Rozdział 10

12 5 0
                                    

Obudziłam się cała zlana potem. Próbowałam uspokoić oddech, ale powietrze nie chciało wypełniać moich płuc w normalny, spokojny sposób. Każdy oddech był urywany. Niemal czułam zmęczenie i ból, który towarzyszył mi przez całą ucieczkę we śnie – nogi drżały, a mięśnie paliły, jakbym rzeczywiście biegła bez tchu przez tę polanę.

Doczłapałam się do łazienki, stawiając ciężkie kroki, jakby moje nogi były wykonane z kamienia, a każdy ruch wymagał ogromnego wysiłku. Stanęłam przy umywalce, odkręciłam wodę i zaczęłam oblewać twarz, zupełnie ignorując fakt, że strumienie wody spływały po mojej piżamie, przemaczając ją całkowicie.

Rozebrałam się i narzuciłam na siebie pierwszą lepszą koszulkę. Okropnie bolała mnie głowa. Zeszłam na dół, żeby poszukać jakichś leków przeciwbólowych. Spojrzałam na zegarek, było po czwartej.

Drzwi na taras były uchylone, a w półmroku zobaczyłam Cadena, siedzącego przy stole z butelką wina. Nie było kieliszków, ale połowa butelki już zniknęła. Zatrzymałam się na moment, patrząc na jego sylwetkę od tyłu.

Caden siedział lekko pochylony, z łokciami opartymi na kolanach, a jego szerokie ramiona sprawiały wrażenie, jakby dźwigały jakiś niesamowity ciężar. Jego ciemne włosy były lekko rozczochrane, a koszulka luźno opadała na plecy.

– Caden – powiedziałam cicho, kiedy wyszłam na taras. Momentalnie się odwrócił, a w jego oczach dostrzegłam cień, który od razu zdradził, że coś go trapi. Na jego twarzy malował się niepokój, zmarszczka między brwiami była wyraźniejsza niż zwykle, jakby myśli nie dawały mu wytchnienia.

– Coś się stało? – zapytał, kiedy usiadłam na krześle po drugiej stronie małego stolika. Jego głos był cichy, ale pełen troski. Bez słowa chwyciłam butelkę wina i upiłam długi, porządny łyk, czując, jak gorzki smak rozlewa się w moich ustach. Caden uniósł brwi, ale nic nie powiedział, tylko kątem oka spojrzał na moje kolano, które niedawno mi opatrzył. Było tylko delikatnie zdarte, ale on zachowywał się jakbym co najmniej straciła litry krwi.

– Chciałam zapytać, czy masz jakieś leki na ból głowy, ale wino wystarczy – powiedziałam, podając mu butelkę. Caden spojrzał na mnie, po czym również wziął solidny łyk, jakby sam potrzebował czegoś, co złagodzi ciężar myśli.

– Nie możesz spać? – zapytałam, kiedy znów odpłynął gdzieś w swoje myśli, patrząc na odległy punkt na horyzoncie. Jego spojrzenie przeniosło się na mnie, jakby próbował znaleźć odpowiedź na jakieś pytanie. Przez moment milczał, a potem pokiwał głową.

– Złe sny? – dodałam, zastanawiając się, czy jego także męczą koszmary podobne do moich. Jego oczy zdawały się na chwilę zmętnieć, a potem odwrócił wzrok.

– Wspomnienia – odpowiedział cicho, niemal szeptem. Ta odpowiedź niosła w sobie coś ciężkiego i bolesnego. Wziął kolejny łyk wina, a potem bez słowa podał butelkę z powrotem do mnie. Uniosłam ją do ust, biorąc jeszcze jeden łyk, po czym spojrzałam na niebo. Było pełne gwiazd. Uwielbiałam na nie patrzeć – ten widok zawsze mnie uspokajał, jakby w ogromie wszechświata moje własne problemy stawały się mniej istotne. Chłodny wiatr muskał moją skórę, ale zimno nie przeszkadzało mi wcale, wręcz przeciwnie, było odświeżające, jakby przywracało równowagę po burzliwym śnie.

– Mnie męczą sny – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy, przerywając spokojne milczenie, które zawisło między nami. Caden spojrzał na mnie znowu badawczo, tym swoim charakterystycznym wzrokiem, jakby próbował zgłębić coś, czego sama jeszcze nie rozumiałam.

– Sny? – dopytał cicho, a ja zawahałam się na moment. To było trudne do wytłumaczenia. Już wcześniej miewałam to dziwne uczucie, jakby moje sny niosły ze sobą coś więcej niż zwykłe obrazy, ale nigdy nie były tak intensywne jak tutaj. Jakby to miejsce potęgowało ich siłę, sprawiając, że stawały się bardziej rzeczywiste, bardziej namacalne, zostawiając mnie z poczuciem, że tkwi w nich coś, czego jeszcze nie rozumiem, coś, co nie daje mi spokoju.

– Mhm – westchnęłam, przełykając ślinę, czując, jak coś ściska mnie w gardle. – Te sny, one są... dziwne – zaczęłam, a Caden poprawił się na krześle, jego spojrzenie zjechało na dłonie, które miał splecione przed sobą. Delikatnie zacisnął palce, jakby coś sobie przypominał, jakby chciał powstrzymać jakiś ruch, jakąś emocję.

– Są bardzo realistyczne – kontynuowałam. – Jakby to były moje wspomnienia, ale... nie są. – Mówiłam, starając się uchwycić ulotną granicę między rzeczywistością a snem. Caden zmarszczył brwi, przez chwilę milczał, a potem przełknął ślinę.

– Co dzisiaj wydarzyło się w Twoim śnie? – zapytał cicho, lekko łamiącym się głosem. Nie miałam pojęcia czy naprawdę go to zainteresowało, czy coś tak bardzo go trapiło, że chciał po prostu czymś innym zająć swoje myśli. Na samo wspomnienie obrazów ze snu poczułam gęsią skórkę. Jeśli moja opowieść choć na chwilę rozwieje jego natrętne myśli, to warto mu ją opowiedzieć. Może mi też to pomoże.

– Biegłam przez polanę – zaczęłam cicho, patrząc na swoje dłonie. – Miałam na sobie tylko halkę, całą poplamioną i porwaną. Odwracałam się co chwilę, bo ktoś mnie ścigał. Nie wiedziałam kto, ale miałam tę świadomość, że chcą mnie skrzywdzić. – Caden wpatrywał się we mnie intensywnie, jakby chciał wychwycić każdą emocję, każde drżenie mojego głosu. Po chwili jednak odwrócił wzrok, a jego szczęka delikatnie się zacisnęła, jakby walczył ze sobą, by coś ukryć. Mimo tej próby odcięcia się, jego oczy zdradziły to, czego nie chciał mi pokazać – ból, ukryty gdzieś głęboko, przeszywający i trudny do zatarcia. A jednak, tuż obok tego bólu, dostrzegłam coś więcej.

Nadzieję.

W jego głęboko niebieskich oczach zobaczyłam nadzieję, migoczącą jak maleńkie światełko w ciemnościach.

– Moje stopy były całe poranione – kontynuowałam, a mój głos stawał się coraz bardziej stłumiony. – Niemal czułam ten ból jeszcze po przebudzeniu. Wiedziałam tylko, że ktoś dla mnie bardzo ważny czeka na mnie – szeptałam teraz niemal bezgłośnie. – Na początku nie wiedziałam, dokąd biegnę, ale później zobaczyłam jaskinię. Wiedziałam, że to właśnie to miejsce.

Westchnęłam ciężko, jakby cała opowieść wyciągała ze mnie resztki sił. On wstrzymał powietrze, a jego ciało nadal pozostawało napięte. Próbował ukryć swoje emocje, ale nie umknęło mojej uwadze, jak nieznacznie rozluźnił ramiona, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.

– Moje stopy były całe poranione – kontynuowałam. – Niemal czułam ten ból jeszcze po przebudzeniu. Wiedziałam tylko, że ktoś dla mnie bardzo ważny czeka na mnie – moje słowa stawały się coraz cichsze. – Na początku nie wiedziałam dokąd biegnę, ale później zobaczyłam jaskinię. Wiedziałam, że to właśnie to miejsce – westchnęłam ciężko. Caden wstrzymał powietrze, a jego ciało było nadal napięte. Mimo to widziałam, że chciał to przede mną ukryć, rozluźnił ramiona, kiedy tylko przeniosłam na nie swój wzrok. Miałam wrażenie, że każde moje słowo odbijało się echem w jego sercu. Ale nadal nie wiedziałam dlaczego. W końcu odetchnął.

– I wtedy się obudziłaś? – zapytał cicho. Pokiwałam przecząco głową.

– Już prawie byłam bezpieczna, ale ktoś szarpnął mnie za rękę i wtedy się obudziłam – Caden zacisnął dłonie na podłokietniku, aż zbladły mu kłykcie. Nagle zerwał się gwałtownie z krzesła. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.

– Coś się stało? – zapytałam, chcąc usłyszeć odpowiedź. Nie mogłam przestać się zastanawiać, dlaczego zareagował w tak gwałtowny sposób. Czy naprawdę był to skutek opowieści mojego snu? A może borykał się z czymś, co pochłaniało jego myśli jeszcze zanim zaczęłam mówić? Caden wpatrywał się w ogród, był odwrócony do mnie tyłem. Z jego zamkniętej sylwetki biła taka intensywność, że czułam, jakby pomiędzy nami pojawiła się jakaś niewidzialna bariera, za którą nie miałam wstępu. Po pewnym czasie odwrócił się w moim kierunku.

– Mam nadzieję, że Twoje koszmary nie są z powodu nowej pracy – powiedział, nadając wypowiedzi lekki ton, tak jakby próbował zamienić to w żart. Mimo, że jego twarz delikatnie się uśmiechała, usta były wykrzywione ku górze, to oczy nie podążały za tymi samymi emocjami. Nie chciałam jednak tego komentować, więc tylko zaśmiałam się i zeszliśmy na temat pracy i tego, że naprawdę podoba mi się to co robię. To była bezpieczna przestrzeń – rozmowa o pracy, z dala od snów i ukrytych emocji. Wypiliśmy wino do końca, ale żadne z nas nie poszło już spać. 

Echa WiecznościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz