Rozdział 43

36 14 0
                                    

Flos przez całą noc nie zmrużył oka. Pomimo tragicznej sytuacji już nawet nie płakał. Załamał się całkowicie. Żołnierze ojca zawlekli go do jego komnat i trzymali pod strażą. Zlekceważyli go kompletnie i nawet nie przeszukali. Wciąż miał przy sobie sztylet. Zastanawiał się, jak najlepiej go użyć. Tym razem nie rozważał siebie w tej kwestii. Z własnym losem już się pogodził. Wszystko się wydało. Postanowił jednak pociągnąć za sobą kogo tylko się dało. Znał jednak swoje możliwości. Nie umiał walczyć. Wierni mu gwardziści zostali na rozkaz ojca zabici. Mógł wprawdzie spróbować zamordować jednego z wartowników z zaskoczenia, ale drugiemu i tak nie dałby rady. Nie miał więc szans na ucieczkę. Do głowy przyszedł mu tylko jeden cel – Svalia. Pomimo tego wszystkiego, ojca wciąż nie miał serca zamordować. To i tak nie miało już raczej żadnego znaczenia. Po coś ocalił życie Zarządcy. Jadeitowa Dama nie była wraz z nim, gdy go pojmali. Liczył, że ten cwaniak jakoś z jej pomocą się wywinął i w ramach wdzięczności pomógł Furii uciec. Spojrzał przez okno na amfiteatr błagalnym wzrokiem.

- Proszę, nie rób głupstw... Zostaw mnie i uciekaj z nimi...

Usłyszał jakieś kroki na korytarzu. To jego służąca kłóciła się ze strażnikami. Postanowili ją wpuścić do księcia. Nie wyczuwali żadnego zagrożenia ze strony dziewczyny, więc nie opierali się długo. Uznali, że w końcu król zabronił im go wypuszczać, a nie wpuszczać kogoś do środka.

- Nic Ci jest, Panie? - spytała zatroskana.

- Wszystko mi jest.

- Słyszałam, co wymyślił król. Współczuję. Mogę jakoś Ci pomóc?

Poprosił, by opowiedziała mu, czy słyszała coś o ucieczce kogoś z lochów areny. Odpowiedziała, że tak. Widziała też, jak król wściekał się na wieść o ucieczce pozbawionego urzędu Zarządcy.

- Furia uciekła razem z nim? - spytał pełen nadziei w głosie.

- Nie, ta wiadomość go akurat ucieszyła. Podobno siedziała w otwartej celi, została z własnej woli.

Flos zerwał się z krzesła i z całej siły kopnął w ramę łóżka. Służąca powiedziała, że na pewno zrobiła to z miłości do niego. W to akurat nie wątpił. Poprosił ją o chwilę ciszy. Musiał się zastanowić, co dalej począć. Skoro została, to jedynym sposobem na jej przeżycie było wygranie przez nią turnieju. Nie mogła stracić głowy i zamartwiać się o niego. Musiała uwierzyć, że wszystko z nim dobrze.

- Przygotuj mi kąpiel. - Rozkazał służącej. - Wyglądam i czuję się jak gówno, ale ona musi myśleć, że jest ze mną dobrze.

Posłuchała go i poszła wykonać polecenie. Uznał, że tylko tak może cokolwiek dla niej zrobić. Gdyby zbytnio przejęła się jego złym stanem, mogłaby przegrać walkę. Na to nie mógł pozwolić. Wierzył, że chociaż ją uda mu się uratować.

Zdążyła wyszykować go na czas. Po wszystkim przyszedł rozkaz od króla, by zabrać księcia do loży królewskiej. Pod strażą oczywiście.

Posłuszni królowi zbrojni odprowadzili go do loży. Tam przywitały go złowrogie spojrzenia ojca i Svalii. Jej matka także przyszła tym razem. Widocznie nawet ona nie chciała tego przegapić. Flos cieszył się, że znowu nikt go nie przeszukał. Jeśli coś pójdzie nie tak, ta żmija umrze, postanowił. Co z nim będzie później, nie miało już dla niego żadnego znaczenia.

- Posadźcie go i pilnujcie – rozkazał król.

Monarcha spojrzała na syna i skrzywił się z obrzydzeniem, po czym powiedział:

- Wystroiłeś się tak na śmierć tej suki? Żałosny jesteś.

Wtedy wtrącił się zadowolona Svalia. Nie mogła przepuścić takiej okazji do obrażenia go.

Córka Północy i Kwiat ArenyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz