Spodziewałam się w życiu wszystkiego. Kłótni, upadków, wyjątkowych chwil, spokoju. Ale nigdy nie wpadło mi do głowy że stracę wszystko na raz.
Przez chwilę wahałam się co wybarać. Trening z bratem czy spokojne oglądanie seriali. Wybrałam te pierwsze i żałowałam, chociaż zaczęłam uczyć się jeździć szybciej niż pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.
Do domu wróciłam padnięta, bo biegałam. I wtedy dopiero mogłam spokojnie usiąść na kanapie i włączyć telewizor. Podgrzała sobie pizzę z wczoraj, zastanawiając się czy tak będzie wyglądać mój każdy dzień.
Nie chciałam tego. Naprawdę.
Liam zaczął być surowy, co coraz bardziej mnie wkurzało. Xander zniknął z powierzchnii Ziemi, a Lydia zaczęła do mnie codziennie pisać.
Nie tak sobie planowałam życie, ale brat sparwił że wyboru za dużego nie miałam.
Dzień wydawał się dość spokojny, do póki nie usłyszałam krzyków na korytarzu. Oczywiście wyjrzałam. Zobaczyłam jakąś kobietę, wyrzucającą ręce w górę wrzeszcząc coś w irytacji i... Xaviera. Chłopak spojrzał na mnie, a w jego oczach zaczęłam z sekundy na sekundę dostrzegać zdezorienowanie i zdziwienie, ale w sumie to to samo.
Xavier także należał do ekipy z czasów liceum. Był znany ze swojej agresji i bójek. Ale nikt nie wiedział że każda najmniejsza walka wynikała z troski o bliskich i przyjaciół.
Stał, przestał krzyczeć i gapił się na mnie jakby zobaczył ducha.
Cudownie. Teraz jestem duchem dla wszystkich.
-K? Co tu robisz?- zapytał cicho.
-Mieszkam- powiedziałam, marszcząc brwi.-A Ciebie nie kojarzę.
-Przyszłem po pieniądze, ale suka oddać mi nie chce- mruknął.
-Nie zapisałeś tego na umowie!- oburzyła się. -Nie mówiłeś o procenatch naliczanych z dni! To oszustwo!
Chłopak przewrócił oczami.
-Nie oszustwo, ale ty nie zobaczyłaś że to tam jest napisane. Patrz!
Uniosłam wysoko brwi i weszłam do mieszkania. Zamknęła drzwi, ponieważ nie miałam ochoty słuchać pierdolenia Wrighta. Umiał wymyślić wymówkę na wszystko, więc... mógłby się tłumaczyć w nieskończoność.
I tego także się nie spodziewałam. Że Xavier Wright jestvjakimś komornikiem.
I po paru sekunadach usłyszałam pukanie. Westchnęłam i otworzyłam je. Drzwi.
-K, nawet się nie przywitasz?- zapytał chłopak od razu mnie obejmując.- Nie wiedziałem że tu mieszkasz. Przepraszam za hałas- mówił.
-Nie, nic się nie stało. Zawsze ktoś coś krzyczy, wiszczy i inne gówna- odpowiedziałam obojętnie.
-To... ładnie się tu urządziłaś. Nie wiedziałem że da się te mieszkania tak ładnie przyozdobić...
-Jesteś tu w konkretnej sprawie czy żeby pooceniać moją ciężką pracę?- zapytałam retorycznie.
Chłopak wzruszył ramionami i wszedł do środka.
Rozgościł się sam.
-Chcesz jakąś kawę lub herbatę?- spytałam.
-Nie piję, ani tego ani tego- murknął rozbawiony.
-A co... studiujesz?- dopytywałam.
-Prawo.
-Ambinie- odpowiedziałam.
Xavier rozglądał się jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł z mojego mieszkania, mówiąc że jak będzie coś ważnego do przekazania, przyjedzie. Wątpię.
Zabrakło mi Eleanory. Ona jedyna mnie nie odwiedziała. Lydia była, Anderson też, Wright to samo, a Rodriguez... o nim świat zapomniał. I dobrze samo kłopoty z nim były. Jak Die widział wyzywał ją od wszystkiego. Miałam dość jebniętego Micheala, w sumie tak jak jego starzy. Chociaż niewątpliwie bogaci.
Czy nazwałam Rodriguezów niewątpliwie bogatych.
Cudownie.
Nie interesowali mnie oni. Ani trochę. Jednak Micheal ciągle był w centrum uwagi, a na takich nie da się nie zwrócić swojej uwagi.
Trudno było nie myśleć o przyjaciołach, gdy co chwilę mnie któryś odwiedzał.
Ale ciekawe co z Rodriguezem. I czy w końcu przyznał się Lydii że się w niej zakochał. Było trzeba jej zapytać, a nie o jakieś pierdoły.
Pierdoły.
Chociaż nie nazwałabym całego życia pierdołą.
☆☆☆
Nie mam zielonego pojęcia o czym pisać.
Pozdrawiam♡
Rozdział króciutki 561 słów.
CZYTASZ
Gdybym była inna
RomanceKylie Reed nie spodziewa się niczego w swoim życiu. Ale najbardziej przeżywała stratę rodziców. Jednak pewnego dnia dawny znajomy ze szkoły daje jej możliwość. Wyścigi. Poznaje tam chłopaka Elianny Hill, najlepszej raiderki. Który daje jej radę: lep...