Rozdział 27

41 15 0
                                    

Nastał środek nocy. Na ulicach panował niezwykły gwar jak na tę porę. Furia pamiętała o tym, że zbliżał się turniej. W jej położeniu nie dało się o tym fakcie zapomnieć. Jedynie podczas chwil spędzonych w bliskości z Flosem mogła się od tego wszystkiego oderwać.

Nad ziemią zaś wszyscy świetnie się bawili, kupcząc i pijąc. Cieszyli się, jak chłopi na wesele we wsi. Bezmyślna radość i głupota zapanowała w mieście. Każdy szukał okazji do zabalowania albo zarobku. Nawet Zarządca wspominał o stawianiu pieniędzy na tę groteskę. Klęła siarczyście na tych ludzi. Przyjechali oglądać cudze śmierci dla rozrywki. Owszem, sama lubiła zabijać. Miłosierdzia dla pokonanych także nie miała. Nigdy jednak nie zrobiłaby takiego widowiska dla gapiów. Według niej było to niegodne zachowanie. Zabijanie, nawet bezbronnych wieśniaków, było według niej mniej okropne, niż zamykanie ludzi w klatkach i zmuszanie ich do walki. Tamci prostacy mogli próbować się bronić. To była tylko i wyłącznie ich wina, że nie potrafili walczyć. Mordowanie ich nie miało więc nic wspólnego z upokarzającą areną.

- Rozkapryszone gnidy... Ten naród jest żałosny.

Denerwowała się także z innego powodu. Flos miał przyjść wieczorem, a wciąż go nie było. Obawiała się, iż coś mu się stało. Cały czas miała przed oczami zakłamaną gębę tego ich kapłana. Bała się o niego. Ten człowiek wyglądał na zdolnego do wszystkiego. Po jej głowie chodziły już najgorsze i najczarniejsze scenariusze wydarzeń.

Wtedy usłyszała kroki w korytarzu. Ciężkie zbroje trzeszczały z daleka. Oznaczało to, że nic mu się nie stało i przyszedł do niej. Spóźniony, ale jednak dotarł. Po chwili zobaczyła go przez kratkę w drzwiach. Uśmiechnęła się na jego widok. On także się ucieszył. Gwardzista dał mu coś zawiniętego w materiał. Wtedy natychmiast podbiegli najemnicy Zarządcy. Od swojego szefa dostali wystarczająco jasne rozkazy:

- Ta zdzira nie dostanie żadnej broni do ręki, zapomnij! - Oburzył się oprych. - Pokaż jej to przez kratkę, a potem bierzemy to do magazynu.

Zaciekawiona Furia czekała, aż chłopak podejdzie z tym bliżej. Rozwinął pakunek i pokazał jej miecz. Poznała go natychmiast. Rodowy miecz. Nie dowierzała własnym oczom.

- Skąd go masz?!

- Od pewnego kupca na targu. To długa historia.

Streścił jej szybko całe spotkanie z tym człowiekiem. Furia nazwała Eryka tchórzem i cholernym złodziejem. Flos jednak zażartował, że to chyba nawet dobrze, bo dzięki temu występkowi będzie mogła tą bronią wywalczyć sobie wolność. W zasadzie miał rację. Przytaknęła mu i podziękowała.

Niechętni ryzyku najemnicy szybko zabrali pakunek do zbrojowni. Nie chcieli kłopotów, ani tym bardziej kolejnego trupa. Tamtego ich szef nawet nie zauważył. Był dziwnie podekscytowany, od kilku godzin czekał na kogoś w swoim gabinecie, starannie przycinając bródkę. Oznaczało to zazwyczaj jedno – oczekiwał jakiejś kobiety.

Tak samo jak poprzednimi razy, książę kazał się wpuścić do celi Furii. Po ostatnim, intensywnym spotkaniu, nikt już o nic nie pytał. Klucze do cel miał teraz jeden z bardziej zaufanych najemników. Nie obchodziło go wcale, co chłopak i dzikuska będą robić. Uznał, że jeśli ta wredna baba spróbuje uciec, to będą mogli ją zabić i nie narobi im więcej problemów. Oddalili się na bezpieczną odległość i zajęli swoimi sprawami, to jest graniem w karty i piciem alkoholu. Jak zwykle książę nakazał swoim strażom zachować czujność. Wciąż nie ufał tej handlującej ludźmi gnidzie, ani tym bardziej jego ludziom.

Wchodząc do celi zauważył coś niepokojącego. Wyglądała na ranną.

- Co Ci się stało?!

Podbiegł i przyklęknął przed zdziwioną Furią łapiąc ją za dłonie. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że ma na rękach zaschniętą krew tamtego obleśnego zakapiora. Nie pomyślała nawet o tym, by spróbować ją zmyć. Była zbyt wściekła po tamtym zajściu, by w ogóle mieć głowę myśleć o higienie.

Córka Północy i Kwiat ArenyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz