Rozdział VIII

43 5 2
                                    

Mia, Olivia, Martin i Alan wbili swój wzrok we mnie. Usiadłam zdezorientowana na krześle. Cała się trzęsłam. Fala ciepła przepłynęła po moim ciele. Dreszcze nie dawały mi spokoju. Emocje były tak różnorodne, zupełnie nie podobne do siebie, nie dające się rozpoznać. Poczułam się zawstydzona, więc szybko ukryłam twarz w dłoniach, by ukryć gęsto spływające łzy. Co się właśnie wydarzyło? Jak to możliwe? Czy to ten sam James? Nie mogę uwierzyć, że mógł się tak drastycznie zmienić przez jakieś głupie dawki leków... Ciężko mi się pozbierać. Nie umiem opisać ani tego co jest na zewnątrz, ani tego co jest wewnątrz mnie. Nastała długa cisza. Spojrzałam na Daniela. Usiadł w fotelu. Mia zaczęła układać wszystkie rzeczy, a reszta grupy zaczęła robić to samo. Szef Instytutu złapał się za głowę i westchnął.
- Dziękuję wam, ale wyjdźcie już. Muszę porozmawiać z Elsą - wyszeptał.
Alan podszedł do kaloryfera i odpiął od niego Jamesa. Kopnął go, aby zgiął się w pół. Wyczułam nienawiść chłopaka do Grey'a. Daniel przyglądając się temu rzekł:
- Nie. Alan zostaw go. Jego to też dotyczy. Olivia przynieś jakieś środki uspakajające, a Martin niech przyniesie stele, ale to szybko!
Alan i Mia zostali, reszta wyszła. Chłopak pognał Grey'a do kaloryfera i mocno przypiął go kajdankami do kaloryfera, a ten aż zasyczał. Nocny Łowca podszedł do mnie i wyszeptał mi do ucha:
- Tylko się nie martw - złapał mnie za dłoń, złączył nasze palce i delikatnie ją uścisnął.
Uśmiechnęłam się między łzami, ale nic nie odpowiedziałam. Alan wyszedł razem z dziewczyną i zamknął za sobą gwałtownie drzwi. Znowu otoczyła nas głucha cisza. James leżał bezwładnie na ziemi, z irytującym uśmiechem i wbijał swój wzrok we mnie. Spojrzałam się na niego zażenowana.
- Jesteś śliczna, wiesz? - powiedział upojony lekami - Ale marnujesz się z tym dupkiem! - zaczął nagle krzyczeć i złowrogo skierował wzrok na Daniela. Próbował się wyrwać i rzucał się we wszystkie możliwe strony.
- Nie poznaję cię... - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła jedna pojedyncza łza.
- A ja cię poznaję - powiedział - Kochałem cię, szmato! A ty? Ty postanowiłaś nacieszyć się tym gnojem! Zwykła kurwa z ciebie!
Wstałam szybko z krzesła podeszłam do niego, zamachnęłam się i uderzyłam go z całej siły w policzek.
- Dla mnie jesteś już skończonym dupkiem! Nie liczysz się już dla mnie. Jesteś nikim - powiedziałam, a fala rozpaczy uderzyła mnie z podwójną siłą. Łzy zaczęły lecieć bez mojej jakiejkolwiek kontroli. Trzęsłam się trzy razy bardziej niż na początku.
- To koniec... Nie ma już "nas". Nawet nie jest mi przykro - kłamałam. Powiedziałam to z przerwami na opanowanie łez. James nagle jakby spoważniał.
- Ty mnie? Ty mnie zostawiasz? Mnie? Dla niego ?! - wyszeptał kierując pusty wzrok podłogę - Ja...
- Nic mnie kurwa nie łączy z Danielem! - wykrzyczałam w złości.
James nie zareagował. Jakby między mną a nim nagle znikąd pojawiła się niewidzialna ściana.
- Ale... Ale ja cię kochałem. Co ja gadam! Nadal cię kocham. Jesteś całym moim światem. Jesteś dla mnie najważniejsza. Nawet nie wiesz...
- Skończ. Jak możesz kochać szmatę i kurwę? - zapytałam stanowczo i usiadłam delikatnie na krześle, w tym momencie do gabinetu weszli Olivia i Martin. Zapomniałam już o moich ranach. O szkle, które tkwiło głęboko w moim ciele. O złamanym sercu, które coraz to mocniej krwawiło, o sercu, które pękło na tysiące małych kawałków, których już nie warto składać w jedną spójną całość.
Olivia podała mi jedną z trzech strzykawek napełnionych środkami uspakajającymi. Spojrzała na Jamesa.
- Lepiej ty to zrób - wszeptała. Kiwnęłam głową. Delikatnie podeszłam do Grey'a. Z lekką trudnością rozerwałam rękaw jego koszuli. Próbowałam wyczuć jakąś żyłę. I nagle wszystko mi sie przypomniało. Pierwszy dzień w Instytucie. Spacer z nim. Jego upadek. To, jak nie mogłam znaleźć przy nim morfiny. Mój strach. Jego wyznanie. Długi pobyt w Sali Chorych. Te wszystkie zdarzenia doprowadziły do tego, co jest teraz.
Cicho westchnęłam. James złapał mnie z dłoń.
- Przepraszam. Kocham cię, Elsa - powiedział bardzo cicho.
- Dobrze wiedzieć - odpowiedziałam arogancko i wyrwałam się z jego uścisku. Energicznie wbiłam igłę w jego ramię. Zasyczał z bólu. I dobrze. O to mi właśnie chodziło. Wstrzyknęłam zawartość strzykawki. James na moim policzku oddał nieśmiały, delikatny pocałunek. Wstałam i odeszłam do niego. Nie mogłam się znowu rozpłakać.
Nie mogłam, nie mogłam, nie mogłam. Płacz to oznaka słabości, pamiętaj.
Olivia wstrzyknęła mi i Danielowi środki uspakajające, a Martin wypalił mi runę uzdrawiającą na ciele, a ja nagle upadłam z krzykiem.
- Co się stało? - usłyszałam - Martin czy ty jesteś nienormalny?!
Spojrzałam na swoje ręce. Skóra, która zaczęła się goić, zakryła szkło, które ją ponownie przebiło.
Daniel podniósł mnie. Szkło miałam nie tylko na rękach, ale też nas brwią, na plecach i na nogach. Całe moje ciało przeszył ból. Próbowałam nie krzyczeć, ale na próżno. Organizm dostał informację o runie i będzie wykorzystywał jej moc tak długo, aż na moim ciele nie będzie żadnej rany. A szkło raniło odrodzoną na nowo skórę. I to będzie trwało tak w kółko i w kółko. Tylko pozbawienie runy mocy może pomóc. Cały czas krzyczałam. Ból się nawarstwiał.
Martin zszokowany podszedł do mnie.
- Ty jej już lepiej nie dotykaj! Znowu jesteś zjarany - wykrzyczał Johnson.
Spojrzałam na Martina. Był cały spocony, delikatnie się trząsł, miał czerwone oczy i w nienaturalny sposób poszerzone źrenice. Nagle drzwi się otworzyły, wbiegł Alan.
- Zajebie cię Martin. Ona cierpi przez ciebie - majaczył James uśpiony lekiem.
Alan zdjął delikatnie moją skórzaną kurtkę i podwinął podkoszulkę. Złapał mnie za miejsca, gdzie nie było szkła i wziął mnie na ręce.
- Olivia, zadzwoń do Miasta Kości! Wezwij Cichego Brata - powiedział Daniel.
- Nie mamy czasu. Nie pozwolę jej cierpieć przez tyle czasu. Biorę furgonetkę, zawiozę ją do Miasta - krzyknął Alan, wybiegając z gabinetu.

We włosach kwiaty, w głowie demonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz