Rozdział VII

44 7 5
                                    

Wszystkie emocje uszły ze mnie za jednym oddechem. Czułam wszechogarniającą pustkę. Nie wiedziałam, co się właśnie stało. Natłok myśli uderzył mnie wraz z falą gorąca. Zaczęło mi się kręcić w głowie, złapałam się za bolące skronie i je rozmasowałam, wbijając wzrok w podłogę. Czułam jak krew zaczyna się we mnie gotować, a po policzkach spływają słone łzy, które spadają na podłogę. Czułam jakby wszystkie kości zaczęły się deformować, a oddech uciekał gdzieś. Wytarłam rękawem twarz. Teraz już nie wiem czy jestem bardziej zdenerwowana czy zasmucona. Zdruzgotana czy szczęśliwa, że znam prawdę o sobie. Pusta w środku czy przepełniona strachem, bólem i żalem. Wstałam z krzesła i przeszłam się po pokoju. Uderzyłam porządnie w ścianę, aż farba odprysła i pojawiło się w niej głębokie wgniecenie. Następnie z impetem zrzuciłam doniczkę z kwiatem. Kopnęłam potłuczoną donicę. Delikatnie zsunęłam się przy ścianie i schowałam twarz w dłoniach, aby oddać się swoim krótkim przemyślaniom o tym wszystkim, co właśnie zaszło. Nie mogłam opanować myśli. Obrazy mieszały się w jedno, dźwięki zlewały się ze sobą. Wszystko było w jednym wielkim nieładzie. Nic nie mogłam poukładać według jakiejś kategorii. Próbowałam złapać jakąś myśl, ale ona zawsze przyśpieszała, kiedy już prawie ją złapałam. Wszystko uciekało przede mną, a ja stałam sama po środku mojego umysłu. Do czegokolwiek się nie zbliżyłam, to zawsze uciekało, gdy już prawie miałam to w garści. Nie mogłam odnaleźć siebie w sobie.

Po długiej ciszy postanowiłam skierować wzrok na Jamesa. Był tylko lekko wstrząśnięty, a w chwili, kiedy się na niego spojrzałam, zignorował to i odwrócił się do Daniela. Stukał paznokciami o biurko, co było bardzo denerwujące.

- Dobra okej rozumiem, ale nie wiem, co to ma wspólnego ze mną i po co tu jestem? – rzekł obojętnie.

Nie wytrzymałam. Najchętniej wyskoczyłabym przez okno, ale cóż upadek z wysokości 2 piętra nic by mi nie zrobił, dziękuję krwio Nocnych Łowców! Wstałam gwałtownie i podeszłam do Grey'a. Chciałam mu połamać wszystkie kości i wykręcić wszystkie stawy.

- Jesteś taki apatyczny! Jakim prawem to cię może cię to nie obchodzić? W najmniejszym stopniu nie zainteresowałeś się tym, co czuje. Moje całe życie właśnie przewróciło się do góry nogami i odwróciło się ode mnie samej! – krzyczę.

On spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. On najzwyczajniej w świecie zaczął się śmiać. Śmiał się ze mnie. Nieco zaskoczona, zamachnęłam się i uderzyłam go z całej siły w policzek, na którym momentalnie pojawił się ślad mojej ręki. Wstał od razu i złapał mnie za dłoń, chcąc ją wykręcić, ale ja go kopnęłam w odpowiednie miejsce. Myślałam, że już go pokonałam, ale on tylko syknął cicho, co wyglądało na to, że nie wywarło to na nim żadnego mniejszego wrażenia. Jego wzrok był pusty, bez emocji. Mięśnie napięte, a oddech mocno przyśpieszony. Z trudem wyrwałam się z jego uścisku. Znienawidziłam go w jednej chwili, ale mimo wszystko bardzo chciałam go pocałować. Chciałam, żeby przede mną stał ten sam mój chłopak, który mnie czule obejmował, całował i troszczył się o mnie, a nie jakiś obcy sadysta. Spojrzałam momentalnie na Daniela. Zdezorientowany wylał kawę na biurko, zalewając niektóre dokumenty.

- Grey uspokój się – powiedział stanowczo.

A on tylko splunął na podłogę i się szyderczo uśmiechnął. Podszedł do biurka szefa Instytutu i chciał mu przywalić w pięści, ale Johnson był o wiele szybszy. Złapał jego rękę i mocno ją wykręcił, a na twarzy Jamesa nie pojawił się nawet grymas bólu. Chłopak rzucił się na Daniela, a on kopnął biurko, przez które napastnik upadł na podłogę. Szef rzucił mi swoją komórkę i pośpiesznie wykrzyczał:

- Dzwoń po Alana i Oliwę!
Złapałam telefon i wybrałam numer alarmowy Instytutu. Wszystkie komórki i telefony stacjonarne zaczynają wówczas dzwonić. Po zaledwie jednym sygnale odebrał Alan. Obok mnie przeleciały dwie książki, które zręcznie wyminęłam. Podłożyłam szybko nogę Grey'owi, żeby Johnson miał trochę czasu.

- Zbierz wszystkich i chodź do gabinetu! James jest... ma jakieś napady agresji! Tylko szybko, bo... - nie zdążyłam dokończyć, bo mój... chłopak złapał mnie, komórka wypadła mi z ręki, a on wyrzucił moja osobę za okno. Pośpiesznie złapałam się jakiegoś parapetu. Tak się mnie nie pozbędzie z tego pokoju. Szybko wspięłam się, ale okno było zamknięte. Uśmiechnęłam się ze łzami do Jamesa. Myślał, że to mnie powstrzyma. Wyjęłam z mojej kurtki pistolet. Pięścią nie wybiłabym szyby, chronią ją potężne czary. Zapukałam w szybę, żeby zwrócić uwagę Daniela. On spojrzał się na mnie i padł na podłogę, a ja wystrzeliłam prosto w szkoło, które rozprysło na wszystkie stronie raniąc moją nagą skórę. Wgramoliłam się do pokoju i uderzyłam Jamesa w twarz. Nie zareagował. Cofnęłam się i w biegu podpierając się o jego ramiona zrobiłam gwiazdę i znalazłam się za Grey'em. Kopnęłam go z całej siły w plecy, a on upadł zdezorientowany. Przewróciłam na niego szafę z książkami, żeby nie mógł wstać.

- Herondale ty kurwo! – wykrzyczał i zaczął się wiercić i próbował podnieść z siebie mebel, na próżno.

Spojrzałam na niego cała zapłakana, ale podeszłam do niego, butem skierowałam jego twarz w moim kierunku i powiedziałam:

- Grey, ty chuju – śmiejąc się cicho między łzami.

Daniel podszedł do mnie, spojrzał się na mnie i przytulił mnie przyjaźnie. Kilka łez kapnęło mu na ramię.

- Nie martw się, to przez leki, które brał. Nie płacz już, wiedziałem, że nie jesteś na to wszystko gotowa – szeptał.

- To nie twoja wina - odpowiedziałam.

James poruszył się gwałtownie. W tym momencie wbiegli Alan, Olivia, Martin i Mia.

- Johnson nie dotykaj mojej dziewczyny, ty zboczeńcu! Elsa nie wierzę, że ty z nim... - majaczył.

Odeszliśmy od siebie. Zsunęłam się na podłogę i patrzyłam tylko pustym wzrokiem jak ekipa Nocnych Łowców podnosi szafę, już bez książek i zakuwa Jamesa do kaloryfera.

We włosach kwiaty, w głowie demonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz