Byłam wściekła na mojego brata. Ze wszystkich ludzi na świecie musiał przysłać akurat Yamala. Yamala. Czy on mnie naprawdę tak nienawidzi?
Szliśmy już dobre dziesięć minut, w milczeniu. Ani jedno z nas nie miało najmniejszej ochoty na rozmowę. I może to i dobrze, bo każda nasza interakcja kończyła się tak samo – kłótnią na poziomie trzeciej klasy podstawówki. Nagle, całkowicie znikąd Lamine stwierdził, że się odezwie:
– Gonzalez? – odezwał się jego spokojny, zbyt pewny głos. – Chcesz przyjść jutro na ognisko na plaży? Będzie cała drużyna.
Zatrzymałam się na moment. Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem, ale... odpowiedziałam:
– Tak. Przyjdę.
I to było na tyle. Zero komentarza, zero sarkazmu, zero dramatu. Sama się zdziwiłam, że się zgodziłam – szczególnie że to właśnie on mnie zaprosił. Ale potem przypomniałam sobie, że będzie Mikky. Gdzie Frenkie, tam i ona. A gdzie ona – tam zawsze jest śmiech, wsparcie i jakaś forma chaosu kontrolowanego. Żona Frenkiego była zdecydowanie spokojniejsza od Natalii, opanowana, wyrozumiała, a gdy już zabierała głos to jej wypowiedź była przemyślana, a rady, które udzielała były cenniejsze niż złoto.
Rozglądnęłam się wokół. Po drugiej stronie ulicy stała kobieta z aparatem w dłoni. Ubrana w ciemne ubrania, wyglądała jakby próbowała się wtopić w otoczenie, a mimo to coś w jej spojrzeniu było zbyt uważne, zbyt czujne. Nie ruszała się, tylko dyskretnie obserwowała nas zza obiektywu. Poczułam nieprzyjemny dreszcz — to spojrzenie znałam aż za dobrze. Nie wyglądała na przypadkową przechodzącą. Zrobiliśmy kilka kroków, a ja uznałam, że muszę powiedzieć o tym chłopakowi.
– Ej – szturchnęłam go łokciem.
– Co? – odburknął bez cienia zainteresowania.
– Nie mówi się „co", tylko „słucham". – poprawiłam go teatralnie.
– Nie mów słucham, bo cię... – zaczął, ale urwał.
– Yamal! – rzuciłam ostrzegawczo.
– Dobra, dobra – poddał się z miną „no już, nie zabijaj mnie spojrzeniem". – No to co chcesz?
– Widziałeś tę babkę z aparatem? Stała po drugiej stronie ulicy i się na nas gapiła. Co jeśli to była paparazzi?
– Gonzalez, nie panikuj. Na pewno to nie była żadna reporterka. Pewnie jakaś fanka Barcelony, tyle tego tu łazi.
Wzruszyłam ramionami, ale nie mogłam się pozbyć tego dziwnego uczucia. Znowu poczułam to znajome ukłucie w żołądku – jakby ktoś śledził każdy mój krok. Parę metrów dalej – kolejna para. Facet z aparatem, kobieta obok, szepczą coś między sobą, po czym klik – błysk. Zrobili nam zdjęcie. Znowu.
Złapałam Yamala za ramię. Odwrócił się z miną totalnego zblazowania.
– Yamal, to nie jest śmieszne. Coraz częściej widzę takich ludzi. I mam wrażenie, że naprawdę robią nam zdjęcia.
– Co, boisz się, Gonzalez? – posłał mi swój typowy chytry uśmieszek. – Chodź szybciej. Zaraz będziemy.
Szliśmy dalej, a ja nawet nie zauważyłam, że wciąż trzymam go za rękę. Zorientowałam się dopiero pod bramą centrum treningowego, kiedy moje palce wciąż zaciskały się na jego ramieniu. Odskoczyłam jak oparzona, a moje policzki zapłonęły. On oczywiście to zauważył i... uśmiechnął się pod nosem, triumfalnie, jakby właśnie wygrał jakąś dziwną grę.
Otworzyłam bramkę identyfikatorem Pedriego, nie oglądając się za siebie ruszyłam prosto na parking. Wypatrzenie charakterystycznego czarnego Porsche mojego brata nie było zbytnio trudnym zadaniem. Wsiadłam cała w emocjach i od razu wybuchłam:

CZYTASZ
Te quiero más que a la vida | Lamine Yamal
Fanfic"Ten chłopak zawrócił w mojej głowie, przez co nie mogłam o nim zapomnieć od naszego pierwszego spotkania."