Rozdział 2 - Czerwona Wstęga

41 6 0
                                    

Obudziłam się słysząc głosy wokół mnie, nie mogłam się ruszać wszystko mnie bolało. Otworzyłam oczy, znajdowałam się w jakimś namiocie, zaczęłam panikować. Gdy do namiotu weszła Clayton i chłopak z ciemno brązowymi włosami, ubrany w jasno niebieską bluzkę z długim rękawem i jeansowe spodnie, spoglądał na mnie nie ufnym wzrokiem.

"Widzę że już nie śpisz, ku mojemu zdziwieniu dobrze znosłaś upadek." Powiedziała Clayton.

Powoli usiadłam i ujrzałam bandaże na moich ramieniach, mój tors też był zabandażowany, od razu zrobiłam się cała czerwona.

"To tylko zadrapania, nie martw się. Muszę ci kogoś przedstawić." Wskazała na chłopaka. "To Joseph, mój brat."

Zdziwiłam się nie wyglądali jak rodzeństwo.

"Gdzie ja jestem?" Spytałam kiedy oni rozmawiali.

"Jesteś w obozie Czerwonej Wstęgi." Odparła poważnie. "Oddział Feniksa."
Dodała.

"Czym jest Czerwona Wstęga?" Spytałam kompletnie nie wiedząc o co jej chodzi.

"Jest to organizacja pomagająca ludziom ubogim, oraz gromadząca ludzi którzy są gotowi pomóc. Jesteśmy przeciw ludzią którzy pławią się w luksusach gdy inni obok cierpią." Wyjaśniła.

"Co w takim razie ja tu robię?"

"Potrzebujemy medyków, jak słyszałam nie słyniesz tylko z tańca ale też z umiejętności pomocy chorym i rannym."

"No tak." Powiedziałam z ręką na karku. "Ale skąd o mnie wiesz?" Spytałam.

"Już dawno miałam cię zwerbować i teraz dostałam taką okazję." Powiedziała i podeszła do wyjścia. "Ubierz się, ubrania leżą na stole" Wyszła wraz z Josephem.

Wstałam i podeszłam do stołu, na którym leżały złożone; biała koszulka, bielizna tego samego koloru, jasno brązowe spodnie i kremowa narzutka. Gdy tylko się ubrałam wyszłam z namiotu i ujrzałam dość dużą gromade ludzi pracujących wspólnie.

"Rose." Powiedziała Clayton.

Lekko się przestaszyłam, lecz zwróciłam się do niej.

"Widzę że podziwiasz naszą współpracę." Dodała z uśmiechem

Była wyższa niż ja o głowę, gdy myślałam że jest mężczyzną nie przeszkadzało mi to lecz zaczęło.

"Musisz się czegoś nauczyć." Zaczęła. "Przydział i powinność sugeruje kolor. Jest nas tak dużo że trudno znać wszystkich, więc stworzono ten system. Osoby w białych i kremowych ubraniach tak jak twoje są medykami."

Rozejrzałam się, miała rację nie było tu dużo takich osób.

"Osoby w czarnych i granatowych ubraniach to wojownicy, oni zazwyczaj zajmują się walką gdy jest to potrzebne, oraz to oni zbierają pieniądze bądź inne dobra. Osoby w odcieniach szarego to dyplomaci, zazwyczaj przypada jeden na oddział choć bywa różnie. Osoby w odcieniach zielonego zajmują się zaopatrzeniem, osoby które się tu znajdują oddają wszystko co tylko mogą aby pomóc innym. Odpowiedzialność za wszystkich członków oddziału spływa na dyplomatów."

Zaczełam rozglądać się po obozie, najwięcej było osób ubranych w kolor czerwony, potem w czarny i granatowy, zabiegane osoby w zielonym, trochę osób w białym oraz kremowym. Zaczęłam szukać szarego,gdy zauważyłam że Clayton ma ciemno szary płaszcz.

"Ty jesteś dyplomatą?" Spytałam.

"Tak." Odpowiedziała.

"A kim są osoby w czerwonym?"

"Oni zajmują się dostarczaniem zebranych funduszy do potrzebujących i ogólnym pomaganiem takim osobą."

"A kim jest Joseph?"

"Joseph jest moim zastępcą jakby coś się ze mną stało. Choć niezbyt mu się to podoba. Dobra, jutro wyślę cię na praktyki do jednej z naszych pielęgniarek i zaczniesz nam pomagać."

Pokiwałam głową.

"Dobrze możesz teraz zapoznać się z resztą obozu. Musisz mi wybaczyć ale mam dużo spraw na głowie. Wszystkiego dowiesz się od Kay, jej kolor to czarny." Powiedziała odchodząc.

Westchnęłam, co miałam zrobić? Zaczęłam szukać Kay. Błąkałam się po obozie, gdy nagle wpadłam na blond włosego chłopaka. Ubrany był w brązowy bezrękawnik, białą koszulę i jeansowe spodnie.

"Przepraszam." Powiedziałam.

"Nic nie szkodzi." Odparł uśmiechając się. "To również moja wina."

Przez chwilę staliśmy w miejscu i patrzyliśmy się na siebie, gdy postanowiłam zadać mu pytanie.

" Jaką funkcje sprawujesz? Wybacz ale twoje ubrania nie pasują do żadnej grupy."

Zaśmiał się. " Nie należę do Czerwonej Wstęgi, jestem tylko ich podopiecznym, podróżuje z nimi aby zobaczyć świat i od czasu do czasu im pomagam ale nie podlegam hierarchii, ani nikomu."

"W takim razie przepraszam za pytanie."

"Nic nie szkodzi." Uśmiechnął się. "Jestem Nariss, a ty?"

" Rose, och wybacz ale muszę już iść, szukam pewnej osoby."

"Czekaj, kogo szukasz?"

"Kay."

"Zaprowadzę cię."

"Możesz? "

"Oczywiście akurat miałem do niej iść."

Zaprowadził mnie do czarnego namiotu, gdzie ujrzałam czarno włosą kobietę w czarno czerwonym ubraniu, która rozmawiała z jakimś mężczyzną.

"Tak już się nie mogę doczekać." Powiedziała.

" Kay, ktoś do ciebie." Przerwał jej Nariss.

Wyjeła papierosa. "Jeszcze masz czelność do mnie przychodzić?" Dmuchneła mu dymem w twarz.

Nariss zatkał nos." Rose to Kay, jest ona jedną z niewielu osób które służą fundacji i zostały przy swoim starym życiu."

"Sam nie jesteś lepszy, ja przynajmniej nie daje się nańczyć przez fundacje." Zwróciła się do mnie. "Ty jesteś Rose? Dostałam informacje o tobie."

"Miło mi, Clayton mówiła że..." Zaczełam.

"Że mam cię oprowadzić po obozie." Powiedziała i podeszła do mnie, złapała mnie za podbródek i zwróciła moją twarz do swojej. "Taka piękna, młoda, niewinna też kiedyś taka byłam." Puściła mnie.

"Co się stało? "

"Poznałam Xaviera" Dodała po czym podeszła do wyjścia. "Na co czekasz?"

Meżczyzna z czarnymi włosami i percingiem na twarzy oraz ubrany w podkoszulek i bokserki podszedł do Kay i objął ją.

Podeszłam do wyjścia, Kay przytrzymała dla mnie drzwi. Gdy byłam na zewnątrz, Nariss pobiegł do niej i coś jej wyszeptał. Wyglądała jakby chciała go uderzyć, lecz po chwili wyszła z namiotu zostawiając Xaviera i Nariss. Resztę tego dnia zwiedzałam obozowisko i poznałam paru ludzi.

LastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz