Rozdział 6

27 9 1
                                    

Tej nocy miałam trudności ze spaniem. Za każdym razem, gdy już udawało mi się na chwilę zasnąć, widziałam jego twarz. Te sny były czymś więcej, wydawały się tak realne i namacalne, że po każdym przebudzeniu musiałam iść do łazienki i ochlapać twarz zimną wodą. Do tego nawet we śnie nie miałam szczęścia, bo mylił moje imię. Mówił na mnie ,,Margo''. Dlaczego odkąd zobaczyłam tego mężczyznę, zaczęłam się tak zachowywać? Znałam go od zaledwie kilku dni, a już czułam, jakby jego obecność zaczynała przejmować moje myśli, jakby rodziła się we mnie jakaś dziwna, niepokojąca fascynacja. Nawiedzał mnie nawet w snach. Chociaż ,,nawiedzał'' jest złym określeniem. Bardziej ,,odwiedzał'', bo w tych snach nie robił nic złego – poza tym powtarzającym się elementem, kiedy przekręcał moje imię.

****

Nie widziałam już sensu w próbie zaśnięcia, więc po 6 wygramoliłam się z łóżka. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze i naprawdę trudem było od niego nie odskoczyć. Miałam podkrążone oczy, a pod nimi widniały ciemne sińce. Rozczochrane ciemnobrązowe włosy i blada twarz, tylko jeszcze bardziej sprawiały, że wyglądałam, jakbym dopiero co wstała z grobu, a nie łóżka. Nie wiem czy makijaż tutaj cokolwiek pomoże, ale warto spróbować.

****

Tona korektora i pudru nie pomogła. Stałam w kuchni i patrzyłam na Cadena, który usilnie próbował mi wcisnąć ogromny kubek kawy i to jeszcze bez mleka.

– Potrzebujesz tego – poruszył naczyniem blisko mojej twarzy, tak że poczułam mocny aromat jego zawartości.

– Naprawdę wyglądam, aż tak źle? – zapytałam, przyjmując kawę, a on widząc mój grymas dolał do niej mnóstwo mleka. Tak jak lubię. Mleko z kawą, a nie kawa z mlekiem. Zaskakująco dobrze odczytywał emocje z mojej twarzy.

– Źle? Nigdy w życiu. Po prostu – uśmiechnął się pocieszająco i przekrzywił głowę, oceniając mój wygląd. – Może zasługujesz na lepszy materac w Twoim pokoju – w odpowiedzi zmarszczyłam brwi i w niby groźnym grymasie wykrzywiłam usta. Zaśmiał się na mój widok, a ja upiłam łyk kawy.

– Współczuję Aidenowi, jeśli będziesz dzisiaj tak humorzasta – zaczął zawiązywać swój krawat, który wyciągnął z kieszeni marynarki.

– Powinieneś współczuć mi – skarciłam się w myślach. Znowu to zrobiłam, powiedziałam zanim pomyślałam. – Przepraszam, chodzi o to, że.. – Caden przerwał mi gestem ręki.

– Rozumiem, szczerze mówiąc, zaskoczyłem się, że wczoraj nie było między Wami żadnego spięcia – obserwowałam jego dłonie, perfekcyjnie radzące sobie z wiązaniami. – Aiden na krótki okres jest w porządku, ale spędzanie z nim całego dnia, może być nieco.. męczące – wzięłam kolejny łyk kawy i zastanawiałam się za jakie grzechy, wiedząc to wszystko, wpakował mnie w pracę z takim człowiekiem.

– Ale myślisz, że mogę się czegoś od niego nauczyć? – zapytałam wątpliwie. Jeśli Caden twierdził, że mogę cokolwiek wynieść z pracy z Aidenem, to może warto to rozważyć.

– Zdecydowanie. Jeśli chodzi o tempo pracy, to on jest wzorem. Ze wszystkich pracowników, których mam, tylko on przez te wszystkie lata nie zapomniał o niczym, a co najważniejsze – nigdy nie zawalił terminu – odpowiedział i spojrzał na zegarek. – Musimy się już zbierać – na jego słowa, szybko upiłam jeszcze trochę kawy i odłożyłam kubek do zlewu. Złapałam torebkę i szybkim krokiem poszłam za nim.

****

Nikt nigdy nie spojrzał jeszcze na mnie z takim obrzydzeniem, jak właśnie zrobił to Aiden. Trzymał kilka palcy ku swojej skroni i wpatrywał się we mnie z wyraźnym niesmakiem. Oczy miał szeroko otwarte, mimo to mogłam dostrzec niebieski cień wychodzący daleko poza jego powieki. Wyglądał trochę jak mieszkaniec Kapitolu z Igrzysk Śmierci. Westchnął i rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili zmienił zdanie. Uniósł obie ręce, machnął palcami i odszedł. Co za miłe przywitanie.

Jeszcze tylko tydzień.

****

Anthony przyjechał po mnie o tej samej godzinie, co wczoraj. Nie był zbytnio rozmowny, ale ja dzisiejszego dnia i tak nie byłabym dobrym kompanem do konwersacji. Nie licząc przywitania, w ciszy dojechaliśmy do domu Cadena. Podejrzewałam, że mojego szefa nie będzie w domu, tak jak ostatnio, więc nawet tym razem o to nie zapytałam. Weszłam do środka i poczułam przepiękny zapach, dochodzący z kuchni. Zaburczało mi w brzuchu, nie miałam dzisiaj nawet czasu nic zjeść. Na przesłuchaniu do reklamy było dzisiaj ponad 200 aktorów, słuchanie tych samych tekstów w kółko, tylko sprawiło, że byłam jeszcze bardziej zmęczona, ale jakoś przetrwałam. Weszłam do kuchni i zobaczyłam ciemnowłosego, krzątajacego się po kuchni i przygotowującego jedzenie. Podniósł głowę i jeden z jego kosmyków opadł mu na czoło. Zdmuchnął go, a ten powrócił idealnie na swoje miejsce.

– Głodna? – zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową i podeszłam bliżej, żeby zobaczyć co tak przepięknie pachnie. Delikatnie się zdziwiłam, bo nie wyglądało za dobrze, ale ten zapach... Caden musiał zauważyć moją minę, bo zaśmiał się pod nosem.

– Zasmakuje Ci – dodał zachęcająco i po chwili przełożył wszystko na talerze. Patrzyłam na kremową konsystencję, wyglądało to trochę jak puree. Kiedy usiedliśmy przy stole, Caden przyniósł jeszcze jeden garnek z mięsem i sosem. Zalał zawartości naszych talerzy i usiadł na przeciwko mnie.

– Nie wiedziałam, że oprócz dania mi miejsca zamieszkania, będziesz też gotował – uśmiechnęłam się i popatrzyłam na talerz. Naprawdę nie wyglądało to za dobrze, ale przecież jedzenie nie ma wyglądać, tylko smakować.

– Było mi Ciebie szkoda rano – oznajmił i nie czułam w tych słowach zgryźliwości, wręcz przeciwnie.

– Co to za potrawa? – zapytałam, bo pierwszy raz widziałam coś takiego. Zaśmiał się na moje pytanie, wiedział, że nie jestem pewna co do niej.

– Polenta – powiedział krótko i zaczął się tym zajadać. Pierwsze słyszę. Wyglądało na to, że mu smakuje, bo po chwili nie było już dużej części zawartości jego talerza.

– Nie spróbujesz? – przekrzywił delikatnie głowę, a ja odważyłam się spróbować. Nałożyłam trochę potrawy na koniuszek łyżki i postanowiłam zjeść to szybko niczym lekarstwo. Nie chciałam pokazać braku szacunku ,,kucharzowi'', więc jakkolwiek by nie było, zmuszę się, żeby to zjeść. Potrawa szybko rozpłynęła się w moich ustach. Otworzyłam szerzej oczy.

– To jest genialne – oznajmiłam i mój talerz opustoszał szybciej niż Cadena. Patrzył na mnie z pewnego rodzaju nostalgią. Nie potrafiłam odczytać tego spojrzenia, ale zdarzyło mu się już w podobny sposób patrzeć na mnie, wtedy w ogrodzie, czy podczas spaceru po Nowym Orleanie.

Tej nocy szybko zasnęłam. 

Echa WiecznościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz