Rozdział 5

858 47 2
                                    

Wracam do domu i myślę tylko o tym, że nie chcę nikogo po drodze spotkać. Tym bardziej nie chcę, żeby w moim domu ktoś był. Pragnę tylko wejść do domu, pójść do swojego pokoju i położyć się. Leżałabym tak do samego rana. Wypłakałabym się w poduszkę tak jak nigdy w życiu. Idę przez park. Widzę parę siedzącą na ławce. Całują się. Czy tylko ja mam takie problemy, a inni żyją jak w bajce? Przyśpieszam kroku. Biegnę. Pragnę tylko mojego łóżka. Wbiegam do domu. Na moje szczęście nikogo nie ma. Idę do mojego pokoju i rzucam się na łóżko. Teraz nie obchodzi mnie już nic.
***
Dwie godziny później budzę się. Pewnie przysnęłam. Na krześle przy biurku siedzi mój brat i czyta coś. Nie, kurwa wziął mój telefon.
- Widzę, że coś ci jest. Źle się czujesz czy co? - pyta mnie
- Chodzi o Liam'a. Matt, nie chcę o tym gadać. - odpowiadam
- Jak tylko go spotkam to będzie biedny. Tak samo ta jego sztuczna buźka, tak mu ją zniekształcę, że zobaczy.
- Błagam, odpuść. - mówię
- Dobra, nic nie zrobię. Jak będziesz chciała pogadać, to jestem w swoim pokoju.
Wyszedł z mojego pokoju. Na szczęście za godzinę ma przyjść Niall. W końcu będę mogła to z siebie wyrzucić. On umie pomagać ludziom, powiedzmy. Schodzę z łóżka i kieruję się w stronę łazienki. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, widzę potwora. Szybko zmywam makijaż. Dobrze, że nie zaszłam tak na dół, bo jakby mama albo tata mnie zobaczyli to od razu byłyby te 'niezbędne' pytania. Kiedy wyglądam jak człowiek schodzę na dół. Idę do kuchni zrobić sobie kanapkę, bo zjadłsm w szkole tylko pół obiadu. Kiedy już na talerzu mam kanapkę siadam na kanapie i włączam telewizję. Po długim przełączaniu kanałów trafiam na jakąś komedię. Dobrze, że to nie jest jakieś romansidło. Od telewizora odciągnął mnie dopiero dźwięk dzwonka. Zeszłam z kanapy i poszłam otworzyć. To Niall. Pomyśleć, że aż godzinę oglądałam tą komedię. Zapraszam przyjaciela do środka. Ten siada na kanapie i wyciąga nogi na stół. On u nas czuje się jak u siebie w domu, serio. Siadam obok mnie, obejmuje mnie ramieniem.
- Co się stało? Obiad ci zaszkodził? - pyta z rozbawieniem
- Nie, coś gorszego. To miłość.
- Liam? - kiwam głową i zaczynam opowiadać mu całą historię. Od rozmowy z tą laską do rozmowy z Harry'm.
- Widzisz jaki dobry trener. Puścił cię do domu i nie kazał być na treningu. Teraz powiedz, że jest wspaniały.
- Chyba śnisz. Weź tą spoconą łapę ze mnie.
- Nie wezmę. Byłem na treningu i pracowałem. To czuć. - odpowiada mi i zaczyna się śmiać - Chodź, przytulę cię. Możesz zatkać nos.
Obejmuje mnie tak mocno jak jeszcze nikt w życiu. On na serio jest wspaniały.
- Dziękuję. Kocham cię. - mówię
- Nie ma za co. Ja ciebie też kocham, a teraz daj mi pilota. - odpowiada
Podaję mu pilota, przełączył na jakiś film przygodowy. Niall wstaje z kanapy i już myślałam, że chce wyjść z domu, ale ten idzie do szafki i bierze popcorn. Zapomniałam, że jest głodny, a w sumie on zawsze czuje głód. Przynosi ten popcorn i częstuje mnie. Zabieram mu cały, a ten udaje obrażonego.
***
Po miło spędzonym popołudniu z Niall'em nadchodzi wieczór. Pomyślałam, że pójdę pobiegać. Przebrałam się w strój do biegania i wyruszyłam. Dobiegłam do lasu. Poszłam w kierunku mojego ulubionego drzewa. Patrzę nie ma. Wycięli je czy co? To drzewo było moje jak ja sobie bez niego poradzę. Trudno. Siadam pod innym drzewem. Dobiega do mnie płacz dziecka. Gdzieś niedaleko. Ruszam swój tłusty tyłek i nasłuchuję skąd może ten dźwięk dochodzić. Biegnę w tamtą stronę, gdzie słyszę dźwięk. Z daleka widzę małego chłopca. Podbiegam do niego i biorę go na ręce.
- Hej, mały. Nie płacz. - mówię do niego, a ten wyciera łzy rączką - Jak masz na imię? Ile masz lat?
- Jestem Adam Collins. Mam 6 lat i mieszkam na obrzeżach miasta.
- Znasz dokładnie nazwę ulicy? - pytam, a chłopiec kręci głową - A twoja mama jak ma na imię?
- Katherine.
- A tata?- pytam
- Ja..nie mam taty. Mój tatuś jest w niebie.
- Przykro mi. Poczekaj chodźmy z tego lasu, lepiej będzie jak gdzieś pójdziemy, gdzie będzie więcej ludzi.
Przechodzimy przez las i kierujemy się w stronę mojego domu. Wpadam do mieszkania z chłopcem na rękach. - A kto to? - pyta tata
- Adam, zgubił się w lesie. Znasz kogoś o nazwisku Collins?
- Znam, mam koleżankę w pracy. Ma na imię Katherine.
- To jego mama. Masz do niej numer telefonu?
- Hmm..nie wiem. Zobaczę. - stoimy chwilę w napięciu - O jest, mam jej numer. Zadzwonię.
- Dzięki. - odpowiadam
Cieszę się, że znalazłam się w tamtym miejscu. Gorzej jakby ten chłopiec nikogo nie spotkał po drodze. Po pół godzinie przyjechała mama chłopczyka i wzięła swoją zgubę. Widać było, że kamień spadł jej z serca. Tata był ze mnie bardzo dumny.
Tyle kochani. Rozdział dodaję szybciej i biorę się za pisanie kolejnego. U was też taki upał? Można zostawić gwiazdkę i kom xDD

TRENER | H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz