Od "Afery", do...

8 0 0
                                    

Pewnego sobotniego wieczoru "wylądowałem" we wrocławskim lokalu"Afera", na cyklicznym spotkaniu klimatycznej braci. Potrzebowałem takiego "wypadu" jak ryba wody. Pobyć z ludźmi podobnymi do mnie, z ciekawymi spojrzeniami na klimat i nie tylko. To była okazja, której nie mogłem przegapić.

Już od progu czułem dreszczyk emocji, który towarzyszył, przy schodzeniu na niższą, podziemną kondygnację, zarezerwowaną na imprezę klimatyczną. Przede mną rozpościerała się nieznana rzeczywistość, pełna niezwykłych ludzi (rzeczywistość, a net to duuuża różnica) i nieoczekiwanych doświadczeń. Moje pierwsze spotkanie - "pierwsze koty za płoty" - okazało się być od razu fascynującą przygodą. Ciekawi ludzie, wspaniałe wrażenia, nowe, interesujące znajomości... Niby "zwykłe spotkanie", a jednak potrafiło naładować akumulatory na bardzo długo i otworzyć umysł na nowe spojrzenia. Chociażby na kwestię "switch";)

Kiedy zeszłem już na dół, poczułem, jakby świat wokół mnie nabrał intensywniejszych barw. Ludzie, którzy tu byli, emanowali energią, a ich różnorodność sprawiała, że atmosfera była wręcz namacalna. Lubię takie wyzwania i nie tylko takie. Powoli, wraz z oswojeniem się z otoczeniem i poznawaniem nowych ludzi, towarzyszący mi lekko stres zaczął ustępować miejsca ekscytacji. Wieczór zapowiadał się (i był) bardzo interesująco!

Na stole kusząco prezentowały się słodkości w postaci tortu na ponętnej, żywej "tacy". W końcu, to była impreza urodzinowa/rocznicowa. Miła obsługa w osobie sympatycznej Sissy Maid, ubranej w seksowny fartuszek, na szpilkach, dodawała całemu wydarzeniu odrobiny pikanterii. Widziałem, jak niektórzy goście, z lenistwa lub lekkiego skrępowania, nie decydowali się na konsumpcji "bezpośrednio" z "tacy", ograniczając się do delektowania się pysznym tortem z... Tradycyjnych talerzyków. To tylko jeszcze bardziej pobudziło moją wyobraźnię jako dominującego fetyszysty. Zastanawiałem się, dlaczego różne okoliczności nie pozwoliły mi poznać tego towarzystwa wcześniej. Ale przecież "lepiej późno niż wcale", jak mówi stare powiedzenie.

W miarę upływu czasu, rozmowy stawały się coraz swobodniejsze, a śmiech wypełniał przestrzeń. Każda nowa znajomość przynosiła ze sobą nowe pomysły, inspiracje i możliwości. Wspólnie dzieliliśmy się doświadczeniami, przemyśleniami, a także marzeniami na przyszłość. Ważne było, że znów miałem ochotę do działania i kilka nowych pomysłów w głowie, a przy okazji mogłem obejrzeć i przetestować kilka "nowości sprzętowych", wykonywanych własnoręcznie przez jednego z moich nowych znajomych.

Intrygująca była świadomość, że piętro wyżej,na "standardowym"poziomie toczy się równocześnie zwyczajne, weekendowe, klubowe życie. Gra muzyka, leją się trunki, też słychać śmiech i gwar. Idealna symbioza dwóch jakże różnych światów. Tylko czy naprawdę tak różnych?

Cały Pasaż Nieopolda był swego czasu fajnym miejscem, z mnóstwem klubów i barów. Teraz po ostatnich wydarzeniach zyskał negatywną sławę, jednego z najniebezpieczniejszych miejsc we Wrocławiu. A szkoda. Lubiłem to miejsce. Cykliczne imprezy klimatyczne, organizowane przez dobrych znajomych z Kinky Wrocław cieszyły się w "Aferze" dużym zainteresowaniem, ale według mnie, jeszcze większym zainteresowaniem cieszyły się te, organizowane swego czasu (przed pandemią) w Ciemnej Stronie Miasta. Uwczesnym Pubie dla motocyklistów. Przeniesienie ich z "Afery", w to miejsce było strzałem w dziesiątkę. Cały podziemny klub do dyspozycji, super atmosfera, ciekawe pokazy, swoboda, przyjazna obsługa, to wszystko działało jak przysłowiowy magnes. Uwielbiałem tam zaglądać w te cykliczne sobotnie wieczory.

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
Grono "stałych bywalców", organizatorów się rozproszyło, wyjechało z Wrocławia, okolic, a nawet Kraju. Inni przestali się już tak intensywnie udzielać towarzysko, poświęcając czas rodzinom, pracy zawodowej, innemu hobby. Osobiście też w pewnym momencie przestałem bywać na wszelakich wrocławskich imprezach klimatycznych.

Częściej można mnie było spotkać na meczach siatkarskich, kibicującego swojej ulubionej, lokalnej drużynie kobiet, niż na imprezie klimatycznej.
Eskplorowałem indywidualnie, a raczej w parze ten intrygujący świat.

Jak min. z tą uroczą równolatką z zamiłowaniem do lania na goły tyłek ;-) Ciekawą partnerką do interesujących rozmów na każdy temat, spędzania miło czasu i to co oboje lubimy ...Delektowaniem się spankingiem i ogolnie pojętym fetyszem. Halloween wtedy miał dla Mnie smak Cydru z gruszką, oraz Tiramisu, skonsumowanego także z Jej smukłego ciała. Zawsze będzie się już kojarzył z widokiem Jej lekko zawstydzonej miny, gdy na osiedlowym skwerze, miejscu naszego spotkania, dyskretnie zmagała się z niesfornymi, opadającymi pończochami, gdyż w pośpiechu zapomniała założyć pas do pończoch, już leżącej na sofie w salonie, zadowolonej, z uśmiechniętą twarzą, chociaż pośladki były czerwone, gorące i obolałe od tawse, oraz szpicruty, a przede wszystkim z rozmowami do rana dwójga osób, znających się nie dopiero kilka tygodni, a już ... Lata całe.

Urzekała mnie intrygującą elegancją na spotkaniach. Obowiązkowo spódnica, pończochy, obcas, nigdy spodnie, czy skarpetki. Zawsze ten cudowny, uroczy uśmiech, mimo że jędrny, kuszący tyłek często płonął żarem, a oczy się szkliły od łez. Pragnęła tego, a Ja mogłem i zaspokajałem Jej pragnienie zdyscyplinowania. Prowadziliśmy swoistą grę erotyczną, pełną autentycznych emocji, subtelności, a czasem i szorstkości, oraz surowości. Spalaliśmy się emocjonalnie na popiół, by z tego popiołu jak Feniks powstawać. Na końcu wyczerpani psychicznie, emocjonalnie, ona często też fizycznie, ale zawsze zrelaksowani, odprężeni, zadowoleni.

Powoli znów zaczyna mi brakować,
tych wspólnych chwil, nowych odkryć, oraz niezapomnianych emocji, które tylko takie spotkania potrafią przynieść...
Lecz ostatnio we Wrocławiu i okolicach jest deficyt na dobre imprezy klimatyczne, na tzw poziomie. A duża kasa za wstęp nie zawsze gwarantuje odpowiedni poziom. Jak mawiał jeden z moich znajomych...

-Jak będę chciał obejrzeć przedstawienie, to wybiorę się do Teatru Polskiego, albo Teatru Muzycznego Capitol, a nie do klubu na sztywne imprezy.

Z wiekiem, coraz częściej przyznaję Mu rację. Może stałem się jak On, wybrednym hedonistą? Tyczy się to też indywidualnych znajomości. Ciężko w dzisiejszych czasach poznać kogoś konkretnego, trzeźwo myślącego, nie "skażonego" przez lektury typu "Twarze Greya."

Przyznaję się. Nie czytałem książki, nie oglądałem filmu, ale widziałem "ofiary" zawartego w niej obrazu Bdsm, tak bardzo oderwanego od rzeczywistości, a w ciemno przyswajanego przez czytelników, nie odróżniających fikcji literackiej od rzeczywistości. To temat na inny rozdział.

Może uznasz czytelniku, że marudzę. Możliwe, seniorzy czasem tak mają, wszak dobijam do półwiecza:-)

ODCIENIE SZAROŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz