Rozdział 10

21 6 2
                                    

Na chwilę po północy, Aileen wysłała Seanowi wiadomość z godziną, o której Valentine planował wybrać się do miasta. Domyślając się przy tym, że młody weterynarz jeszcze nie śpi, zapytała, czy wyjątkowo nie zechciałby zjeść śniadania w pokoju.

Sean odpisał jej niemal od razu. Co prawda mówił, że położy się wcześniej i faktycznie to zrobił, ale koniec końców skończyło się na tym, że po prostu leżał w łóżku i gapił się w sufit. Nie był w stanie zasnąć ze świadomością, że ustawi budzik (a raczej pięć budzików) na nieodpowiednią godzinę. Skoro sam zaproponował, że zabierze się z Valentinem i Aileen, powinien być gotowy jako pierwszy. Co, gdyby zaspał i przyjaciele musieliby na niego czekać? Co, gdyby przez jego spóźnienie Valentine nie zdążyłby na przymiarki?

Nie, akurat to było mało prawdopodobne. Podobnie jak większość wampirów, Valentine nosił wyłącznie ubrania szyte na miarę. Miał w mieście nie tylko ulubionego krawca, ale także osobistego stylistę i szewca. Sean był niemal pewien, że nawet gdyby spóźnił się do któregokolwiek z nich, to tamci i tak czekaliby na niego do samej śmierci. Posiadanie w bazie klientów kogoś o nazwisku Blackworth stanowisko ogromne wyróżnienie.

Sean musiałby pracować co najmniej dwadzieścia lat, żeby opłacić wizytę w jednym z wielu renomowanych atelier, które upodobał sobie Valentine. O ile w ogóle ktoś zechciałby go tam wpuścić, bo do tego typu miejsc nie wchodziło się ot tak, z ulicy.

Właśnie to była pierwsza rzecz, która przyszła mu na myśl, gdy nazajutrz Valentine zaparkował pod salonem mody madame Dominique.

– Mogę się założyć, że na wejściu dają każdemu kieliszek Dom Pérignon – rzucił, wyglądając przez okno samochodu. – Wciskają ci do ręki szampana, a potem dają do podpisania papiery o zachowaniu poufności. Ani się obejrzysz, a wciągają cię do odzieżowej sekty i od tego momentu możesz nosić tylko Gucci, Pradę i Balenciagę.

– Zaskoczę cię, ale nie mam nic od Gucci, Prady ani Balenciagi – odparł Valentine, wychodząc z auta. – Co najwyżej kilka polówek od Ralpha Laurena.

– Powiedz chociaż, że mają ochroniarza, który na dzień dobry pyta, ile kosztuje twój obecny outfit? Coś w stylu tych filmików, gdzie youtuberzy pytają dzieciaki o ceny ich poszczególnych ciuchów.

– Też nie.

– A każą ci pokazać portfel, żeby się upewnić, że masz złote karty?

– Sean. – Valentine wzniósł oczy ku niebu. – Może już wystarczy? To normalne atelier, nie różni się niczym od innych tego typu miejsc.

– To miłe, że zakładasz, że kiedykolwiek byłem w atelier.

Aileen przyłożyła dłoń do ust, tłumiąc śmiech. Valentine uniósł brew i zajrzał z powrotem do auta, aby posłać narzeczonej sugestywne spojrzenie.

– Wychodź, zanim oszaleję.

– Na pewno? Nadal masz szansę iść na przymiarki razem z Seanem.

– Po moim trupie. Wychodź.

Wampirzyca znowu się zaśmiała, po czym w końcu zgarnęła z kolan torebkę i wyszła z auta. Seanowi, który jako jedyny miał zapięte pasy, zajęło to o parę sekund dłużej.

– No to widzimy się wieczorem – rzucił luźnym tonem. Humor poprawił mu się od razu po opuszczeniu posiadłości Blackworthów. Na nieszczęście dla Valentine, który przez całą drogę musiał wysłuchiwać jego tekstów. – Po pracy wstąpię na jakiś obiad, a potem zajrzę do mieszkania. Będę pewnie jakoś po piątej.

– Ktoś może cię odebrać. – Podjęła kolejną próbę Aileen. Spojrzała na Valentine'a, który tylko wzruszył ramionami. – Jeśli nie chcesz jeździć limuzyną, ogarniemy inne auto. To nie musi być nic...

Nocne związkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz