Rozdział 9

15 4 0
                                    

Koszmary nie dawały mi spać. Cały czas, kiedy zamykałam oczy, miałam przed nimi obraz leżącej w kałuży krwi matki. Ten widok, który był najgorszym z możliwych. I płacz leżącej w łóżeczku Mai. Tak bardzo żałowałam, że się wtedy posprzeczałyśmy. Wiele bym dała za to, by znów móc z nią porozmawiać, by usiąść obok niej, przytulić się i poczuć jak delikatnie głaszcze moje włosy a potem całuje w czoło, mówiąc jak bardzo mnie kocha. Wiele bym dała, by ujrzeć jej uśmiech. W mojej głowie było mnóstwo niewypowiedzianych słów. O tylu rzeczach chciałabym jej jeszcze powiedzieć.
Jest tylko jedna taka miłość. Miłość matki do dziecka. Taka, która chroni, otacza opieką i daje schron bezpieczeństwa. Kochająca swoje dzieci bezwarunkowo, dająca niewyczerpane źródło wsparcia.  Taka, która słucha, kiedy masz gorszy dzień, doradzi gdy pojawia się problem, zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie.
Niestety mnie taką osobę zabrano. I chociaż bolało jak cholera, próbowałam zaklinać rzeczywistość. Wiedziałam, że muszę być silna nie dla siebie ale dla tej małej istotki. Teraz to na mnie spoczęła jej opieka i ochrona. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by zadbać o jej bezpieczeństwo.
Siedziałam z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej na jednym z prostokątnych, betonowych kamieni, ułożonych w kilku centymetrowych odstępach. Spoglądałam na fale, które łagodnie odbijały się o nabrzeże. Nigdy nie spotkałam się z taką ciszą, która wtedy panowała w moim sercu. I ta cholerna pustka.
- Tu jesteś. - usłyszałam głos za swoimi plecami.
Odwracając się, ujrzałam zbliżającego się Matthew.
Okrył moje ramiona kocem i usiadł naprzeciw mnie.
Jego dłonie drżały. Widziałam jak bije się z myślami i szuka słów, by cokolwiek powiedzieć.
- Bardzo Ci współczuję z powodu matki. - odezwał się końcu.
- Chciałabym też przeprosić za wszystko co spotkało Cię przeze mnie.
- Twój żal za grzechy niewiele mi teraz pomoże. - odpowiedziałam w ogóle na niego nie patrząc.
- Nie chcę byś była teraz sama. - wyznał i uklęknął przede mną, chwytając moje dłonie i przykładając do swoich ust.
-  A ja nie chcę być sama. - odpowiedziałam.
Twarz Matthew uniosła się, nasze spojrzenia się spotkały.
- Przepraszam, że zostawiłem Was wtedy. Myślałem, że to będzie najlepsze wyjście, że dadzą Wam spokój. Nie sądziłem, że posuną się aż tak daleko. - Jego oczy zapełniły się łzami, tak samo jak moje.
- Nie mogłeś tego przewidzieć.
- Mogłem i nic z tym nie zrobiłem. - wstał i odszedł kawałek, stając do mnie plecami. Widziałam, że jego też to wiele kosztuje.
- Wiesz... Najgorzej jest zawieść się na ludziach, w których się wierzyło, w których widziało się tak dużo i broniło z całego serca. - wyznałam. - Najgorsze są kłamstwa, którymi jesteśmy karmieni przez ludzi, których kochamy i którzy mówią, że kochają nas.
Wstałam, owijając sie bardziej kocem i stając za Matthew. Odwrócił się i położył ręce na moich ramionach.
- Wiem, że rzadko to mówiłem ale naprawdę Cię kocham. - jego słowa wydawały się być szczere tylko czy na tyle bym naprawdę uwierzyła ?
- Możemy się umówić, że od tej chwili zaczynamy z czystą kartą? Żadnych klamstw, niedomówień. Tylko szczerość.
- Matt, ja nie chcę byś był ze mną z poczucia obowiązku. Nie chcę byś czuł się winny za to co się wydarzyło.
Pokiwał twierdząco głową a kącik jego ust nieznacznie drgnął w uśmiechu.
Objął mnie, głaszcząc moje włosy, a ja stałam nieruchomo, będąc w ramionach mężczyzny, którego kochałam bez pamięci. Moje serce wciąż się do niego wyrywało. Co innego rozum, który mnie stopował. I choć toczyłam wewnętrzna walkę, nie chciałam odpuszczać.
- Zacznijmy od nowa. - wyszeptałam. -  Z czystą kartą.
Odchyliłam się, spoglądając w niebiesko-szare oczy. Nasze usta złączyły się w pocałunku.
- Hej. Musicie to zobaczyć. - z magazynu wyskoczył Prank, przerywając nam.
Otarłam policzki i złapałam Mathhew za rękę.
- Czysta karta. - powiedziałam.
- Czysta karta. - powtórzył.
- Obiecuję, że kiedyś wybierzemy się wspólnie w ten rejs. - oznajmił zatrzymując się i tarasując mi drogę.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Naprawdę tego chciał, tak samo jak ja.
- Chodźcie, szybko. - pospieszał nas.
Weszliśmy po schodach prowadzących na niewielkie piętro magazynu, na którym znajdował się długi stół, mieszczący kilkanaście osób, krzesła i kilka tablic, na których przywieszone były kartki z zapiskami, zdjęcia i mapa.
- Spójrz. - Prank wskazał na leżąca na stole gazetę.
Na pierwszej stronie. Jej morderstwo opisali na pierwszej stronie. Wpatrywałam się w zdjęcie, na którym był piętrowiec ogrodzony policyjną taśmą. Mój dom. Zabrałam gazetę i zbiegłam po schodach, chowając się w kamperze, nie reagując na wołania Matthew. Zamknęłam drzwi, blokując je zamkiem. Usiadłam na łóżku, czytając artykuł. Nie mogłam uwierzyć w to co napisali. Ból, który palił mnie od środka, czytając każde kolejne zdanie. Wewnętrzny krzyk, którego nikt nie mógł usłyszeć. Rozwalone na kawałki serce, które ciężko było w tej chwili poskładać. Pustka, po stracie ukochanej osoby i świadomość, że już nigdy jej nie ujrzę. Nie usłyszę jej głosu, nie poczuję jej ciepła. Cisnęłam trzymaną w dłoniach gazetą i zsunęłam się z łóżka cały czas płacząc.
-  Lilianno? - usłyszałam głos Matthew ale nie odpowiedziałam.
Przyłożyłam ręce do ust, dalej pozwalając sobie na płacz. Potrzebowałam chwili dla siebie, by pobyć ze sama ze sobą.
Tak bardzo chciałabym dopaść tych wszystkich ludzi, którzy Jej to zrobili. Chciałabym, by zapłacili za krzywdę jaką wyrządzili mnie i moim siostrom.
- Lilianno. - Usłyszałam kolejny raz za drzwiami.
Powoli wstałam ocierając w pośpiechu łzy. Otworzyłam je, pozwalając mu wejść do środka, przecierając twarz z resztek łez. Matthew odwrócił mnie do siebie i mocno przytulił. Staliśmy tak dłuższą chwilę w milczeniu. Jego ręka gładziła moje włosy. Kilka minut w jego objęciach dodawało mi sił.
- Jeśli będziesz potrzebowała porozmawiać, zawsze jestem obok. - chwycił moją twarz w swoje dłonie.
- Zabrali mi ją. Matt, zabrali... - kolejny raz pozwoliłam sobie na płacz.
Nie wstydziłam się tego w jego obecności.
- Anioły są niewidzialne. Ale wiedz, że one istnieją. I ona jest teraz Twoim aniołem.
- Dasz nam chwilę ? - Luc stanął na stopniach kampera.
Matthew pokiwał głową i ucałował mnie w czoło.
Bracia minęli się i zostałam sam nam sam z Luc'iem.
- Bardzo mi przykro z powodu...
- Daruj sobie. Nie wiem co do mnie masz, ale nie musisz udawać, że Ci przykro. - przerwałam mu.
- Tak naprawdę to... - urwał w połowie zdania. - Naprawdę mi przykro.
- Dzięki. - odpowiedziałam nie wykazując większych chęci na rozmowę.
- Nie bierz tego do siebie. Nic do Ciebie nie mam ale uważam, że lepiej byłoby gdybyś wyjechała. - oznajmił i zniknął, zostawiając mnie samą.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 5 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Osądzeni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz