Byłem głodny światła,
w dłoniach ściskałem cienie –
złudne obietnice, które karmiły ciszę
szeptem o blasku, co miał nadejść.
Czekałem jak pustynia na deszcz,
z wiarą drżącą, jak źdźbło trawy w rękach wiatru.Niebo długo milczało,
ale ja milczałem dłużej,
przycupnięty na skraju własnych pragnień,
łapczywie zbierałem okruchy nadziei,
nie widząc, że to tylko piach,
rozsypany pod stopy.Czy to ja siebie zwiodłem,
czy w snach oszukała mnie własna naiwność?
Budowałem pałace z mgły,
które topniały o świcie,
a mimo to trwałem, jak głaz na rozdrożu,
kamień głuchy na własne krzyki.Teraz stoję przed sobą,
jak obcy przed lustrem,
szukając winnych w pustce oczu.
Zostały mi ręce puste i cisza,
która tylko przypomina –
że wierzyłem w coś, co nigdy nie miało nadejść.
CZYTASZ
Echa Myśli
PoetryEcha Myśli to podróż przez ukryte zakamarki ludzkiej duszy, w której każdy wiersz jest odbiciem najgłębszych emocji, myśli i tęsknot. Tomik prowadzi czytelnika przez subtelne pejzaże wewnętrznych przeżyć - od cichych szeptów samotności, przez eufori...