Vulturis wbiegł do swojej komnaty. Wraz z żoną i córką nocowali w pałacu. Poprosił jednak o osobne ulokowanie. Nigdy nie sypiał z żoną. Zrobił to jedynie, gdy musiał spłodzić dziecko. Z wielką niechęcią. Noc poślubna była dla niego większą traumą, niż dla świeżo upieczonej żony.
Oparł się o poręcz łóżka. Łapał nerwowo oddech. Cały plan szlag trafił, zaklął pod nosem. Nie tak miało być. Chłopak miał okazać się zwykłym, młodym mężczyzną. Wtedy byłoby prościej. W tej sytuacji nie dał rady psychicznie. Skazywał ludzi na śmierć z byle powodu, ale tym razem nie byłby w stanie wysłać skrytobójcy. Sam nie mógł uwierzyć, że Flos wywołał w nim jakiekolwiek pozytywne emocje. Nie czuł takich od dziesięcioleci. No może poza radością z egzekucji migających się od pracy wieśniaków.
Podszedł do wiszącego na ścianie lustra. W swojej fortecy wiele lat temu kazał wszystkie ściągnąć. Jedynie żona i córka miały je w swoich sypialniach. Nienawidził w nie patrzeć. Jednak nie zawsze tak było. Wspomnienia dawnych lat były nie do zniesienia. Lustra go przerażały, a w zasadzie to, czego już nie mogły mu pokazać. Odbicie, dotknięte najstraszniejszą klątwą świata, to znaczy upływem czasu, doprowadzały go do łez i furii jednocześnie.
- Jak mogę wydać rozkaz zabicia samego siebie sprzed lat? - spytał odbicia.
Teraz widział tam jedynie wychudzonego, łysiejącego starca, któremu z oczu leciały łzy. Kiedyś widywał w nim takiego samego pięknego młodzieńca w kolorowych szatach jakim był Flos. Stracił to na zawsze. Ten żal zrobił z niego tak wyrachowanego sadystę, jakim był w tamtej chwili. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Zazdrościł księciu młodości i urody, ale to nie był dla niego powód, by łatwiej było mu go zabić. Zamiast tego poczuł z nim jaką więź, zrozumienie i solidarność. Na pewnej płaszczyźnie byli tacy sami.
Drugą zbrodnią, której nie mógł wybaczyć królowi, było odebranie mu jedynej osoby, którą kochał. O tym jednak nie chciał mówić Flosowi. Umieszczenie jego siostry w klasztorze jakoś przebolał. Po pierwszych nerwach uznał, że tam będzie jej lepiej niż z tym podłym człowiekiem.
Po kilku minutach do jego komnaty przyszła Lady Pai i Svalia. Obie wściekłe. Bezpośrednio po kolacji nie miał zamiaru z nimi rozmawiać. One jednak nie chciały mu odpuścić. Nie dość, że syn króla okazał się być największym problemem w realizacji planu, to jeszcze zachowanie lorda je zaskoczyło.
- Co Ci odbiło?! - spytała męża z pretensjami. - Wiem, że syn króla to pajac, ale to nie jest jeszcze stracona sprawa! Co to były za słowa, bezmyślnie rzucone w rozmowie?!
Vulturis szybko wytarł twarz rękawem. Nie mógł pokazać im, że płakał. Wtedy straciłby w ich oczach jakikolwiek autorytet. Wziął głęboki oddech i przemówił stanowczo:
- Wycofujemy się z tego planu. Nie będzie zamachu.
Svalia powiedziała, że przecież ten jeden raz może uda jej się namówić Flosa by poszedł z nią do łoża. Odwołałyby się do małżeńskiego obowiązku i innych podobnych schematów. Uznała za wysoce prawdopodobne, że jako syn króla złapie przynętę i zmusi się do tego czynu. Dla dobra królestwa powinien być w stanie to zrobić. A przynajmniej tak uważała Svalia.
- W ostateczności prześpię się z kimkolwiek i wmówimy im, że to jego dziecko.
Vulturis wybuchnął śmiechem. Tak głośnym, że nikt by się tego nie spodziewał po wiecznie ponurym lordzie.
- Twoja matka wie najlepiej jak takie sztuczki robić.
Oburzona Lady Pai wyskoczyła, że jak śmie ją oczerniać przy córce. Wiedziała jednak, że jej mąż miał rację. Jej małżeństwo zaaranżowano, gdy była młoda. Vulturis zaś wtedy dobiegał już prawie czterdziestki, ale ani myślał brać ślub z jakąkolwiek damą. Zgodził się jednak, ze względu na konsekwencje polityczne braku żony i dzieci.
- Ojcze, dlaczego zmieniłeś zdanie? - spytała poirytowana Svalia. - Możemy przecież przejąć królestwo za rok czy dwa!
- Zgłupiał na stare lata – warknęła żona. - Zakochałeś się w tym gnojku, skoro nie chcesz go zabić?
Lord pokręcił głową. Jego żona nie wiedziała nic o jego młodości. Gdy wyszła za niego, przestawał już być piękny i młody. Gdyby się dowiedziała o jego przeszłości, to całkiem straciłaby do niego szacunek. Szacunek, bo o jakiejkolwiek miłości nie było tam mowy. Vulturis jej nie kochał. Przez całe życie kochał tylko jedną osobę, brutalnie odebraną mu przez Egetreila.
- Cisza! - warknął. - Obie! A Ty – spojrzał na córkę – powinnaś wziąć z nim ten ślub. Zamachu stanu nie będzie, ale i tak powinnaś to zrobić, dla swojego dobra.
- Zwariowałeś?! - spytały obie naraz. - Żyć z takim czymś jak on?!
- On przynajmniej Cię nie skrzywdzi. Nie to, co jakiś narwany gbur kompensujący małego kutasa wielkim ego.
Svalia wyśmiała go. Nie wyobrażała sobie spędzić życia z kimś takim. Ślub i szybkie morderstwo było jakąś opcją, ale nie to, co proponował ojciec. Nienawidziła Flosa za to, że ją olał przy stole. Jego wygląd ją odpychał. Jeśli miałaby z kimś się związać, to z prawdziwym mężczyzną, nie zniewieściałym chłopcem.
- Jestem zmęczony. Idźcie przemyśleć swoje zachowanie, obie. Rano porozmawiamy.
Zdegustowane tą rozmową kobiety wyszły. Lord zaś położył się spać.
Idąc korytarzem nie przestały złorzeczyć mu za zmianę planów. Lady Pai od dłuższego czasu widziała już siebie w roli babki przyszłego króla, Svalia zaś rządziłaby jako królowa–regentka. Po nagłej i tragicznej śmierci męża, niedługo po porodzie syna.
- Mamo, musimy coś zrobić! Jak ojciec się uprze, to będę musiała żyć z tym pajacem! - Splunęła na ziemię z obrzydzenia. - Już prędzej przespałabym się z jego ojcem, jest mniej żałosny.
Lady Pai przystanęła w miejscu z powodu słów córki. Umiała wyłapać każdą okazję. Tak też stało się i tym razem.
- Wiesz... - Zamyśliła się. - To wcale nie jest zły pomysł.
CZYTASZ
Córka Północy i Kwiat Areny
FantastikFuria, wojownicza córka jarla wikingów, płynie ze swoimi rodakami na łupieżczą wyprawę. Podczas bitwy z wojskami miejscowego króla spotyka księcia Flosa. Piękny chłopak okazuje się być inny niż jego uprzedzeni co do Ludzi Północy pobratymcy. Wzbudza...