Czarne Chmury, cz. 3

12 4 13
                                    

Katashi nie lubił sposobu, w jaki brat odnosił się do syna. Zdawało mu się, że wręcz karze go za jego kolor. Jednak mimo złośliwego tonu ojca chłopiec kiwnął głową, a jego mina stała się jeszcze poważniejsza. Zdawało się, że został nauczony bezwzględnego posłuszeństwa.

- Panie Mizushima! Jesteśmy gotowi!

Doktor usłyszał za sobą wyczekiwane i znienawidzone jednocześnie słowa. Obrócił się akurat w momencie, kiedy trzeci mężczyzna jęknął podnosząc się i na powrót klęknął na jedno kolano. Bracia stali niedaleko zbiornika, więc słyszeli, jak ten otyły spytał kolegę, jak się czuje, starając się jednocześnie pilnować amperomierzy obu zbiorników.

- N-nie czuję się najlepiej... - jęknął użytkownik Wody.

Spróbował powoli wstać. Zatoczył się kilkukrotnie i w końcu poczłapał na bezpieczną odległość, gdzie usiadł na ziemi uginając kolana.

- Nie przywykłem jeszcze do bycia katalizatorem bez bezpośredniego kontaktu. Do tego filtrowanie wody - westchnął.

Faktycznie, skórę miał ubłoconą, a z nosa dodatkowo sączyła się krew. Odchylił się do tyłu, kładąc się na plecach.

- Chyba osiągnąłem limit swoich możliwości. Umieraaam...

Katashi obserwował ich w milczeniu. Był wdzięczny, że tyle dla niego robią, że dla niego walczą z własnymi ograniczeniami. Uważał całą trójkę za cholernie dobrych i wartościowych pracowników, choć nigdy im tego nie mówił. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer.

- Parę osób teraz wyjdzie - rzucił krótko, gdy odezwał się głos z drugiej strony, i od razu się rozłączył.

Po kilku sekundach usłyszał jak otwierają się ciężkie wrota. Mężczyzna kiwnął na troje przyjaciół, żeby odeszli, ku ich wielkiej uciesze. Byli to jedyni ludzie oprócz rodziny, których cenił. Dwoje z nich podniosło się z ziemi tak żwawo, jak tylko byli w stanie. Choć i tak wydawało się trochę zbyt żwawo jak na donośność ich lamentów.

- Zobaczymy się po drugiej stronie. Adios amigos! - Trzeci zasalutował kolegom na pożegnanie.

- Ale... Arito, ty nie idziesz? - Psychik uniósł głos niemal do krzyku.

- Dlaczego, panie Mizushima?! - trzeci podbiegł do doktora.

Zanim Katashi zdążył coś powiedzieć, usłyszał głos szatyna. Brzmiał jakby kamień spadł mu z serca.

- Bo widzicie, mój czas się już skończył. Prawda jest taka, że wolę umrzeć tu i teraz. W trakcie akcji, jak bohater. Nie we śnie czy w szpitalu, nie będąc nawet w stanie samodzielnie podetrzeć sobie tyłka. Praca z wami pod dowództwem pana Mizushimy była dla mnie zaszczytem. To były moje najpiękniejsze lata. Dziękuję. No, idźcie już, bo się rozpłaczę.

- O matko...

Doktor usłyszał za sobą zażenowany głos brata. Sam też kilkukrotnie przewrócił oczami. Nie lubił takich ckliwych pożegnań ani fałszywej dramaturgii. Zwłaszcza jak ktoś udawał nonszalancję, jak właśnie ten otyły w tej chwili. Dopiero w ostatnim zdaniu oderwał wzrok od swoich pokręteł i dźwigni, by w końcu spojrzeć na przyjaciół.

- Starczy już tego, moja cierpliwość ma swoje granice. Wynoście się stąd zanim zmienię zdanie! - naukowiec warknął, pokazując palcem na drzwi.

Po kilku kolejnych, nieudanych próbach pozostała dwójka w końcu skierowała się do wyjścia, choć musiało im być ciężko zostawić upartego przyjaciela. W końcu głośny szczęk drzwi uświadomił doktorowi, że nadszedł najwyższy czas by wziąć się do roboty.

KTM - Klucz do Umysłu: Raport Mizushimów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz