Wyjazd

32 2 2
                                    

Anna Reiter? Skądś znałam to nazwisko. Zrobiło mi się słabo. Gwałtownie rozejrzałam się dookoła. Nagle poczułam, jakbym miała zemdleć:

-Wszystko dobrze?- zapytała kobieta.

Oczy wszystkich skierowały się na mnie:

-Tak, przepraszam- powiedziałam, po czym odwróciłam się i pobiegłam za budynek. 

To była ta lekarka z karetki. To on przyjechała wtedy do mojej babci. Już wiedziałam, skąd ją kojarzę. Wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Do oczu napłynęły mi łzy. Bezskutecznie próbowałam uspokoić nierówny oddech. Nagle zobaczyłam zbliżającą się lekarkę. Odwróciłam głowę w przeciwnym  kierunku i wytarłam łzy rękawem bluzy. Oparłam się o ścianę w nadziei, że mnie nie zauważy. Niestety, po chwili rozglądania się spojrzała w moim kierunku i zaczęła iść w moją stronę:

-Hej, co się stało? Czemu uciekłaś? Zrobiłam coś nie tak?- zapytała zmieszana.

-Przepraszam... To nie pani wina- zapewniłam.

-Na pewno? Na Wiktora zareagowałaś zupełnie inaczej- zastanawiała się.

-Tak. Po prostu... Pamięta pani 3 kwietnia?- zapytałam- Miała pani wezwanie do starszej kobiety. Okazało się, że zmarła we śnie

Lekarka sprawiała wrażenie, jakby powoli przypominała sobie szczegóły tamtej wizyty:

-Tak, pamiętam... Czekaj, to..

-Tak, to ja byłam jej wnuczką- wyjaśniłam- Te teraz po prostu wszystko mi się przypomniało i...- głos znowu zaczął mi drżeć, a do oczu niekontrolowanie napłynęły łzy.

W twarzy kobiety odbijał się żal i współczucie. Nagle poczułam dziwny ból w klatce piersiowej. Coraz trudniej było mi złapać oddech. Czułam, jakbym mimo nabierania powietrza miała się zaraz udusić:

-Co się dzieje? Dobrze się czujesz?- zapytała zaniepokojona lekarka.

Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Pokiwałam tylko przecząco głową. Kobieta pomogła mi usiąść na ziemi. Zgodnie z jej instrukcjami starałam się uspokoić oddech, ale niewiele to pomagało:

-Wiktor!- zawołała lekarka.

-Co jest?!- krzyknął z daleka mężczyzna.

-Apteczka! Szybko!- poinstruowała kobieta.

Lekarz przybiegł wraz z Czarkiem i podał żonie małą torbę. Kobieta wyciągnęła z niej inhalator i pomogła mi go użyć. Po chwili poczułam się lepiej:

-Chorujesz na astmę?- zapytała.

-Nie- odpowiedziałam zmęczonym głosem.

-Jeśli to się powtórzy, powinnaś udać się do lekarza. Mógł to być tylko jednorazowy atak paniki, ale możliwe, że to początek astmy- wyjaśniła- Jeśli nie chcesz, to nie musisz z nami jechać.

-I nie pojedzie- powiedziała z przekonaniem dyrektorka- Zaraz umówimy cię do lekarza, a do czasu wizyty zostaniesz w ośrodku.

Nie wiem, kiedy zdążyła się tutaj pojawić, ale myśl o pozostaniu tu przez najbliższe kilka dni napawała mnie przerażeniem.

-Nie ma takiej potrzeby- zapewnił na widok mojej miny doktor Banach- Nie ma przeciwskazań, żeby z nami pojechała, ani konieczności umawiania się już teraz do lekarza- wyjaśnił.

-Chcę pojechać- oznajmiłam.

-No dobrze- przewróciła oczami opiekunka.

Czarek pomógł mi wstać, a potem udaliśmy się do samochodu. Przez pierwsze pół godziny napisałam do mamy mnóstwo wiadomości z prośbami o wyjaśnienie i pretensjami. Wyrzucałam jej, że sama przecież sobie nie poradzę. Czarek widział, że czymś się przejmuję, dlatego po pewnym czasie zasugerował grę w karty. Graliśmy w wojnę, tysiąca, uno i wiele innych. Nawet się nie obejrzeliśmy, kiedy minęła połowa drogi:

-To co dzieciaki? Zatrzymujemy się gdzieś na obiad?- zapytał Wiktor.

Spojrzałam na zegarek. Była 13:00. Nie chciałam, żeby obcy ludzie płacili za moje jedzenie, dlatego pomysł niezbyt mi się spodobał. Na koncie miałam tylko 15 zł. Wolałam nic nie jeść, niż wydać ostatnie pieniądze na Mc Donalda. Niestety zajechaliśmy do pierwszego, jaki ukazał się naszym oczom. Czarek od razu rozpoczął zamówienie. Ja stałam niepewnie z tyłu nagle odwrócił się do mnie:

-A ty co bierzesz?

-Nie... Ja nic nie chcę- wyjaśniłam.

-Żartujesz sobie? Nie będziesz chodzić głodna cały dzień- postanowił Wiktor.

-Dzisiaj ja stawiam!- oznajmiła Anna.

Chciałam się sprzeciwić, ale było mi już wystarczająco głupio. Ja i Anna dostałyśmy nasze jedzenie praktycznie w tym samym czasie. Udałyśmy się do stolika na dworze, a Wiktor i Czarek zaczekali w środku na odbiór swoich zamówień. Przez pewien czas panowała niezręczna cisza, którą przerwała Anna:

-Jak ty się w zasadzie trzymasz?

-Dobrze- skłamałam.

Znów na chwilę zapanowała cisza:

-A co u twojego kotka?- zapytała kobieta.

-Nie wiem. Nie pozwolili mi go ze sobą zabrać-wyjaśniłam.

-Przykro mi. Nie wiedziałam- posmutniała Anna.

-W porządku- uśmiechnęłam się.

W tym momencie przyszli Wiktor i Czarek ze swoim jedzeniem:

-Wiesz już kiedy lecisz do Stanów?- zapytała lekarka.

Zamurowało mnie. Nie wiem dlaczego poczułam taki żal. Przecież wiedziałam, że to pytanie będzie musiało kiedyś paść:

-Dokładnie nie, ale niedługo po zakończeniu roku szkolnego- znów skłamałam.

Nie chciałam o tym rozmawiać:

-Lecisz do Stanów?- zapytał zaskoczony Czarek- To super! Jakieś wakacje?

-Tam jest moja mama, a ja zamieszkam z nią- powiedziałam bez zastanowienia.

-Ekstra! Czemu wcześniej nic nie mówiłaś?- zapytał podekscytowany chłopak.

-Jakoś nie było okazji- uśmiechnęłam się nerwowo.

-Ale obiecaj, że będziesz pisać! I kiedyś nas odwiedzisz- zażądał zapewnienia.

-Jasne- obiecałam.

Jeszcze nigdy nie skłamałam tyle razy podczas jednej rozmowy. Było mi głupio, jednak po pierwszym kłamstwie nie było już odwrotu. Nie chciałam się przyznać, że nie mam nikogo, komu by na mnie zależało. Że nawet moja własna matka mnie nie chce. Że ułożyła sobie życie beze mnie. Że nie jestem jej do niczego potrzebna. Że tylko bym jej tam przeszkadzała...

Na sygnale- AWIWhere stories live. Discover now