Rozdział 7 - Strata i zysk

17 2 0
                                    

Nie... Nie, nie wierzę w to co słyszę...
"Clayton... Ona nie żyje?" Zapytałam Cynthie ze łzami w oczach.

"Niestety..." Odparła, po chwili kładąc dłoń na moim ramieniu. "Jutro odbędzie się pogrzeb, proszę przyjdź ją pożegnać."

Wstała i wyszła, kiedy ja siedziałam na łóżku zapłakana. Nie mogę uwierzyć że taka silna kobieta jak Clayton...
Następnego dnia oglądałam jej czarno-biały portret wystawiony przy jej trumnie. Po krótkiej mszy wszyscy obecni mogli się po raz ostatni pożegnać z Clayton... Była taka spokojna... Jej skóra była strasznie blada jedyna rzecz która się w niej nie zmieniła to jej bordowe włosy związane z tego samego luźnego kucyka. Po powrocie do centrali, w drodze do mojego pokoju spotkałam Josepha.

"Przykro mi..." Powiedziałam.

"Nie trzeba." Odparł niewzruszony

"Ale przecież twoja siostra odeszła..."

"Widocznie odeszła bo taki był jej los."

Usłyszałam głośne płaski, nawet nie spostrzegłam że spoliczkowałam Josepha, moje oczy były pełne łez.

"Jak możesz!" Krzyknęłam na niego, kiedy on trzymał się za policzek i patrzył się na mnie chłodno.

Pobiegłam do swojego pokoju, gdzie zamknęłam się na klucz.

~*~

Minął tydzień, od tamtego wydarzenia nie jadłam ani nie wychodziłam z pokoju. Paru ludzi już tu było aby pytać się jak się czuję lecz kazałam im odejść. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

"Rose proszę otwórz." To był głos Josepha.

"Nie, śmierć twojej własnej siostry cię nie obchodzi... Daj mi umrzeć w spokoju!" Krzyknęłam

Usłyszałam jak kroki oddalają się w szybkim tempie, już miałam się rozluźnić gdy znów usłyszałam kroki i zobaczyłam jak otwierają się drzwi, Joseph powoli wszedł do pokoju.

"Przyszedłeś żeby patrzeć jak umieram?" Spytałam z łzami w oczach.

"Przyszedłem ci pomóc." Odparł.

Tak bardzo się skupiłam na tym żeby mnie zostawił że nie zauważyłam jak wniósł ze sobą tace z jedzeniem, którą położył obok mnie.

"Nie mógłby pozwolić ci umrzeć." Dodał smutno.

Wziął widelec w rękę i zaczął mnie karmić. Nie chciałam żeby to robił, lecz nie miałam siły uciekać więc dałam się nakarmić i napoić.

Gdy już skończyło się jedzenie, odłożył tace i przez chwilę patrzył na mnie, ja skierowałam swój wzrok na podłogę.

"Już lepiej?" Zapytał.

"..." Odpowiedziałam mu ciszą.

"Spójrz na mnie."

"Spójrz na mnie." Powtórzył łapiąc mnie za podbródek i skierował mój wzrok na niego.

"Tak." Odparłam cicho.

Joseph wstał i podał mi dłoń, na początku nie chciałam korzystać z jego pomocy, lecz gdy zaczełam wstawać prawie bym upadła gdyby nie jego dłoń. Powoli prowadził mnie przez pokój, podtrzymując mnie swoim lewym ramieniem, które spoczywało na mojej talii gdy moje ramię ułożyłam na jego barkach.
Z

aprowadził mnie do najbliższego lustra, przez chwilę zastanawiałam się czy ta osoba w odbiciu to naprawdę ja; blada, strasznie wychudzona ale jednak miała te samą czarną sukienkę, te same włosy i oczy.

"To nie tak jak myślisz." Zaczął Joseph.

Spojrzałam na niego

"Nie chodziło mi o to że Clayton była dla mnie nieważna, takie było jej przeznaczenie." Wyznał.

"Co?" Odparłam.

"Gdy byliśmy mali nasz ojciec mówił nam że oboje polegniemy, ponieważ nie jesteśmy dostatecznie dobrzy. Clayton przewidział że zginie za ukochaną osobę. Ona nie chciała w to wierzyć lecz uwierzyła, od tamtej pory nie miała przyjaciela ani partnera."

"Och"

"Ale zjawiłaś się ty i żeby cię zrekrutować musiała się z tobą zaprzyjaźnić, mówiła mi że to jej się nie podoba lecz... Tak dopełniła swoje przeznaczenie. Uwierz mi nie chciała cię zostawiać."

Dłużej nie mogłam powstrzymać łez.

"Jej ostatnim życzeniem było abym cię chronił." Dodał wycierając dłonią łzy z moich policzków.

Przez następne dni spędziłam czas z Josephem, mimo iż Clayton odeszła cieszyłam że ktoś przy mnie jest.
Dzisiaj za to powiedział że ma niespodziankę, zamknęłam oczy tak jak mi kazał i zaczął mnie prowadzić.

"Otwórz oczy." Powiedział wciąż trzymając mnie za dłoń.

Gdy otworzyłam oczy ujrzałam brązowo włosą kobietę z tym samym kolorem oczu, ubraną w białą suknie sięgającą do podłogi.

"Rose?" Spytała.

Znałam ten głos to była moja...

"Mama?" Odparłam.

"Tak." Odpowiedziała z łzami w oczach.

Popedziłyśmy w swe ramiona.

"Boże jak ty urosłaś." Powiedziała, łzy spływały jej po policzkach. "Przepraszam że cię zostawiłam."

"Myślałam że nas zostawiłaś dlatego że mnie nie kochałaś." Odparłam zapłakana.

"Jak mogłabym..."

Gdy wkońcu puściłyśmy się, odwróciłam się do Josepha, który lekko się uśmiechał. Gdy tylko zauważył że patrzę się w jego stronę, odwrócił wzrok zawstydzony.

Następnego dnia wyjawił mi że nie umie tańczyć, byłam zaskoczona. Zabrałam go do jednego z wielu niezajętych pokoi w całym budynku. Pokój był prosty, podłoga była drewniana, na jednej ścianie wisiało lustro na całej jej szerokości.
Stanęliśmy na środku pokoju, swoją prawą dłonią sięgnęłam po jego lewą, gdy moją lewą dłoń położyłam na jego ramieniu.

"Połóż swoją prawą dłoń na mojej talii." Powiedziałam.

Joseph zrobił tak jak mu powiedziałam i powoli zaczęliśmy tańczyć, bardzo dobrze mu szło.
Lecz nagle coś sobie uświadomiłam.

"Joseph pamiętasz jak mówiłeś o przeznaczeniu Clayton.?" Spytałam.

"Tak." Odpowiedział.

"To jakie jest twoje?"

"Będę musiał patrzeć jak wszystkie osoby na których mi zależy umierają, ale nie bój się, nie pozwolę ci umrzeć."

LastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz