Powrót do codzienności

16 1 2
                                    

Około 12.00 na mojej sali pojawiła się wychowawczyni z ośrodka wraz z Czarkiem:

-Mam nadzieję, że jesteś spakowana

-Tak, jestem- oznajmiłam.

-Pójdę po twój wypis, a wy idzie kupić sobie coś do jedzenia w bufecie. Macie być przed szpitalem najpóźniej za pół godziny- powiedziała wręczając nam 50 zł.

Podczas jedzenia oboje milczeliśmy. Chyba żadne z nas nie za bardzo wiedziało, co powiedzieć. W reszcie to ja przerwałam trwającą zdecydowanie za długo niezręczną ciszę:

-Wiesz może gdzie jest Wiktor? Powinniśmy się z nim pożegnać przed wyjazdem

-Nie wiem. Pisałem do niego z pół godziny temu, ale jeszcze nie odczytał wiadomości. Albo śpi, albo siedzi u Anny. Pójdziemy tam jak zjemy, no nie?- zapytał przełykając duży kawałek czekoladowego ciasta.

-Jasne- uśmiechnęłam się do kolegi.

Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy. Musieliśmy się spieszyć, aby nie spóźnić się na pociąg. Przed wyjazdem chciałam się jeszcze pożegnać z Kingą. W końcu to tylko dzięki niej ta noc w szpitalu nie była totalną katastrofą. Podeszliśmy po cichu pod salę Anki, jednak przez szybę zobaczyliśmy, że nie ma tam jej męża:

-Przepraszam, wie pan, gdzie jest doktor Banach?- zapytałam młodego pielęgniarza, który czuwał, aby do sali nie dostał się nikt nie proszony.

-Tak, poszedł się przespać do pokoju lekarskiego. Jest na drugim końcu korytarza- wyjaśnił uśmiechając się.

Podziękowaliśmy mu i udaliśmy się we wskazane miejsce. Okazało się, że Wiktor już nie spał. Prawie uderzył nas drzwiami, gdy my chcieliśmy wejść do środka, a on wyjść na zewnątrz:

-O cześć- powiedział- Chcecie mnie przyprawić o zawał?

-Chyba ty nas. Prawie dostałam tymi drzwiami- zaśmiałam się.

-Co? Zaraz jedziecie?- zapytał doktor spoglądając na torby z rzeczami.

-No niestety. Za dokładnie 9 minut musimy być przed szpitalem- oznajmiłam.

-9 minut?! To ja lecę do toalety- powiedział Czarek zbijając pożegnalną piątkę z lekarzem- A my widzimy się przed szpitalem! Paa

-Cześć!- odkrzyknął Banach- To co? Może Cię odprowadzę?- zapytał.

-Chętnie, tylko najpierw chciałabym się jeszcze pożegnać z koleżanką z sali- poprosiłam.

-Jasne. Poczekam na ciebie przed drzwiami. 

Gdy weszłam do pomieszczenia, Kinga na szczęście już nie spała:

-Hej!- uśmiechnęła się do mnie.

-Cześć. Słuchaj, ja muszę lecieć, ale może zdzwonimy się jakoś w tym tygodniu?- zapytałam.

-No mam nadzieję. Potwornie mi się tu nudzi-zaśmiała się, po czym przytuliła mnie na pożegnanie. 

Wyszłam do doktora Banacha i jeszcze przez chwilę szliśmy przez zawiłe szpitalne korytarze. Gdy byliśmy już na parterze, zobaczyłam przez szybę w drzwiach, że wychowawczyni wraz z Czarkiem czekają już na zewnątrz. Już miałam do nich podejść, ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju:

-Na co czekasz? Leć, bo spóźnisz się na pociąg, a wtedy ta kobieta ciebie wytarga za uszy, a mnie przegoni, gdzie pieprz rośnie- zażartował lekarz.

-Obiecasz mi coś?- zapytałam poważnym głosem.

Na twarzy lekarza adekwatnie do sytuacji zagościły zainteresowanie i powaga:

-O co chodzi?- spytał.

-Wiktor, obiecaj mi, że będziesz codziennie dzwonić i mówić, jak jest, czy coś się zmienia. Chciałabym wiedzieć, dobrze?- poprosiłam, a do moich oczu zaczęły napływać łzy, które na próżno starałam się przegonić.

-Obiecuję- powiedział- Hej, wszystko będzie dobrze, tak? Sama tak mówiłaś- dodał obejmując mnie.

-Wiem, ale będąc na miejscu byłam jakaś spokojniejsza. Może to głupie, ale czułam jakbym miała wszystko pod kontrolą- wyjaśniłam.

-Wcale nie głupie. Powiem ci, że ja też tak mam- zapewnił ze zrozumieniem lekarz- Biegnij na pociąg. Zadzwonię wieczorem i wtedy pogadamy- obiecał Wiktor.

Gdy wyszłam na zewnątrz od razu powitał mnie chłodny wiatr i pretensjonalny ton opiekunki:

-Miałaś być tutaj 8 minut temu. Teraz będziemy musieli się spieszyć- przewróciła oczami.

Gdy oddalaliśmy się od szpitala oboje wraz z Czarkiem niemal w tym samym momencie się odwróciliśmy i dostrzegliśmy machającego nam Wiktora. Odpowiedzieliśmy mu tym samym gestem, po czym przyspieszyliśmy kroku, aby dogonić wychowawczynię. Droga do Warszawy była dosyć długa. Na początku czytałam książkę, gdy przyszedł do mnie sms od Kingi: ,,Miłej podróży <3". Uśmiechnęłam się czytając go. Szybko odpisałam koleżance i wróciłam do lektury. W połowie drogi Czarek zaprosił mnie do wspólnego grania w karty, na czym spędziliśmy drugą część podróży. Pociąg miał spore opóźnienia, dlatego w Warszawie byliśmy dopiero o 18.30, a do ośrodka musieliśmy jeszcze dojechać autobusem, co zajęło nam kolejną godzinę. Gdy dotarliśmy na miejsce, obojgu z nas przykazano zjeść kolację i udać się do swoich pokoi, gdzie mieliśmy się wykąpać i przygotować do szkoły. Gdy przestąpiłam próg pokoju powitał mnie delikatny uśmiech na twarzy Kasi i wrogie spojrzenia Oliwii i Martyny. No tak. Zdążyłam już zapomnieć, że tylko jedna z moich współlokatorek nie wygląda, jakby chciała mnie w nocy udusić poduszką:

-Już myślałam, że nareszcie będziemy mieć od ciebie spokój na trochę dłużej- odezwała się Oliwia.

-Wyobraź sobie, że z wzajemnością- odparłam.

W pierwszej chwili odpowiedziały mi tylko zdziwione twarze dziewczyn. Sama pewnie wyglądałam nie lepiej. Byłam ogromnie zaskoczona, że jakkolwiek odpowiedziałam na ich głupie zaczepki, ale już po chwili tego pożałowałam. Oliwia natychmiast zeskoczyła z łóżka piętrowego i przyparła mnie do ściany:

-Jak ty się do mnie odzywasz? Myślisz, że wszystko ci wolno gówniaro?!

Z całej siły próbowałam jej się wyrwać. Wówczas z wściekłością odepchnęła mnie na drzwi, po czym znowu chwyciła mnie za nadgarstki:

-Zostaw ją Oli, tylko sobie problemów narobisz, a ona już chyba zrozumiała, prawda?- zapytała Martyna- Prawda?!- dopytywała, nie słysząc z mojej strony odpowiedzi.

-Tak- odparłam drżącym głosem.

-No mam nadzieję. Dobra, ja i Oli spadamy na melanż, ale ani mi się waż nas wydać. Jeśli dyrektorka się dowie, to następnym razem nie zatrzymam Oliwii, a ona jak chce, to potrafi być o wiele bardziej agresywna. Uwierz mi- zapewniła Martyna, po czym obie wyszły z pokoju oknem.

-Wszystko w porządku?- zapytała zaniepokojona Kasia.

-Wszystko okey- powiedziałam, po czym pospiesznie chwyciłam swoje rzeczy i zamknęłam się w łazience...



Tak, jak obiecałam dziś pojawia się kolejny rozdział. Tym razem postaram się już na prawdę wstawiać je regularnie. A wy dajcie znać, co myślicie o tej części



Lotte <3

Na sygnale- AWIWhere stories live. Discover now