przekonałabym Valentine'a, żeby pozwolił ci zostać w pokoju. Ta kolacja od początku była jedną wielką pomyłką.

Sean przymknął powieki i zsunął się w dół. Woda obmywała jego ramiona i otulała nozdrza zapachem kwiatowych olejków. Jak raz miał ochotę zostać w niej na zawsze, nie zważając na to, czy zatonie.

– To nie twoja wina – rzucił, siląc się na obojętny ton. Wciąż był zbyt spięty, aby udawać wyluzowanego, więc mógł chociaż grać przez przyjaciółką niewzruszonego. Ezrze Blackworthowi jakoś się to udawało, w końcuprzez cały wieczór wydusił z siebie zaledwie kilka słów. – Zresztą nie masz się czym przejmować. Znalazłem sposób na utopienie smutków. Dosłowny, jeśli brać pod uwagę, że zaraz faktycznie mogę się utopić.

Po drugiej stronie zapanowała cisza.

– Odkryłeś wannę z hydromasażem?

– Odkryłem zajebistą wannę z hydromasażem – poprawił ją, spoglądając na swoje zniekształcone kolana. Wanna była tak głęboka, że gdyby zechciał, mógłby się w niej zanurzyć po sam czubek głowy. Nie, żeby planował... przynajmniej na razie. – Jak już umrę, chcę, żeby mnie w takiej pochowali. Ta cała Blanche może nawet machnąć jakąś wzruszającą przemowę. Coś o tym, że ludzie są do dupy, bo nie potrafią organizować ślubów swoim najlepszym przyjaciółkom.

– Sean... Wiem, że ten wieczór poszedł bardzo nie po naszej myśli, ale przysięgam, że to nie było...

– Dobra tam, nieważne – mruknął, tracąc humor. Irytowało go, że nawet nie mógł jej okłamać, bo za każdym razem momentalnie wyłapywała zmianę jego nastroju czy tonu głosu. – Wampiry nie cierpią ludzi, nic nowego. Mógłbym stanąć na rzęsach, a nikt z waszej rodziny nie obdarzyłby mnie choćby jednym przychylnym spojrzeniem.

– Wiesz, że to nieprawda.

– Mówisz? Bo ja jestem przekonany, że nawet gdybym wskoczył do płonącego budynku i uratował z niego cały zastęp sierot, to zaraz znalazłby się jakiś sympatyczny wampir, albo wampirzyca, która powzięłaby sobie za cel zrównanie mnie z błotem. Niemal słyszę, jak mówi, że gdyby była na moim miejscu, to nawet nie dostałaby zadyszki. I wiesz co? Z jakiegoś powodu ma w mojej głowie głos tej całej Weindorf.

– Weinsword.

– Wciąż brzmi jakby ktoś próbował odkaszlnąć, ale coś stanęło mu w gardle.

Udając, że charczy, odsunął telefon od ucha i wsunął się głębiej pod wodę. Zabulgotał ustami, pilnując, aby żadna kropla wody nie przedostała się przez jego rozchylone wargi. Jak na jeden dzień miał już szczerze dość paskudnych płynów. Wystarczyło, że po powrocie z jadalni przez pół godziny wymiotował, a potem przez kolejne pół, tak długo szorował zęby, że boleśnie podrażnił sobie dziąsła. Nieomal znowu nie zwymiotował, gdy w którymś momencie poczuł po wewnętrznej stronie policzka swoją własną krew.

Nie sądził by przez kolejne dziesięć lat był w stanie pobierać krew zwierzakom z kliniki. Jedynym plusem całej tej okropnej sytuacji było to, że podczas przydługiej sesji nad toaletą, pozbył się z organizmu niemal całego alkoholu. Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie wytrzeźwiał.

– Ktoś coś mówił, jak wyszedłem? – zapytał tuż po tym, jak w końcu na powrót wysunął brodę ponad powierzchnię wody. Aileen cierpliwie czekała, aż znów zdecyduje się odezwać. – Nie, żebym przejmował się, co tamci o mnie myślą... nie chciałbym po prostu, żeby to co się stało zaważyło o tym, jak myślą o tobie.

– Nie przejmuj się tym.

– Aileen...

Westchnęła.

Nocne związkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz