Prolog

52 9 5
                                    

Siedzieliśmy przy ognisku całą naszą paczką razem z moim dziadkiem. Był zimny, jesienny, ciemny wieczór, a my opowiadaliśmy sobie straszne historię.

- Słyszeliście kiedyś dzieci drogie legendę o Królu Śmierci? - zapytał nas mój dziadek. Stary, poczciwy Thomas Woodson.

Spojrzeliśmy na siebie zaciekawieni.

- Nie - odpowiedziałem.

Nigdy nie słyszałem o kimś takim. Mój dziadek miał bujną wyobraźnie więc od razu pomyślałem, że to wymyślił.

- To niemożliwe - pokiwał głową w zamyśleniu. - Żyjecie już siedemnaście lat i nigdy nie słyszeliście o Królu Śmierci? Nieprawdopodobne! Opowiem wam zatem tą legendę.

- Chyba nie ma potrzeby Panie Woodson - odezwała się Ellie która jako jedyna nie lubiła takich rzeczy.

Nasza paczka składała się z czterech osób. Dwóch chłopaków i dwóch dziewczyny. Byłem ja, Ellie, Milo i Victoria. Byliśmy nierozłączni, a każdy mieszkaniec Doliny Wallie wiedział, że nasza czwórka równa się spora dawka kłopotów.

- Ależ jest! - zawołał mój dziadek po czym rozejrzał się. - Chodźcie do domu. Tam wam opowiem. Tu nie jest bezpiecznie.

Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni. Mój dziadek nawet najstraszniejsze historie opowiadał nam przy ognisku. Podniósł się i zgasił ogień po czym ponaglił nas ręką. Posłusznie wstaliśmy ruszając za nim do chaty. Thomas rozejrzał się po czym zamknął drzwi na klucz, a wszystkie okna zasłonił.

- Co robisz dziadku? - zapytałem.

- Robię to aby do nas nie przyszedł - odparł jak gdyby nigdy nic.

- Ale kto? - tym razem odezwał się Milo.

- Jak to kto? Król Śmierci rzecz jasna!

Mój dziadek oficjalnie ześwirował. Spojrzałem na swoich przyjaciół i wzruszyłem ramionami. Wszyscy usiedliśmy na kanapie czekając aż mój dziadek ponownie zabierze głos.

- Kiedy już wszystko mamy gotowę i jesteśmy bezpieczni, możemy zaczynać. Legenda ta opowiada o pewnym chłopaku. Niewiele starszym od was. Zaginął on wieki temu w pewną jesienną, zimną, ciemną noc dokładnie jak ta. Miesiąc po jego zaginięciu jeden z mieszkańców Wallie znalazł jego ubrania przesiąkniętę krwią, a do tego rękę głęboko w lesie obok kałuży krwi. Badania wykazały, że ręka faktycznie należała do chłopaka. Uznali go za zmarłego. Jednak dwa lata po tej całej sytuacji jeden z mężczyzn natknął się na niego w lesie w nocy jesienią. Chłopak stał do niego tyłem w jeansach, czarnych, wysokich butach i tego samego koloru płaszczu. Na początku mężczyzna chciał mu pomóc więc go zawołał. Kiedy jednak ten się odwrócił - mój dziadek zrobił przerwę. - facet przeżył prawdziwy szok. Ubrania chłopaka były podarte, całe we krwi. Oczy czarne jak smoła, a włosy roztrzepane. Był wychudzony i wyglądał strasznie, a zamiast jego lewej ręki była metalowa proteza. Na jego lewym oku podobno mężczyzna dostrzegł sporą bliznę. To nie było jednak najstraszniejsze. Najstraszniejsze było to, że chłopak sie do niego uśmiechał i kiwał głową na boki. Facet uciekł od niego w popłochu. Dotarł do swojego domu i wszystko opowiedział rodzinie. Nikt mu nie uwierzył. Na drugi dzień po facecie nie było śladu. Zaginął. Takich przypadków było coraz więcej. Ktoś szedł do lasu, spotykał chłopca, spojrzał mu w oczy, a na drugi dzień znikał. Ludzie w końcu uwierzyli, że on istnieje kiedy jeden ze strażników podczas wielkiej uczty gdzie byli wszyscy mieszkańcy pokazał im chłopaka za oknem. Pasował idelanie do opisów osób które go widziały i znikały. Nikt nie miał wątpliwości. Mieszkańcy Wallie nazwali go Królem Śmierci. Ciekawe jest też to, że mimo wieków chłopak dalej żyje i rozsiewa zamęt wśród mieszkańców. Dalej takie przypadki się zdarzają więc dziwie się, że nikt was nie uprzedził żeby uważać chociaż domyślam się czemu. Na szczęście chłopaka można spotkać tylko w jesień.

Król ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz