Rozdział 5 - Plan

18 3 0
                                    

Rano gdy wstałam ubrałam się i wykonałam inne poranne czynności. Po czym wyszłam z pokoju, na korytarzu nikogo, nie znalazłam więc zeszłam na dół, nagle usłyszałam głos za sobą.

"Panienko." Odwróciłam się i ujrzałam Davida. "Matka chciałabym widzieć cię na wspólnym śniadaniu."

"Dobrze, gdzie się ono odbywa?" Spytałam.

"Pozwól że cię zaprowadzę."

Szliśmy w kompletnej ciszy, nagle otworzył dla mnie drzwi do jadalni, gdzie ujrzałam Cynthie, Aarona, Josepha, Clayton i paru nieznanych mi ludzi.

Cynthia odwróciła głowę w moją stronę. "Cieszę się że jesteś, proszę usiądź."

Zajęłam jedyne wolne miejsce przy stole, które znajdowało się pomiędzy Clayton a Aaronem.

"Erwin, Cordelia, Lethe to jest panienka Rose Davis." Przedstawiła mnie Cynthia.

Kobieta w jasno różowym ubraniu wstała i ukłoniła się. "Miło mi, jestem Lethe zastępczyni oddziału Gryfów."

Następnie podniosła się druga kobieta z dość krótkimi brązowymi włosami zaczesanymi do tyłu oraz ubrana na czarno. "Cordelia! Zastępczyni oddziału Smoka."

Blond włosy mężczyzna spojrzał na mnie chłodno po czym wstał. "Erwin Collins Dyplomata oddziału Smoka." Ubrany był na szaro lecz pojedyńcze elementy jego ubioru były zielone.

"Miło mi was poznać." Odparłam również wstając i wykonując ukłon.

"Pewnie zastanawiacie się dlaczego życzyłam sobie was tu wszystkich zobaczyć." Powiedziała nagle Cynthia.

Wszyscy spojrzeli na nią zdezorientowani.

"Pewnie niektórzy z was wiedzą że głowa rodziny Davisów wciąż szuka panienki Rose." Zaczeła. "Musimy wykorzystać okazję złapania go, gdyż w przyszłym tygodniu odbędzie się przyjęcie w posiadłości ojca Rose." Zwróciła się do mnie. "Panienko czy zechciałabyś nam pomóc?"

Clayton z hukiem wstała od stołu.
"Matko jak możesz rządać od niej coś tak radykalnego!?" Zapytała oburzona. "Joseph powiedz coś."

"Proszę uspokój się." Jej brat chwycił ją za ramię. "Usiądź."

Clayton spojrzała w moją stronę szukając ze mną kontaktu wzrokowego, gdy wkońcu go znalazła opuściłam wzrok po czym odwróciłam się do Cynthii.

"Pomogę wam." Odpowiedziałam stanowczo.

Clayton powoli znów zajęła swoje miejsce. Na reszcie spotkania omówiliśmy plan. Po około godzinie wyszliśmy z jadalni. Clayton postanowiła do mnie podejść.

"Jesteś pewna?" Spytała

"Tak, wiem że mój ojciec robi źle i trzeba mu przeszkodzić." Odparłam.

Uśmiechneła się do mnie smutno. "Wiesz że nie musisz nam pomagać."

"Wiem."

Już miałam odejść gdy usłyszałam to słowo z ust Clayton. "Przepraszam."

Zdziwiona spojrzałam na nią.

"Przepraszam za wczoraj." Powtórzyła. " Jeśli chcesz po misji możesz nas opuścić i o mnie zapomnieć."

Uśmiechnełam się i podeszłam do niej, obejmując ją. "Nie chce, jesteś specjalna nie tylko dla mnie ale i też dla tych ludzi."

Poczułam jak jej ramiona odwzajemniają uścisk. Po paru chwilach puściłyśmy się.

"Cieszę się." Odparła.

'Clayton! Clayton!' Usłyszałyśmy krzyki.

"Ops! Wybacz muszę iść." Powiedziała i pobiegła w kierunku z którego dochodziły krzyki. Czemu znów czuje się tak lekko? Ehh nieważne. Zaczełam iść przed siebie gdy zobaczyłam dwóch mężczyzn, chłopak z lokami koloru platynowego blondu i ubranego w ciemno zielony strój wyrywał się dużo starszemu ciemno włosemu mężczyźnie w czarnych ubraniach.

"Mówię ci że to ona." Powiedział blondyn kierując swój wzrok w moją stronę.

"Ubzdurałeś sobie coś." Odparł brunet z zarostem, który również spojrzał się na mnie. "Hej Panienko"

Podeszłam do nich. "Tak?"

"Czy twoje imię to nie przypadkiem Rose Davis?" Spytał mężczyzna.

"Tak to ja."

"A nie mówiłem." Dodał blondyn, który uwolnił się z uchwytu swojego kolegi i podszedł bliżej do mnie. "Wiele o tobie słyszałem Rose, nazywam się Max." Spostrzegłam ciemno zielone oczy chłopaka.

Drugi mężczyzna powoli podszedł i ucałował wierzch mojej dłoni. "Miło mi, proszę mów mi Harry."

"Mi również miło." Odparłam.

Nagle poczułam czyjąś dłoń, która łapie za moją, odwróciłam się i ujrzałam Josepha.

"Dobrze wkońcu cię znalazłem." Powiedział ciągnąc mnie w przeciwnym kierunku od Maxa i Harrego.

"Hej, czy to tak ładnie odbierać nam naszą towarzyszkę rozmów?" Zapytał Harry.

"Ona nie ma z wami o czym rozmawiać." Odparł Joseph mierząc Harrego wzrokiem, po czym zaczął mnie ciągnąć za sobą.

Gdy byliśmy dostatecznie daleko puścił moją dłoń.

"Nie zadawaj się z nimi." Powiedział.

"Dlaczego?" Spytałam.

"Nie wolno im ufać, nie wiadomo co ci mogą zrobić." Odparł odchodząc.

Opuściłam ramiona które nawet nie wiedziałam że mam spięte i westchnęłam. Czemu mi pomógł, nawet nie wiedziałam że tam jest. Weszłam do swojego i rzuciłam się na łóżko natychmiastowo zasypiając

LastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz