VII

14 3 1
                                    

Dzień wyczekiwanego przez wszystkich wyjazdu nareszcie nadszedł, dlatego w naszym domu od samego rana panował chaos i nieco nerwowa atmosfera. Obecność sześciu osób - niby bliskich sobie, a jednak z zupełnie różnych światów - także nie pomagała. Ilość bagaży przekroczyła moje oczekiwania, więc niewielki bagażnik w siedmioosobowym busie, którego wypożyczył mój tata, nie ułatwiał sprawy. Pomocne okazało się puste miejsce, które docelowo miał zajmować Michael. Mój brat i jego przyjaciele mieli siedzieć na samym tyle i faktycznie tak było - z tym, że fotel po lewej stronie zajęty był przez walizki. Ukradkiem zauważyłam, że Vincent zerkał na nie ze zbolałą miną. Za kierownicą zasiadał nasz ojciec, mama obok niego, a ja i Nadia po środku. Nie byłam pocieszona faktem, że siedziałam tuż przed Noah, ale nie komentowałam tego. Chciałam już ruszyć i doczekałam się tego momentu, gdy kumpel mojego brata zatrzasnął drzwi. W normalnej sytuacji pewnie zmierzyłabym go wzrokiem, ale w tym momencie i tak widział co najwyżej moje plecy i tył głowy, więc odpuściłam sobie.

Tata włączył radio, żeby zagłuszyć ciszę i rozluźnić atmosferę, ale po chwili sam się zirytował, bo zmienił stację kilka razy i na każdej z nich leciały reklamy.

- Mogę puścić muzykę z telefonu - zaproponował Noah. - Mam głośnik.

O ile nie zamierzał puścić jakiejś głupkowatej muzyki, uważałam to za niezły pomysł. Liczyłam na to, że przy moich rodzicach będzie miał w sobie trochę hamulców i całe szczęście, nie przeliczyłam się. Chłopak puścił jakąś playlistę z piosenkami lat dziewięćdziesiątych i z głośnika wybrzmiała piosenka The Rhytm of the Night. Ku mojemu zdziwieniu zachował nawet stosowną głośność.

- Jak się czuje mama Michaela? - Tata zwrócił się do chłopaków.

- Nie najlepiej - westchnął Vincent. - Mike non stop musi się nią zajmować, bo nie ma nikogo poza nim. Z jednej strony dobrze, że ma pracę, którą może wykonywać zdalnie, ale z drugiej strony myślę, że trochę by mu ulżyło, gdyby mógł się do niej wyrwać.

- Michael chyba studiował informatykę? - wtrąciła mama.

- Nadal studiuje - potwierdził Vince. - Ale ostatnio opuszcza zajęcia.

- Biedny chłopak - skomentowała mama. - Jest taki młody, a już musi przechodzić przez coś takiego. Nie można jakoś mu pomóc? Na przykład zorganizować opieki dla jego mamy?

- Takie rzeczy kosztują - odparł mój brat. - Michael studiuje i pracuje, ale jest początkującym informatykiem, więc nie zarabia nie wiadomo jakich kokosów.

Zapadła dłuższa chwila ciszy, aż wreszcie rozbrzmiał głos mojej przyjaciółki.

- Właściwie... Może mogłabym jakoś pomóc? Moi rodzice nie narzekają na dochody, więc może udałoby się coś zorganizować.

- Naprawdę byś mogła? - Oczy Vincenta rozbłysły.

- Nie chcę nic obiecywać, muszę porozmawiać z rodzicami. Mogę zadzwonić do mamy, kiedy dojedziemy na miejsce.

- Będę ci bardzo wdzięczny.

Na twarzy Nadii rozlał się tak potężny rumieniec, że nie dało się tego nie zauważyć. Trochę niepokoiło mnie to, że reagowała w ten sposób na każdą interakcję z Vincentem. Zaczęłam się zastanawiać, czy ostatnio, kiedy wspominała o podwójnej randce, rzeczywiście żartowała.

Podróż mijała mi całkiem przyjemnie, dopóki nie poczułam kopania w mój fotel. Za mną siedział Noah, więc od razu potrafiłam wskazać winowajcę. Odwróciłam się do niego i zmierzyłam go wzrokiem, a ten udawał głupiego.

- Co? - Jego mina sugerowała, że faktycznie nie ma pojęcia o co chodzi.

- Jeszcze raz kopniesz mnie w fotel, a ja kopnę ciebie. - Przez chwilę zapomniałam o obecności moich rodziców.

Nigdy #ONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz