Rozdział 1

71 15 13
                                    

Siedziałam przy eleganckim, mahoniowym stole, wpatrując się w kryształowy żyrandol nad głową, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. Najbliżsi członkowie mojej rodziny, zgromadzeni wokół, od kilkunastu minut prowadzą emocjonalną dyskusję na temat mojej przyszłości, jakby moje zdanie nie miało znaczenia. Czy cofnęłam się w czasie, do epoki, gdy to właśnie starsi członkowie rodziny decydowali o przyszłości młodszych?

Spojrzałam za okno, szukając czegoś, co mogłoby mnie rozproszyć i powstrzymać łzy. Nie miałam już siły się odzywać, bo za każdym razem, gdy próbowałam, byłam zbywana. Jak w ogóle śmiem się odzywać, kiedy rozmowa dotyczy mojego życia? Jestem bezczelna i nie szanuję tego, co dostaję od rodziny – na pewno, gdybym znów spróbowała zabrać głos, każdy z zebranych wygłosiłby mi jakąś litanię.

Chociaż nie namawiają mnie już do pozostawania w rodzinnej firmie, na szczęście mój starszy brat jest gotów zostać następcą, w przeciwieństwie do mnie zawsze go do tego ciągnęło. Zostanie właścicielem jednej z większych sieci luksusowych hoteli było dla niego czymś o czym marzył od dziecka. Ja byłam tą, według mojej rodziny ,,wiecznie bujającą w obłokach'', dostałam się na uczelnię, będącą całkiem wysoko w rankingach, ale co z tego, skoro wybrałam niesatysfakcjonującego żadnego z nich kierunek: filmoznawstwo.

Kończąc liceum nie wiedziałam co chcę robić, wiedziałam natomiast czego nie chcę – przejmować rodzinnego biznesu, chciałam osiągnąć coś samodzielnie. Udowodnić sobie samej, że mogę iść własną ścieżką i również być szczęśliwa. Przez lata obserwowania działania naszej rodzinnej firmy wiedziałam, że to nie jest dla mnie.

Moja rodzina była wiecznie zmuszana do przeprowadzek, bo przecież za każdym razem, gdy w którymkolwiek z kilkudziesięciu hoteli coś się działo, mój tata musiał się tam zjawiać. Powstawał nowy hotel – również musieliśmy zmieniać miejsce zamieszkania, bo nie chcieliśmy rozbijać naszej rodziny i widywać się z tatą kilka razy do roku. Nie mówię, że te częste przeprowadzki były czymś co znacząco wpłynęło na moją psychikę, bo przynajmniej miałam okazję poznać lepiej więcej miejsc, ale odebrały mi możliwość nazwania którejkolwiek z naszych willi domem.

Z biegiem czasu, jak ukończyłam kilkanaście lat i rozmowy na temat mojej przyszłości stały się coraz częściej poruszane przy rodzinnych spotkaniach, pogorszył mi się kontakt z moimi najbliższymi. Oni nie potrafili zrozumieć, że chcę iść własną drogą, popełniać moje własne błędy. Co prawda sama nie wiedziałam, jak chcę, żeby wyglądała moja przyszłość, ale denerwowałam się, kiedy próbowali mi uzmysłowić, że prowadzenie rodzinnego biznesu albo pójście na jakieś studia z tym związane będą dla mnie najlepsze. Nie mogłam się pogodzić z tym, że muszę decydować o swojej przyszłości w tak młodym wieku.

Na studia poszłam trochę z przypadku, miałam dobre oceny i wyniki z egzaminów, więc mogłam dostać się na większość kierunków, które choć odrobinę mnie interesowały. Najbardziej jednak przyciągała mnie kwestia zamieszkania w jednym miejscu na dłużej niż rok. Wszyscy myśleli, że po roku mi się to znudzi i że pójdę za ich radami, ale o dziwo (według nich) wytrzymałam na tym kierunku do końca.

Po ukończeniu studiów, czyli jakiś miesiąc temu wróciłam do domu, który obecnie mieścił się w Chicago. Z tego, co podsłuchałam kilka dni temu w gabinecie taty, wszyscy byli przekonani, że w końcu zdecyduję się na pracę w rodzinnej firmie. Myśleli, że to tylko kwestia czasu, aż się z nimi zgodzę. Jednak szybko rozwiałam ich nadzieje, gdy stanowczo oświadczyłam, że mam inne plany na przyszłość, co prawda niezbyt dokładnie określone, ale byłam pewna, że nie chcę pracować w ich firmie. Nie spodobało im się to, więc szybko zaczęli wprowadzać w życie nowe pomysły, żeby tylko mieć nade mną jakąkolwiek kontrolę.

W pokoju nagle zapadła cisza, przerywana jedynie delikatnym tykaniem zegara na ścianie, który był prezentem ślubnym dla mojej prababci. Swego czasu zawisnął również w pierwszym hotelu, który założyli razem z pradziadkiem, a od kiedy tylko pamiętam, przeprowadza się z nami za każdym razem, jakby był członkiem naszej rodziny. Każdy zdawał się intensywnie myśleć nad moją przyszłością, jakbym była małym dzieckiem, niezdolnym jeszcze do podejmowania swoich decyzji.

Światło wpadało do środka przez duże okno, rozświetlając ciężki stół, przy którym siedzieliśmy. Mój wujek, opierając się wygodnie na oparciu krzesła, przerwał milczenie:

– Mogę zadzwonić do Cadena, może przyjmie ją do siebie – zaproponował spokojnym głosem.

Moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro zimnej wody. W jednej chwili poczułam, jak napięcie we mnie narasta. Nie wytrzymałam. Gwałtownie wstałam od stołu, a krzesło, które było solidne jak skała, ledwo drgnęło, choć dźwięk przesuwanego drewna odbił się echem od ścian. Podłoga zaskrzypiała cicho, jakby też chciała coś powiedzieć.

– Myślicie, że nie jestem w stanie sama sobie załatwić pracy? Że potrzebuję, by nawet teraz, kiedy jestem dorosła, prowadzono mnie za rękę? – z moich oczu popłynęły łzy, których nie mogłam już dłużej powstrzymać. Mój głos zadrżał, gdy spojrzałam na rodziców. Na ścianach wisiały portrety przodków, byłam ciekawa czy oni również zabraliby głos w kwestii moich dalszych losów, czy może w przeciwieństwie do wszystkich obecnych, wzięliby moją stronę i pozwolili mi popełniać moje własne błędy. – Czy Wy naprawdę myślicie, że..

– Dość! – nagle rozbrzmiał głuchy dźwięk, gdy ojciec uderzył pięścią o stół, przerywając mi w pół słowa. Stół z ciemnego drewna zadrżał, a srebrne sztućce lekko podskoczyły. – Jeśli jesteś dorosła, to zachowuj się jak osoba dorosła, do cholery – przerwał mi grubym, nieznoszącym sprzeciwu głosem, wstając z impetem od stołu. Jego twarz była czerwona z gniewu, a wzrok surowy, nie pozostawiający miejsca na dyskusję. – Ostatnie kilka lat spędziłaś zamknięta w swojej bańce i nic nam nie udowodniłaś. Aaron chce dla ciebie dobrze i ma rację. Może w firmie Cadena nauczysz się czegoś przydatnego, bo my przez tyle lat nie potrafiliśmy nic wbić ci do głowy. – Zadzwoń do niego, jak najszybciej możesz – wskazał palcem na swojego młodszego brata.

Wujek popatrzył na mnie przepraszająco, jego niebieskie oczy były jedynymi w tym pomieszczeniu, które zdawały się rozumieć moją sytuację. Czułam, że stara się mnie jakkolwiek zrozumieć i że jego propozycja może rzeczywiście była najlepszym rozwiązaniem – przynajmniej na ten moment, dopóki atmosfera się nie uspokoi.

Przeczekam ten kryzys u Cadena Hayesa, a po kryjomu postaram się ułożyć swoje życie tak, jak sama chcę. Może w końcu sama dowiem się jak ja tak naprawdę chcę by wyglądało moje życie. Odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić łomoczące serce. 

Echa WiecznościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz