Rozdział 6

51 14 0
                                    

Polana pełna zmasakrowanych trupów Ludzi Północy i żołnierzy królewskiej armii. Naprzeciw gęsty, ciemny las. Wokół martwa cisza. Flos szedł przed siebie. Nie wiedział po co, ani gdzie zmierzał. Kojarzył to miejsce, ale nie pamiętał dokładnie skąd. Przeczuwał, że coś było bardzo nie tak. Wtedy usłyszał jakiś ruch w krzakach. Po chwili z zarośli wyszła ona. Groźna mina. Dzikie oczy pomalowane czarnymi cieniami. Zakrwawiony topór w ręku. Zamarł w bezruchu ze strachu. Przypomniał sobie o bitwie. Z drugiej strony zaś czuł, że ten jej barbarzyński wygląd jest dla niego cholernie przyciągający.

- Nie uciekaj - powiedziała niższym niż większość kobiet tonem. - Nie zabiję Cię.

Odłożyła broń i zbliżyła się do niego. Początkowy strach minął. Mówiła do niego w sposób władczy, ale nie nienawistny. Samo słuchanie jej barwy głosu było dla niego przyjemnym zmysłowo doświadczeniem.

- Ładny jesteś – wyszeptała.

Czuł, że się zaczerwienił. Kompletnie go tym zaskoczyła. Nie był to zbyt poetycki komplement, ale z jej ust mu wystarczał. Powoli objęła go w talii. Nie protestował. Zawsze chciał, żeby tak właśnie go traktować. Poza tym, i tak nie miałby szans wydostać się z rąk wyższej od niego więcej niż o głowę wojowniczki. Czuł się całkowicie bezradny. Jego los leżał w jej rękach. Powinno go to przerażać, ale w pewien sposób pociągało. Ta nienazwana fascynacja, którą poczuł widząc ją po raz pierwszy sprawiała, że nie chciał opuszczać jej objęć. Odgarnęła mu włosy. Nachyliła się i pocałowała go. Tego się nie spodziewał. Zamknął oczy i skupił się na odczuciach. Zaskoczyło go, jak przyjemne to było. Odruchowo położył jej ręce na ramionach i podciągnął się, by lepiej sięgać. Chwilę później zaczęła go coraz intensywniej dotykać. Całować też nie przestawała. Spodobało mu się to. W każdej chwili mogła go zabić, ale nie czuł takiego zagrożenia z jej strony. Nogi się pod nim ugięły. Jednak nie ze strachu. Po prostu oddał jej kontrolę na sobą. Już wcześniej fantazjował i pragnął, aby taka kobieta go zdominowała. Uśmiechnął się tylko, gdy nie mogąc normalnie poradzić sobie z wytwornymi ubrania księcia, zaczęła je nerwowo szarpać. Wściekła jeszcze bardziej go pociągała. Wkrótce zdarła z niego wszystko i poczuł na skórze jej dotyk. Nie potrafiła tego robić delikatnie. To zadowalało go jeszcze bardziej.

Obudził się w szczytowym momencie akcji. Rozejrzał się wpółprzytomny. Wciąż znajdował się na swoim łóżku. Czuł się trochę zawiedziony tym, że okazało się to tylko marzeniem sennym.

Podszedł do okna i odetchnął ciężko. Wtedy też zdał sobie sprawę, że nocna szata nadawała się do prania po tym śnie. Przez jakiś czas wpatrywał się w widoczny na horyzoncie las. Ona gdzieś tam była. Tylko, czy to miało jakieś szanse wydarzyć się naprawdę, pytał sam siebie. W końcu poniekąd zabił jej ojca. Z drugiej strony, był jedynym, kto chciał mu dać szansę na Walhallę. Nie wiedział, co o tym myśleć. Nie widział w tym logiki. I to go martwiło. Czuł, że to szaleńcze pragnienia, a ta kobieta w rzeczywistości była śmiertelnie niebezpieczna.

- Ona by mnie po prostu zabiła... Tyle by z tego wyszło.

Nie zniechęciło go to jednak do wyobrażania sobie dalszego ciągu. Czuł, że gdyby tylko mógł, to zaryzykowałby tak nawet w realnym świecie.

Córka Północy i Kwiat ArenyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz