Rozdział 4

60 15 0
                                    

Lordowie posłuchali rozkazu króla. Każdy przybył pod stolicę wraz ze swoim wojskiem. Monarcha wierzył, że wystarczy połączyć siły regularnych żołnierzy. Wsparcie poborowych uznał za zbyteczne i zbyt czasochłonne. Dopiero po kilku tygodniach intensywnego szkolenia nadawaliby się do walki. Jeśli szybciej rzucono by ich w bój, większość zdezerterowałaby bądź zginęła natychmiast. Oznaczałoby to tylko bezsensowną stratę ekwipunku i ludzi, którzy mieli pracować na swoich panów.

Egetreil chciał też po prostu jak najszybciej uderzyć i wytępić najeźdźców. Jego ego potrzebowało szybkiego, chwalebnego zwycięstwa. Od czasu młodości nie prowadził żadnej wojny. Możni mogli przez to powątpiewać w jego siłę i władzę. Musiał więc im to udowodnić.

Armia poruszała się powoli, lecz sprawnie. Dotarła do spalonej wioski. Wszędzie zgliszcza i stosy trupów, w większości obrzydliwie zmasakrowanych. Nie była to pierwsza spustoszona osada na trasie. Widzieli już takich kilka. Wszędzie taka sama rzeź.

- Znowu to samo – skomentował książę. - Nie podoba mi się to.

Jadący obok króla i jego syna arcykapłan zdawał się jednak nie przejmować tymi słowami:

- Tchórze uciekają przed chwałą Najwyższego – oznajmił pewien siebie. - W końcu ich dogonimy, chyba, że już płyną do swoich cuchnących nor za morzem.

- Jeśli wcześniej nasi ludzie nie zdechną z głodu. Mówiłem, że to nie są bezmyślne zwierzęta.

Król jednak zachował się przezornie. Pomimo tego, iż w momencie narady najeźdźcy byli już w połowie drogi do stolicy, nakazał zabrać dużo prowiantu. Dzięki temu mogli ich ścigać w stronę morza. Gdyby tego nie zrobił, stosowana przez wrogów taktyka spalonej ziemi położyła by większość armii głodem. Wtedy wikingowie wytłukli by ich wszystkich bez większego wysiłku.

Książę uważnie obserwował dzieło, którego dokonali Ludzie Północy. W każdej zniszczonej wiosce zabijali wszystkich. Oprócz jednej osoby. Nieszczęśnik miał przekazać im, dokąd poszli najeźdźcy. Ten bezsensowny pościg opancerzonego żółwia za szybkim lisem nie mógł się udać. Chłopak przeczuwał, że jeśli dojdzie do walki, to tylko na ich warunkach. Arcykapłan naiwnie wierzył, że zabiorą łupy i uciekną. On jednak wiedział, że nie odpuszczą. Przeczytał ich pradawne teksty. Dla nich to właśnie ta jedna rzecz była najświętsza – bitewna chwała i wstęp do Walhalli. Z tego też powodu na pewno nie uciekli na swoich statkach, jak życzyłby sobie Grodigar.

Posuwali się naprzód jeszcze przez kilka dni. Chłopak poszedł wykąpać się w rzece. Nad strumieniem zastał ludzkie czaszki nadziane na pale. Musiały leżeć tam już kilka dni, skoro zostały z nich same kości. Ustawili je w dość regularnych odstępach. To nie był przypadek. W ten sposób odgradzali swój teren.

- Mają odstraszać nas, czy coś o wiele gorszego... - Zamyślił się. - Obrzydliwe, ale fascynujące... prawda?

Odwrócił się, by spojrzeć na idącą za nim służąca. Dziewczyna jednak w ogóle go nie słuchała. Już od kilku chwil klęczała wymiotując na tamten widok. On jednak nie odpuścił. Kazał poszukać innego miejsca. Nie mógł znieść tego, że będzie miał brudne włosy. Nawet w takich okolicznościach. Zarówno ze względu na swoje samopoczucie, jak z powodu tego, że nie chciał, by inni to widzieli. Zdawał sobie sprawę, że przyciągał wzrok niewyżytych od kilku dni mężczyzn. To jednak go w ogóle nie interesowało. W takich momentach żałował, że w jego kraju kobiety nie walczyły. Czytał różne opowieści o dalekich krainach, zafascynowany ich bohaterkami. Gdyby taka zwróciła na niego uwagę, cieszyłby się bardziej. Niestety, kultura tej ziemi widziała je jedynie w roli rodzicielek. Osobiście nie popierał czegoś takiego. Planował w przyszłości to zmienić.

Córka Północy i Kwiat ArenyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz