Nowa szkoła

34 1 0
                                    

Miałam rację. Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama. Nie mogła przylecieć na pogrzeb babci. Obiecała, że pojawi się w Polsce, żeby pomóc mi się spakować, a potem razem polecimy do niej. Jej słowa pozwoliły mi się uspokoić. Zapewniła, że będzie na miejscu w przeciągu miesiąca. Odbierze mnie, po egzaminach ósmoklasisty. Wydawało mi się, że to wieczność. Myślałam, że będę mogła spędzić ten czas w ośrodku, jednak dyrektorka kazała mi pójść do nowej szkoły. Bałam się, udać do obcego miejsca, ale miałam świadomość, że będę tu tylko przez chwilę. Budynek był ogromny. Łączył w sobie podstawówkę i liceum. Niestety miałam lekcje na tą samą godzinę, co Oliwia, więc siłą rzeczy musiałyśmy jechać razem autobusem. Weszłam do sali i zajęłam jedno z dwóch wolnych miejsc na końcu sali. W pewnym momencie do sali wszedł wysoki chłopak:

-Co ty wyprawiasz!- krzyknął- Patrzcie! Nie dość, że jest nowa, to jeszcze siada na moim miejscu! Wypad stąd, słyszysz!

Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Wzięłam plecak i usiadłam pod oknem w trzeciej ławce. Przez kilka pierwszych dni byłam w centrum uwagi. Nienawidziłam tego. Moje życia biegło od ośrodka do szkoły i z powrotem. Jedynym pocieszeniem były dla mnie Kaja i Zuza, które starały się jak najczęściej mnie odwiedzać. Za zgodą opiekunów wychodziłyśmy razem na miasto. Problem polegał na tym, że dom dziecka znajdował się pod Warszawą- w Leśnej Górze. Dojazd zajmował dziewczynom zbyt wiele czasu, aby mogły przyjeżdżać codziennie zwłaszcza, że został już tylko miesiąc do egzaminów ósmoklasisty. Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Kaja:

-Sorki Natka, ale jednak nie damy rady jutro przyjechać.

-Jak to nie dacie rady? Przecież obiecałyście- byłam bardzo zawiedziona.

-Wiesz przecież, że musimy się uczyć do egzaminów. Nie jestem takim geniuszem, jak ty. Muszę jeszcze przysiąść do książek- tłumaczyła się.

-A Zuza?- spytałam.

-Co Zuza?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-Zuzia też nie przyjedzie?- dopytywałam.

-Przecież mówię, że MY nie damy rady a nie, że JA nie dam rady. To chyba oczywiste- tłumaczyła Kaja.

-Zuza też musi się uczyć? Przecież umie więcej ode mnie!- denerwowałam się.

-Nie wiem, musisz jej zapytać- odpowiedziała.

-No jasne. Na pewno nie wiesz! Jesteście przyjaciółkami i nie wiesz?- byłam coraz bardziej poirytowana.

-I dziwisz się, że nie chcemy przyjeżdżać, skoro robisz takie sceny? To nie pierwszy raz Nati- wygarnęła mi przyjaciółka.

-Zamknij się. Jak macie mieć mnie gdzieś, to lepiej nie dzwońcie w ogóle- mówiąc to rozłączyłam się. 

Wyszłam na dwór. Usiadłam na ławce pod ośrodkiem. Było już późno, więc miałam nadzieję, że nikt mnie nie zauważy. Chciałam zadzwonić do mamy. Opowiedzieć jej o kłótni z Kają, ale nie odebrała. Wtedy coś we mnie pękło. Łzy płynęły mi z oczu jedna po drugiej. Siedziałam tam dosyć długo. Nawet nie zauważyłam, że od pewnego czasu byłam obserwowana z okna. W pewnym momencie podszedł do mnie chłopak- blondyn, na oko 15 lat:

-Hej nowa. Gdyby Kosa Cię tu zobaczyła pewnie miałabyś przechlapane- zagadał.

Pociągnęłam nosem:

-Kosa?

-No tak. Dyrka. Nazywa się Kosowicz, więc wołamy na nią Kosa- wyjaśnił- A ty w zasadzie dlaczego siedzisz tu sama o tej godzinie?- zaciekawił się- No co ty? Ryczałaś?- zapytał na widok moich zaczerwienionych oczu.

-Nie. Wszystko okey- zapewniłam.

-Jaasne. No mów co się stało. Wbrew pozorom umiem też słuchać. I to całkiem nieźle!- zażartował.

-Pokłóciłam się z przyjaciółkami...- wyjaśniłam.

-No jasne. To typowe. Wielu z nas traci przyjaciół, gdy tu trafia. Mało kto chce się przyjaźnić z sierotami lub dziećmi degeneratów...

-One takie nie są!- oburzyłam się.

-Jasne. Ale jakbyś chciała pogadać, to ze mną możesz praktycznie o wszystkim- zapewnił chłopak- Jestem Czarek- mówiąc to wyciągnął do mnie rękę.

-Natasza, ale mówi mi Natka albo Nati. Wszystko, byle nie Natasza- uśmiechnęłam się pod nosem.

-Jasne. Wiesz co, z uśmiechem o wiele bardziej ci do twarzy- zaśmiał się- A teraz lepiej wracajmy do środka, zanim ktoś nas tu zobaczy

Czarek odprowadził mnie do pokoju, po czym udał się do siebie. Był w zasadzie pierwszą osobą, która była dla mnie miła po śmierci babci. Chociaż przez chwilę mogłam być szczęśliwa:

-Lepiej nie zadawaj się z tym chłopakiem, dobrze ci radzę!- powitała mnie na wejściu Oliwia.

-To kryminalista. Nie pasuje do grzecznych dziewczynek takich, jak ty- zaatakowała Martyna- Z resztą: i tak nie masz u niego szans. On jest mój, rozumiesz!- krzyczała.

-Możecie się ode mnie odwalić? Nie zarywam do niego, rozumiecie?!- zdenerwowałam się i pierwszy raz podniosłam na nie głos.

-Myślisz, że jesteś kimś wyjątkowym, co?! Myślisz, że masz prawo na nas krzyczeć?!- wkurzyła się Martyna.

-Prawda jest taka, że nikomu nie jesteś tu potrzebna. Nawet własna matka cię nie chce- wyrzuciła z siebie Oliwia.

-Nie prawda! Jesteś pieprzoną oszustką! Mama przyleci po mnie na, gdy tylko skończę podstawówkę- byłam wściekła.

-Tak, na pewno. Słyszałyśmy rozmowę Kosy z twoją matką. Trochę się kłóciły. Twoja stara po ciebie nie przyleci- mówiąc to Oli przewróciła oczami.

-Dokładnie. Słyszałyśmy wyraźnie. Twój ojczym cię nie chce, a twoja matka stoi po jego stronie- dodała Martyna- Ojej. Biedactwo. Patrzcie, zaraz się popłacze...

W tym momencie wybiegłam z pokoju. Usłyszałam jeszcze głos Kaśki:

-Tym razem przesadziłyście

Wychodząc z pokoju nie myślałam, dokąd pójdę. Usiadłam na kanapie w salonie i wybrałam numer mamy. Dzwoniłam z 10 razy. Była już prawie 2 w nocy. W Waszyngtonie nie było jeszcze tak późno. Powinna odebrać. Byłam wściekła na nią, na współlokatorki, na przyjaciółki i na końcu na siebie. Przecież to prawda. Nikt mnie nie chce i nikt mnie nie potrzebuje. Łzy niekontrolowanie spływały mi po twarzy. Nie wytrzymam. Nie wytrzymam tutaj dłużej. Na stole stał segregator, a w nim nożyczki. Zawsze dziwiłam się ludziom, którzy w ten sposób uciekali od problemów, którzy kaleczyli swoje ciało, aby przestać odczuwać ból psychiczny a teraz właśnie to wydawało mi się najlepszym wyjściem. Chwyciłam nożyczki i z drobnym zawahaniem zaczęłam ciąć. Każda kolejna rana była wyraźniejsza. Nie wiem, jak długo tam siedziałam, ale jedno z moich przedramion pokryło kilka szram. W pewnym momencie usłyszałam kroki...




Na sygnale- AWIWhere stories live. Discover now