7.

337 47 27
                                    

🏒🏒🏒 X: #ᴅᴡᴛʜᴘ_ᴡᴀᴛᴛ 🏒🏒🏒

7.

— Powtórz jeszcze raz jak mówicie „winda" w Anglii.

Ponownie siedzieliśmy w bibliotece i Margaret katowała mnie milionami pojęć z ekonomii. Była sobota, kwadrans po dziewiątej i mój mózg ledwo kontaktował z ciałem.

Ash zaszeleściła kartkami i ściągnęła gniewnie brwi.

— Skup się na nauce, okej?

— O tej porze jedyne o czym mogę myśleć to łóżko bądź śniadanie. Powiedz: full english breakfast.

Dziewczyna się uśmiechnęła, pomachała mi ołówkiem przed nosem i mruknęła:

— Mogę powiedzieć: ołówek w tyłku.

Zaśmiałem się pod nosem i w końcu zerknąłem na swoje notatki. Nie było tego za wiele. W przeciwieństwie do notatek Margaret, moje zapiski wyglądały jak obraz nędzy i rozpaczy. Jak to możliwe, że chodziliśmy na te same zajęcia? Wydawało mi się, że zapisałem wszystkie najważniejsze rzeczy.   

— Mam przyjść po ciebie wieczorem czy spotkamy się na miejscu? — Ash uniosła brwi, więc sprecyzowałem: — Impreza u kolorowych ptaków.

— Wiesz, jakbym stała z boku i cię posłuchała, to doszłabym do wniosku, że to ty mi zaproponowałeś udawany związek. — Założyła nogę na nogę. — Jesteś bardzo zaangażowany.

Wzruszyłem ramionami, nagle czując zażenowanie. Może rzeczywiście zależało mi trochę za bardzo.

— A może robisz wszystko, byleby się nie uczyć, co?

Wsadziłem dłonie do kurtki i bujnąłem się na krześle.

— Możliwe. — Skorzystałem z deski ratunku i przyznałem jej rację. — Powiesz mi czemu chcesz się zemścić na Summer?

Margaret zamyśliła się, a potem pokręciła głową i odparła:

— Nie. Skup się na nauce. Zawalisz wejściówkę, to wylatujesz z szóstki.

Westchnąłem i ponownie nachyliłem się nad notatkami.

*

Zagryzałem ochraniacz mknąc po lodzie i rozkoszując się powiewem chłodu na twarzy. Nasz sobotni trening powoli dobiegał końca, z czego bardzo się cieszyłem. Byłem na nogach od ósmej rano i najchętniej położyłbym się na łóżku i pograł na Xboxie, ale wieczorem czekała mnie impreza.

Ustaliliśmy z Ash, że spotkamy się przed domem bractwa. Mieliśmy zachowywać się przyjaźnie, ale jeszcze nie zgrywać pary.

— Orientuj się, Duxbury!

Lee, jeden z naszych napastników, przemknął po mojej prawej, a potem z pomocą efektownego ślizgu przechwycił krążek od zawodnika z mojej drużyny. Tym razem przegraliśmy dwa do jednego. Dostałem porządny ochrzan od trenera, który wytknął mi bujanie w obłokach.

Cóż, może rzeczywiście nie wszystkie moje myśli były dzisiaj skupione na grze, ale wiedza, że Margaret nie była zgorzkniałą suką była zaskakująco absorbująca. Od kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy inaczej na nią patrzyłem.

Ash była inna niż większość dziewczyn, ale nie była tą irytującą „it girl", która na siłę próbowała przekonać świat jaka to była pod prąd. Ubierała się w słodkie pastelowe rzeczy, nosiła dżinsy z wyhaftowanymi motylami czy kwiatkami i różowe trampki, a rzucała sarkazmem, jak Gretzky krążkami do bramki.         

Miała jedną z najwyższych średnich na roku, ale nigdy nie widziałem by wchodziła w tyłek wykładowcom bądź w irytujący sposób podkopywała innych studentów.

Bywała ironiczna, ale nie chamska.

— Halo, ziemia do Austina Duxbury.

Jackson pomachał mi dłonią przed twarzą, a do mnie dotarło, że stałem na środku szatni i spoglądałem w ścianę. 

— Zamyśliłem się.

— W ciągu tego tygodnia myślałeś więcej niż przez całe swoje życie. — Przyjaciel wyszczerzył się, a ja pokazałem mu środkowego palca. — Zbieraj się, idziemy z Harrym do knajpy pograć w bilard i napić się piwa. Dzięki Bogu, że jest zapasowym bramkarzem i dołącza do treningów w przyszłym tygodniu. Inaczej już teraz słuchalibyśmy o Dunn.

Zarzuciłem torbę na ramię i zacząłem iść do wyjścia. Jeszcze nie powiedziałem przyjaciołom, że miałem inne plany na weekend.

— Dzięki za trening, Austin i za poćwiczenie ze mną uników. — Theodor Allen, nasz obrońca, klepnął mnie w ramię, a potem przygładził zmierzwione przez bluzę włosy.

Odwzajemniłem uśmiech i otwierając drzwi odparłem lekko:

— Nie ma sprawy. Jak będziesz potrzebował dodatkowego treningu daj znać.

— Jasne! — ożywił się — Jesteś najlepszym kapitanem.

Chłopak rzucił nam wesołe „na razie", a mi zrobiło się miło. Zawsze kiedy któryś z chłopaków mówił, że dobrze prowadziłem Borsuki, podnosiło mnie to na duchu.

Odetchnąłem głęboko i skierowałem uwagę na Jacksona.

— Sorry stary, nie mogę dzisiaj iść z wami. Idę na imprezę wydziału sztuk pięknych.

Usłyszałem jak idący za mną Jackson westchnął głośno. Domyślałem się, że wizja samotnego siedzenia z Harrym, który właśnie leczył złamane serce nie napawała go optymizmem.

— Nie możesz olać Summer? Kumple są ważniejsi niż panny.

Wyszliśmy na zielone tereny kampusu. Hala, którą dzieliliśmy z łyżwiarzami znajdowała się na obrzeżach, zaraz koło niewielkiego lasku. Lubiłem, że zazwyczaj mieliśmy spokój, niewiele studentów zapuszczało się w te rejony, ale wracanie do oddalonego akademika, a co dopiero wynajmowanego mieszkania z torbą pełną ciężkiego sprzętu już takie fajne nie było.

— Nie chodzi o Summer — burknąłem poprawiając pasek torby.

— Jasne, jasne. Bo nie świecą ci się oczy za każdym razem, gdy ją widzisz.

Skrzywiłem się na słowa przyjaciela. Czy ja naprawdę byłem jak pies, a Summer jak kość? Może wspomniałem o niej kilka razy przed latem ale bez przesady.

— W każdym razie, nie mogę zrezygnować z tej imprezy.  

— To pójdziemy z tobą.

Gwałtownie się odwróciłem i gdy dostrzegłem zadowolonego z siebie Jacksona przekląłem pod nosem. On nie mógł zobaczyć mnie z Ash. Zacznie mi wiercić dziurę w brzuchu i nie będę w stanie skłamać, a przecież Margaret zakazała mówić komukolwiek o naszym układzie.

Przystąpiłem cały struty z nogi na nogę, gdy do głowy wpadła mi genialna myśl.

— Przecież będzie tam ta cała Dunn. Jak Harry zobaczy, że ona lata od chłopak do chłopa, to już kompletnie pęknie mu serce.

Jackson się zamyślił, a ja miałem nadzieję, że uda mi się wybrnąć z niezręcznej sytuacji.

— Będę go pilnować. — Przyjaciel machnął dłonią, a ja miałem ochotę zawyć. — Poza tym, może spotka kogoś, kto załata mu serce.

Puścił oko, a ja schwytałem się ostatniej deski ratunku.

— Nie masz zaproszenia.

Chłopak prychnął, wyminął mnie i jak gdyby nic, zaczął iść w kierunku naszego domu.

— Jesteśmy w drużynie, my nie potrzebujemy zaproszenia.

Zakląłem pod nosem i opuściłem głowę. Ash mnie zamorduje.

W następnym rozdziale będzie impreza! Możecie podzielić się swoimi przewidywaniami, co się na niej stanie 😉

Deal with the hockey player | NA +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz