Minął tydzień od ucieczki Matthew z więzienia, a ja nie miałam od niego żadnej informacji. Codziennie oglądałam wiadomości w telewizji, chcąc dowiedzieć się czegoś nowego. Wyjścia były trzy. Nadal nie został schwytany, nie mają żadnego tropu, a on znajduje się już poza granicami Chicago. Złapali go i odwożą z powrotem do więzienia, dorzucając mu kolejne lata za ucieczkę. I ostatnie, o którym nie chciałam myśleć. Nie chciałam dopuścić do siebie tej najgorszej wizji.
Nie mogłam jeść ani spać. Snułam się po domu, szukając miejsca dla siebie. Moje myśli kotłowały się w głowie, serce robiło się coraz bardziej puste i zimne. Traciłam nadzieję, że jeszcze, kiedykolwiek go zobaczę. Miałam tylko nadzieję, że jeśli będzie w bezpiecznym miejscu, takim, gdzie nikt go nie znajdzie, da znać, bym się nie martwiła.
Wielokrotnie wracałam do otrzymanych od niego koników z origami, szukając namiastki podpowiedzi. Niektóre z nich były puste, inne zaś, miały krótkie zaszyfrowane zapiski.
- Co chciałeś mi przekazać? - zastanawiałam się, opierając o komodę.
Uniosłam twarz, spoglądając na wspólne zdjęcie.
Zdałam sobie sprawę, że to wszystko było spiralą kłamstw, która zaczęła odkrywać swoje karty.
Piękny sen, powoli zmieniał się w koszmar.
Matthew miał brata, o którym nawet nie wiedziałam. Zawsze milczał kiedy pytałam o rodzinę. Unikał tego tematu jak ognia. Czułam, że to drażliwy temat. Pewnie jeszcze o wielu rzeczach nie wiedziałam.
- Ale Ty głupia jesteś. Gość zwiał z więzienia, a Ty łudzisz się, że będzie próbował się z Tobą skontaktować. - powiedziała moja siostra, stojąc w progu.
Odwróciłam się w jej stronę i podeszłam do niej, patrząc głęboko w jej oczy.
- Odpuść i daruj sobie te zbędne komentarze. - ominęłam ją, nie chcąc dalej dyskutować.
- Dokąd idziesz? - zapytała mama, kiedy z kuchni zauważyła, że pośpiesznie zakładam buty.
- Muszę się przejść. - odpowiedziałam i chwyciłam w rękę bluzę wiszącą na wieszaku.
- Uważaj na siebie. - Mama podeszła do mnie i ucałowała w czoło, spoglądając z troską.
- Wiem, jesteśmy pod obserwacją. I On też to wie. -powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo, nie zerkając nawet w stronę Korneli.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że moja młodsza siostra mogła mieć rację. Musiałam wyjść przewietrzyć głowę od nadmiaru myśli. Kiedy znalazłam się już przed blokiem naszego mieszkania, rozejrzałam się niepewnie, dostrzegając zaparkowane po drugiej stronie ulicy auto, w którym siedziało dwóch mężczyzn. Założyłam kaptur na głowę, kierując się w stronę pobliskiego parku. Usłyszałam tylko trzask zamykających się drzwi. Wiedziałam, że będą mnie śledzić, sprawdzając dokąd idę.
Po drodze nie potrafiłam skoncentrować się na niczym innym jak tylko wydarzenia ostatniego tygodnia. Zaczęłam powoli gubić się w tym wszystkim, nie mogłam znaleźć odpowiedzi na zadawane w głowie pytania. Jedno z nich było najważniejsze. Dlaczego?
Idąc przed siebie czułam oddech obu mężczyzn na plecach, byli tuż za mną. Czułam oddech ich, ale nie tylko. Miałam wrażenie, jakby ktoś jeszcze mnie obserwował. Miałam nadzieję, że to Matthew. Takie rzeczy się czuję, kochając prawdziwie. Serce podpowiadało mi, że jest gdzieś obok.Siedząc na ławce w parku przyglądałam się naturze. Jesienna aura dawała się we znaki. Pomarańczowo-żółte liście spadające jeden po drugim z drzew tworzące kolorową ścieżkę. Słońce delikatnie wyłaniające się co jakiś czas zza chmur oświetlające w połowie łyse i rozczochrane drzewa. Powiew chłodnego wiatru, który raz po raz muskał po karku.
Roześmiane i pełne energii dzieci biegające po placu zabaw, ludzie przechadzający się kamiennymi dróżkami, a pośród tego wszystkiego ja. Zagubiona, pełna żalu i smutku, którego nikt nie był w stanie ukoić. Znalazł sposób, bym wpuściła go do swojego serca, znalazł sposób, by uciec z więzienia, ale nie znalazł sposobu, by dać mi, choć mały kawałek nadziei, że żyje.
Kilkadziesiąt minut spędzonych na ławce pozwoliło mi choć trochę otrzeźwić umysł,
Stwierdziłam, że czas, jednak wracać do domu. W drodze powrotnej postanowiłam wstąpić do sklepu. Wygrzebałam drobne z tylnej kieszeni spodni.
- Dzień dobry Lili. - Starszy mężczyzna stojący za ladą, przywitał mnie z uśmiechem.
- Dzień dobry. - odwzajemniłam uśmiech, zbliżając się. - To samo, co zawsze, poproszę. - Powiedziałam, kładąc na blat drobne.
Starszy Pan odwrócił się, biorąc z półki puszkę i położył przede mną moją ulubioną limonkową colę i czekoladki obok, które wyciągnął spod lady. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
- Nie dziś, mam tylko na napój. - wzdrygnęłam ramionami, trzymając ręce w tylnych kieszeniach.
- Spokojnie Lili, wszystko uregulowane. - puścił do mnie oczko, przysuwając bliżej puszkę i pudełko.
Nie kryjąc zaskoczenia zabrałam obie rzeczy.
- Dziękuję i do zobaczenia. - powiedziałam, odwracając się i otwierając drzwi.
W tym momencie wpadł na mnie młody chłopiec, a wszystko co trzymałam w rękach wypadło.
- Przepraszam.- wyznał przestraszony.
- Ej, dzieciaku, nic się nie stało. - oznajmiłam spokojnie, nachylając się, by pozbierać zakupy.
Chłopak zrobił to samo i wsunął mi w tenisówkę małą złożoną kartkę. Uniósł przy tym twarz, spoglądając na mnie i uśmiechnął się najszczerszym uśmiechem jaki przez ostatni czas widziałam.
Wstaliśmy a ja dostrzegłam jak naprzeciw, przy jednej z bram stoją mężczyźni, którzy mnie śledzili. Potargałam jego włosy i skierowałam się w stronę domu.- Wreszcie jesteś. - zatroskany głos mamy przywitał mnie od samego wejścia.
Moje usta ułożyły się w pół uśmiechu. Przeszłam przez korytarz, zaszywając się w swoim pokoju. Zdjęłam buty i wyciągnęłam małą kartkę. Rozłożyłam ją, moje oczy się zaświeciły, to było pismo Matthew.
"Przepraszam. Chciałem trzymać się z dala. Nie potrafię. Wciągnąłem Cię w bagno. Słyszę Twój głos. Każdej nocy. Jestem tuż obok. Dobrze wiesz. Wybacz mi. To tylko słowa. Gdziekolwiek będziesz. Ja też będę. Proszę wybacz mi."Czytając to, wiedziałam, że już kiedyś te słowa przeszły w mojej głowie.
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się i zobaczyłam w nich Kornelię.
- Puka się. - powiedziałam, nie kryjąc złości za jej wcześniejsze słowa.
Stała tak, machając kopertą, którą trzymała w rękach.
- Co tam masz ? - zapytałam ciekawa.
- Kiedy wyszłaś, kurier przyniósł..- nie przestawała wymachiwać.
- Pokaż. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Bilety na koncert Billy'ego Morrisa, na dziś wieczór. - zapiszczała radośnie, skacząc koło mnie. - Powiedz, że pójdziemy. - poprosiła błagalnym tonem.
- Ciii. - przyłożyłam palec do ust, nie chcąc, by ktokolwiek w domu nas usłyszał.
Billy Morris, nasz ulubiony piosenkarz, miał dzisiejszego wieczoru koncert w Chicago.
- Ale przecież wszystkie zostały wyprzedane i nie udało nam się kupić. - byłam lekko zdezorientowana.
- Przynieś mi jego ostatnią płytę. - poprosiłam, spoglądając na kartkę i dwa bilety.
Chwilę później Kori zjawiła się z nią koło mnie, chwyciłam ją w rękę, w drugiej cały czas trzymając liścik.
Moje serce przyśpieszyło, bilety, karteczka z tytułami piosenek. To była wiadomość od Matthew. Wiadomość na którą ostatnio czekałam z niecierpliwością.Kilka godzin później byłyśmy z Kornelią gotowe do wyjścia. Byłam szczęśliwa i zdenerwowana jednocześnie. Układałam sobie w głowie słowa, które chciałabym mu powiedzieć. Jeśli naprawdę miał zamiar tego wieczoru się ze mną spotkać, to chciałam wiedzieć wszystko, dlaczego uciekł i nie powiedział mi o tym. Dlaczego ukrywał brata. I czy to przez niego dał się wpakować do więzienia.
- Wychodzimy. - oznajmiłam rodzicom, zakładając na siebie skórzaną kurtkę i poprawiając włosy.
- Dokąd ? - dociekała mama.
- Idziemy na k..- Kornelia nie dokończyła bo nadepnęłam ją na stopę.
- Na karaoke. - wymyśliłam na poczekaniu.
Ojciec spojrzał na nas znad gazety, którą czytał. Mama chciała zadać następne pytanie ale pośpieszyłam siostrę i już po chwili drzwi od mieszkania zamykały się za nami.
- Słuchaj młoda, albo jesteś ze mną albo z nimi. - Zatrzymałam Kori. - Ojciec zachowuje się jakoś dziwnie ostatnio. A mamy nie chcę więcej martwić. Więc albo grasz ze mną w drużynie albo spadaj, hmm?
Kornelia pokiwała tylko głową na znak, że rozumie.
Po godzinie i czterdziestu minutach znalazłyśmy się w kolejce pod United Center. Wcześniej jednak musiałyśmy zgubić ogon, który wlókł się za nami. Pojechałyśmy do dobrze znanej nam knajpki, przebrałyśmy się i uciekłyśmy tylnym wyjściem, które nie było obstawione.
Czas w kolejce dłużył się niesamowicie a ja wiedziałam, że tylko minuty dzielą mnie od spotkania z Matthew.
Kiedy już udało nam się wejść do środka, moja siostra była podekscytowana koncertem swojego idola, mojego zresztą również. A ja niecierpliwiłam się, oczekując spotkania swojego ukochanego. Stałyśmy w tłumie, w samym środku hali. Światła zgasły, błysk rozświetlił się na scenie i pojawił się Billy Morris, witając wszystkich. Pisk i krzyk zgromadzonych ludzi tworzył atmosferę. Niepewnie rozglądałam się dookoła. Billy usiadł na wysokim krześle, chwycił w dłoń gitarę i przysunął mikrofon.
Rozbrzmiał pierwszy dźwięk, tak dobrze znałam słowa piosnki, którą właśnie zaczynał grać.
"Gdy robi się ciężko a wiesz, że czasem może być. Trzymaj mnie blisko. Przysięgam, że zawsze będę obok a Ty nigdy nie będziesz sama."
Nuciłam ze wszystkimi, czując na swoich plecach czyjeś ciepło.
Jedyna rzecz, która może nas uleczyć to miłość " usłyszałam jak ktoś szepcze mi do ucha.
Odwróciłam się, spoglądając w oczy osobie, która to zaplanowała.
- Cześć. - Wyczytałam z ruchu jego ust.
- Matthew...
CZYTASZ
Osądzeni
RomanceZnasz to uczucie kiedy czas ucieka Ci jak piasek przez palce, a Ty gonisz za tym, by most po którym biegniesz jeszcze się nie spalił, za to żeby spalił się za osobami, które próbują Cię dogonić. Ostatnim tchem próbujesz biec jak najszybciej, by znal...